26 czerwca 2011

O cierpieniu ukrytym - Cindy Woodsmall „Kiedy serce płacze”


To, o czym się nie mówi – jest, istnieje. Przemilczany problem nie znika, nie maleje, lecz rośnie. Gdy usta milczą o prawdzie – krzyczy o niej dusza. Gdy śmieją się oczy – serce płacze.

Hannah Lapp, siedemnastolatka, pochodząca z rodziny amiszów i Paul, należący do społeczności odłamu mennonitów są w sobie zakochani. Nim chłopak wyjedzie na swój ostatni rok studiów, po kryjomu oświadcza się Hannah. Po kryjomu – wie bowiem, że by uzyskać pozwolenie na ślub od jej ojca, musi się jeszcze długo starać o zaufanie rodziny.

Niedługo po oświadczynach Hannah spotyka straszna tragedia – zostaje zgwałcona. O zdarzeniu dowiadują się tylko rodzice. Rodzeństwu i znajomym przedstawiona zostaje niepełna wersja wydarzeń: dziewczyna miała wypadek, potrącił ją samochód. O okrutnej i wstydliwej reszcie tajemnicy, mówiącej, co stało się po tym, jak gwałciciel wciągnął ją do samochodu – Hannah powinna porozmawiać sama – z biskupem. To zaś oznacza, że miałaby się o tym dowiedzieć cała społeczność amiszów. Dziewczyna nie wyobraża sobie, jak ma komuś opowiedzieć tę okropną historię, lecz jej ojciec ciągle ją do tego namawia:

„Trzymanie tego w tajemnicy przed biskupem jest złe. On jest naszym duchowym przywódcą, ukrywanie takich spraw przed nim powoduje, że nie może dobrze nami kierować.”[s. 50]*

Reguły amiszów nie zezwalają na obronę – nawet w przypadku gwałtu. W imię spokoju społeczności ojciec nie pozwala na kontakt z policją. Nikt nie pomyślał także o pomocy lekarskiej. dla Hannah: „Tutaj panuje spokój, nie możesz go zakłócać tylko dlatego, że cię napadnięto. Rozumiem ciebie i to, jak się czujesz, ale musimy przejść nad tym do porządku dziennego i żyć dalej”[s. 31].

Hannah, która stała się ofiarą, została potraktowana jak winowajca. Chłodna, wyrachowana reakcja ojca jest zupełnie niepojęta. Już jesteście zbulwersowani? To dopiero początek.

Niedomówienia, nienazywanie rzeczy po imieniu, półprawdy i fatalne zbiegi okoliczności sprawiają, że w życiu bohaterki pojawią się kolejne problemy. Ich zderzenie z jej wrażliwością i szlachetnością będzie okrutne.

Z początku nastawiałam się na typową i ckliwą historię miłosną o dwóch kochających się osobach z różnych światów, co sprawiło, że nabrałam do powieści pewnych uprzedzeń. Jednak ów dystans znikał z każdą stroną. Nie pamiętam, kiedy ostatnio lektura sprawiła, że po prostu znikałam z rzeczywistości. Pomysł na fabułę jest stosunkowo prosty, ale jego realizacja sprawia, że prócz wyobraźni, uruchamia także emocje – i to jakie! 

Narracja powieści jest zupełnie zwyczajna. Nie narzuca się formą, nie manifestuje swojego istnienia udziwnieniami, nie musi na siłę potęgować wrażeń, żeby czytelnik mógł je odczuć.

Bałam się, że zawiedzie mnie zakończenie – a książka do ostatniej strony zachwycała. Jak to dobrze, że autorka nie skusiła się na łatwe rozwiązania. Że nie popadła w banalność.

To przejmująca historia o zaufaniu: do ukochanego, przyjaciół i Boga; o wierze – dojrzałej, niecukierkowej, prawdziwej, trudnej. O tym, jak niezrozumienie niszczy relacje międzyludzkie. O rozdarciu: między dobrem własnym i interesami społeczności, uczuciami i powinnościami, swoim wnętrzem, a tym, czego oczekuje od nas otoczenie. Pokazuje świat amiszów od środka:  ich zasady i punkt widzenia. 

Kiedy serce płacze, gdzieś w środku wzrasta nadzieja. Wbrew światu, wbrew nam samym. Mimo wszystko. I wiele nadziei pozostawi w nas ta lektura.

Cindy Woodsmall, Kiedy serce płacze, tłum. Julita Makowiecka, wyd. WAM, Kraków 2011.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: WAM, seria: Labirynty. Kolekcja prozy
tytuł oryginału: When the Heart Cries
język oryginału: angielski
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 368
moja ocena: 4,5/6
skąd: za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu WAM.

22 czerwca 2011

Negacja jest łatwiejsza – Erlend Loe „Muleum”

Sporo trzeba się natrudzić, by przekonać siebie, że nie warto żyć - nawet wówczas, kiedy świat rozpada  się na kawałki. Język bywa w tej materii zupełnie bezradny.

Cierpienie niewątpliwie zbliża nas do pewnej mądrości. Trudno dyskutować z człowiekiem, który doświadcza fizycznego lub duchowego bólu. Wobec niego najlepiej milczeć.

Życie bohaterki powieści „Muleum” niewątpliwie naznaczone jest tragedią. W katastrofie lotniczej giną jej rodzice i brat. Julie popada w depresję. Codzienność staje się ciężarem, którego nie ma siły dźwigać. Choć dziewczyna jest piękna, młoda i bogata, a świat stoi przed nią otworem – pragnie śmierci.

„Drogi boże, mam na imię Julie. W katastrofie samolotowej w Afryce zginęli moi rodzice i brat. Bardzo ich kochałam i teraz, kiedy ich nie ma, straciłam chęć do życia”[s. 63]*.

W ramach terapii bohaterka prowadzi pamiętnik. Nie nastawiajcie się jednak na wielkie duchowe odkrycia - jej zapiski do żadnego filozoficznego traktatu o wartości życia i istotności umierania nie pretendują. Może i udaje się jej czasem przemycić kilka ważkich stwierdzeń, lecz i tak będą one nazbyt oczywiste. Doniosłość tematu rozproszy się w bylejakości języka nastolatki. Powaga sytuacji ulegnie rozbrojeniu w zderzeniu z potocznymi wypowiedziami ocierającymi się często o frazes i nadmierną afektacją bohaterki. 

Spokojnie – to było w planie. I to w planie pierwszym. Poza tym narratorem jest zwyczajna, nieco rozpieszczona nastolatka, której świat wartości pozostawia wiele do życzenia. Dlatego śmiertelnie poważne wypowiedzi Julie zabrzmią niezwykle zabawnie.

„(...) Czasami człowiek jest o krok od tego, żeby ze sobą skończyć, bo nic go nie cieszy, na nic nie ma ochoty i nie wierzy, że kiedykolwiek będzie czuć się lepiej”[s. 35].

„Od prawie dwóch dni leżę za starym traktorem stojącym w rogu kurnika (...). Przez cały czas wchodzą tu ubrani na biało ludzie i zabierają kury, chyba po to, żeby pobrać od nich próbki do badania [chodzi o ptasią grypę, którą Julie bardzo pragnie się zarazić]. Gdy wychodzą, zwabiam kury kukurydzą, a kiedy są dostatecznie blisko, chwytam je i przytulam się do nich, i pozwalam, żeby na mnie chuchały, ale ciągle nie czuję się chora”[s. 97].

W misternie planowanych samobójstwach, w swej ostentacyjnej pogardzie wobec życia bohaterka wkrótce odnajdzie zupełnie inną siebie. Bo wcale nie tak łatwo zaprzeczyć chęci życia, pięknu istnienia i nieustającej nadziei.

Dla mnie "Muleum" to przede wszystkim powieść o nieporadności naszego języka, który w obliczu cierpienia język staje się bezużyteczny. Słowa, którymi mówi się o tragediach są puste jak frazes. Zbyt powierzchowne, by pokazać to, co ukryte głęboko. Ale też jakże atrakcyjne są owe frazesy, jakże łatwo za nimi podążyć. Negacja w takich sytuacjach jest po prostu łatwiejsza. 

To książka, która może rozbawić, przerazić, zirytować i zasmucić, a najlepiej wszystko po trochu – w zależności od tego, jak do niej podejdziemy. Oby tylko nie za bardzo poważnie!

Erlend Loe, Muleum, tłum. Milena Skoczko, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: słowo/obraz terytoria, seria: Książki do czytania
tytuł oryginału: Muleum
język oryginału: norweski
okładka: broszurowa
ilość stron: 196
moja ocena: 5/6
skąd: za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu słowo/obraz terytoria.

8 czerwca 2011

Rozważania o materii duszy – Nuria Amat „Kraina duszy”

W kraju, któremu odebrano wolność, podobnie jak w ludzkim ciele dręczonym chorobą, rozkwita dusza. Smutna, obolała, wystraszona, a mimo wszystko - piękna. Piękna przez sam fakt istnienia.

Hiszpania, lata czterdzieste. Autonomia katalońska zostaje zniesiona przez generała Franco. Wszelkie przejawy suwerenności są niszczone. Mieszkańcy Barcelony mają przeszłość wymalowaną na twarzach. Ból po niedawnej wojnie jest jeszcze bardzo świeży. Lecz życie toczy się dalej. „Mówi się, że wojny usypiają w ludziach duszę”[s. 19]*. Teraz dusze ludzkie budziły się z koszmaru. Były jak motyle wychodzące z poczwarki. Pragnęły innego życia.

„(...) Katalończycy mówili jakby do wewnątrz. Jak Baltus. Kiedy rozmawiali w swoim języku wyglądało to tak, jakby się zwierzali sobie z jakichś osobistych sekretów. Rodziny w małym kraju bały się, że dyktator może podsłuchiwać nawet wtedy, kiedy rozmawiają w domu i że może kazać ich wszystkich rozstrzelać”[s. 61].

„Młody wycieczkowicz odważył się rozwinąć flagę małego kraju i zatknąć ją na patyku na samym czubku naszego najwyższego górskiego szczytu. Z tego powodu został skazany na dwadzieścia lat więzienia”[s. 157].

W tej scenerii spotykają się dwie niepospolite dusze. Między Neną Rocamorą i Baltusem Arnau rodzi się niezwykłe uczucie. Czytelnik wkracza sam w środek ich świata. W dzieje miłości. Poznaje ich miasteczka: La Navę i Almadorę, domy, rodziny i przyjaciół. A przy tym - katalońskie obyczaje i tradycje.

Spotkania, rozmowy, zetknięcia, przypadki. Wydaje się, że w powieści nic takiego się nie dzieje. Rzeczywiście – nie ma tu typowej, wyraźnie zarysowanej akcji, z właściwymi jej, charakterystycznymi elementami. Snuje się leniwie, nabiera tempa, by nagle zatrzymać się na opisie jakiejś sytuacji, zdarzenia, krajobrazu, pogody, czyjejś sukienki; by wkroczyć w labirynty chwilowych myśli bohaterów, opisać ich reakcje, słowa rzucone mimochodem; by zmienić kierunek pod wpływem przytoczonej przez kogoś anegdoty i szerzej nakreślić jej kontekst. Wątki splatają się ze sobą, omijają, gubią, urywają...

Jest paralela między Katalonią, „małym krajem” trawionym przez niszczycielską dyktaturę i Neną, która zapada na tajemniczą, nieznaną chorobę. Naród, jakiemu odebrano ciało, wciąż jest silny duchem. Jego ludzie mają wrażliwsze i poetyckie serca pełne pragnień.

Nena pragnie żyć. Spoglądać na swoje córeczki z okna nowo wybudowanego domu. Kochać. Czytać. Pisać. Bywa, że bohaterka nie radzi sobie ze słowami. Słowa to przyobleczone w materię znaki duszy. Znaki niedoskonałe, nie mogące właściwie jej wyrazić. Zamykające jej nieobjętą semantykę w uniformy dźwięków. Uciszające to, co w niej krzyczy. I takie nietrwałe. "Gwiazdy umierały w niezwykły sposób. Spadały na łeb na szyję z firmamentu. Słowa wypowiedziane przez Nenę Rocamorę umierały w równie dziwny sposób"[s. 186].

Dlatego Nena często pisze wiersze. Tylko poetyckie strofy są w stanie ogarnąć całe bogactwo duszy. Tylko poezja radzi sobie z niewyrażalnym szaleństwem. Tylko ona ocala dobro w zniewolonym świecie przesiąkniętym obłudą i szarością. "Dyktatura zwielokrotniała wszystkie wady świata"[s. 119].

Podobnie jest z mową w małym kraju – mówiąc jedno, pragnie się wyrazić coś zupełnie innego. „Pan Arnau [ojciec Baltusa] chciał powiedzieć w swoim artykule, że tam, gdzie kiedyś była kropka, znajdował się teraz przecinek”[s. 49]. Znaczenia słów odczytuje się sercem. To uczucia są odbiorcami ich zakodowanych treści.

W krainie duszy od wydarzeń w rzeczywistości istotniejszy jest świat wewnętrzny bohaterów. Główną osią i spoiwem narracji są uczucia, decyzje, opinie, emocje i stany. Znajdziemy tu więc opisy: miejsc, chwil, nastrojów, stwierdzenia i myśli bohaterów, z których dla fabuły często nic nie wynika, ale które tworzą niezwykły koloryt tej lektury. Nie zauważymy, kiedy staniemy się częścią tej powieści, znajdziemy się w samym jej sercu, pomiędzy bohaterami i zobaczymy świat ich oczami.

Polifoniczność narracji i rozczłonkowanie fabuły oddają zagubienie i dezorientację – narracja trzecioosobowa nagle przechodzi w pierwszoosobową, jest przekazywana z ust do ust. Opowiedziany świat jest czymś drugorzędnym, ważniejsze jest to, jak który z bohaterów go opowiada, w jaki sposób odbiera.

To książka przesiąknięta niepokojem. Opowiada o najsubtelniejszych odcieniach miłości. Pokazuje, jak bardzo jest ona trudna, niepojęta i ryzykowna. „Im bardziej kochała, tym bardziej miłość wydawała się jej czymś stanowczo za małym”[s. 181].

Piękna, poetycka lektura napisana z niesłychaną lekkością. Inna niż większość z tych, które dotychczas przeczytałam. Warto.

Nuria Amat, Kraina duszy, tłum. i wstęp Katarzyna Jachimska-Małkiewicz, wyd. WAM, Kraków 2010.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: WAM, seria: Labirynty. Kolekcja prozy
tytuł oryginału: El país del alma
język oryginału: hiszpański
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 380
moja ocena: 4,5/6
skąd: egzemplarz recenzyjny od wydawnictwa WAM.