29 września 2012

Rzeczywistość na kształt marzeń - Barbara Kosmowska „Niebieski autobus”


Kiedy mamy niewiele – cieszą nas małe rzeczy. Gdy otacza nas szara bylejakość – choćby i w wyblakłych kolorach dostrzeżemy artyzm. Kiedy tyle beznadziei wita nas za powiekami – rzeczywistość zaczyna przybierać kształt marzeń.

Bohaterka powieści, Miśka Pietkiewicz,  rozpoczyna od dzieciństwa. Od jego zapachów, dźwięków i smaków. Pisze o podstawówce: swoich nauczycielach i rówieśnikach. O domu, podwórku i rodzinie. O egzaminie do szkoły średniej i podróży na studia. I tak dalej. I bliżej – do dojrzałości, do dorosłości trudów, do odnajdywania samej siebie. I nie będzie żadnym uogólnieniem, jeśli napiszę, że tematem tej książki jest po prostu życie.

Dziewczyna zgrabnie i sumiennie kreśli jego mapę. Widnieje na niej kilka miejsc, jakie w szaleństwie zmian, okresach burzy i naporu, zawiłościach losu - pozostają nienaruszone. Trwają dzielnie i cierpliwie przyjmują bohaterkę w swój kawałek bezpiecznego cienia. To dom rodzinny, skąd wyjeżdżając na studia, chciała zacząć wszystko od nowa. To wielgachny kasztan rosnący na jej podwórku „ogołoconym ze wszystkiego, co ładne”[s.25]* i ogród pana Sybiduszki, gdzie przychodziła razem kolegą, Krzysiem.

„[Pan Sybiduszka] pozwalał swoim roślinom rosnąć na wysokość, na jaką miały ochotę. Pozwalał też dziczeć starej gruszy i rozrastać się rozchodnikowi. Twierdził, że jego ogród jest namiastką raju i jako dzieło Boga nie powinien podlegać żadnemu strzyżeniu, kopaniu i nawożeniu.”[s.89]

Do tych miejsc – bezpiecznych, oswojonych i przemyślanych, wymoszczonych wspomnieniami chwil niezwykłych, przemieszcza się tytułowym autobusem. I nie bez przyczyny jest on niebieski.

„Podróże są wyzwaniem, walką, zwycięstwem. A powroty miłością.”[s.188]

Kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy? Czy kiedykolwiek zaczynamy coś zupełnie od nowa czy każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy**...? Czy przeszłość mija naprawdę? I ile z tego, co najbardziej nas dotyczy, tak naprawdę zależy od nas? Co możemy ocalić przed przemijaniem, jeżeli cokolwiek ocalić możemy?

Mapa miejsc staje się wkrótce także mapą uczuć i myśli. I wiele drogowskazów można z niej wyczytać. Drogowskazów bardzo mi bliskich, znajomo brzmiących, godnych zaufania.

Na początku myślałam, że komizm będzie przeważał w tej historii ze schyłku lat sześćdziesiątych, pełnej absurdów PRL-u. Że na pierwszym planie znajdą się dziwactwa rodziny Pietkiewiczów, ich egzystencja w dusznej atmosferze mieszkania pachnącego samogonem, uwzględniająca wszelkie aspekty ówczesnego bytu społeczno-politycznego i najbardziej charakterystyczne narodowe Polaków przywary (ponadczasowe).

Babcia Bronia wiecznie przegadująca się z tatą. Tata ustępujący babci Broni przed przyjściem renty. Babcia Bronia, niegdyś suflerka w teatrze, wygłaszająca śmieszne, prostacko-sentencjonalne mądrości. Mama marząca o niedostępnym segmencie. Wuj Roman znoszący do domu różne przedmioty, wuj Roman produkujący bimber, wuj Roman wracający z aresztu. Państwo Parysiakowie, którym nieustannie już wkrótce dadzą wizę do Ameryki.

Ale z czasem refleksja wzięła górę nad dowcipem, a humor stał się w rękach autorki tylko narzędziem do szkicowania ciepłego, jasnego wspomnienia. Komizm zmienił się w zaledwie delikatne tło owego czasu „bez troski i bez nadziei. Wystarczająco śmiesznego, by zapłakać”[s. 185]. Śmiech i smutek, radość i beznadzieja – są tu jak awers i rewers. Tworzą nieoczywisty, niejednoznaczny dysonans.

„Wszystko wokół nieubłaganie szarzało: dom, rodzice i przedmioty, z których można byłoby stworzyć potężną galerię materialnego absurdu. (...) Mój dom nadal był na niby (...). Na niby bywają u nas ludzie i rzeczy: herbata udająca perfumy, dykta udająca ścianę, wuj udający dżentelmena, ojciec udający fachowca, mama udająca osobę niezwykle zajętą... Tylko pluskwy zawsze bywały prawdziwe. Jednak któregoś razu, gdy spacerowały nad łóżkiem rodziców i pięły się po ścianie w poszukiwaniu ofiary, doszłam do wniosku, że i one udają. Całkiem gustowną tapetę na ścianie.”[s.129].

*
Istnieją dwa rodzaje marzeń. Te pierwsze są jak szklane kule szczelnie ograniczające nas swoją powierzchnią, zza jakiej rozpaczliwie spoglądamy na cel. Przestrzeń marazmu i niemocy, która chęć do działania zatrzymuje na słowach. „Małe autonomiczne królestwo marzeń”[s.184], „niewidzialna rodzinna fortuna lokowana w banku złudzeń”[s.184], „życie trwające w tym samym miejscu”[s.187].

„Gdy byłam mała, zastanawiałam się, ile razy mama i tato trafiają nogą na własne niewidoczne ślady kolekcjonowane cierpliwie przez wytrwałą podłogę. Nasze mieszkanie było niewielkie, a ich dreptanie nieustanne.”[s.188]

Lecz są także inne marzenia. Te, co popychają do przodu, kształtują i dodają sił. Przez które godzimy się na mądre cierpienie. Które chronią nas przed innym losem. Dla Miśki takim pragnieniem były studia. Doktorat. No i Krzyś. Niespełnione uczucie z dzieciństwa. Miłość, która przeszła obok***.

Mimo że powieść tak obficie przesiąknięta jest zadumą, autorce udało się stworzyć akcję, trzymającą w napięciu do ostatnich słów. A między nimi ukryła: mądre wzruszenie, bezpretensjonalną tkliwość, dyskretną czułość. Doniosłość zwykłych chwil.

Lubię, kiedy ktoś potrafi opowiadać o tym, co nam się przydarza w monotonnej codzienności w sposób tak doniosły. Nie patetyczny – doniosły. To ujmujące. I to poczucie, że nie jestem tak do końca dziwakiem: gdy zachwycają mnie drobnostki, gdy zwykłe spotkania i zdarzenia uruchamiają niemal filozoficzne refleksje, gdy czasami czuję się, jak w środku mojej własnej powieści, pisanej prozą życia... Choć chyba ja wciąż jeszcze za dużo patetyzuję.

Barbara Kosmowska, Niebieski autobus, wyd. W.A.B., Warszawa 2011.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

**W. Szymborska
***Ks. J. Twardowski
wydawnictwo: W.A.B.
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 320
moja ocena: 6/6
skąd: zakup nieprzypadkowy. Ktoś mi kiedyś szepnął, że warto. I dzięki mu za to! :-)

11 komentarzy:

  1. Jak ja lubię tę książkę! I przejażdżkę niebieskim autobusem do wspomnień z dzieciństwa i młodości:) Mam piękny wpis w raptularzu przeplatany zdaniami z powieści i swoimi (zbyt osobisty, by publikować, ale wzruszający). Chyba często zbyt pochopnie odrzuca się literaturę popularną i dlatego po wielokroć dzięki za dobre słowa o tej książce. Wolę ją od pęczka noblistów. Serdeczności:)
    PS
    Chyba nie ja szeptałam...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkowcu, Ty, Ty, Ty szeptałaś! Tylko nie mogę znaleźć Twojego szeptu wśród swoich komentarzy i nie byłam tego pewna na 100%. To dzięki Twojej sugestii zamówiłam sobie tę książeczkę w promocji Weltbiltu (milion książek za 10 zł), inaczej pewnie bym przeoczyła.

    A widzisz, moja recenzja też zrobiła się bardziej osobista niż inne. Wiele przemilczałam. Bo momentami to tak, jakbym czytała o sobie.

    Dziękuję!

    Pozdrawiam!! :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to cieszę się stokrotnie, że się spodobała:) Często miewam inne gusta i drżę, gdy ktoś czyta moją entuzjastyczną recenzję, a potem... klops. Sama nie wiem, gdzie pisałam. Chyba u siebie, gdy była akcja czytadeł na lato, ale nie jestem pewna. Sama już się zastanawiam, czy nie wprowadzić etykiet z autorami, zamiast tematycznych. Tylko nie chciałoby mi się wstecz uzupełniać. Na wakacjach przemyślę. Nie widziałam też tej książki w Weltbildzie! Mam maleńką, stareńką...
      No nic. Prawda, że taka normalna, polska, kobieca książka? Przeżyłam sporo litrackich powrotów do PRLu, ale ten był wyjątkowo udany. A po spotkaniu z autorką też miałam wrażenie, że nas sporo łączy. Przesympatyczna kobieta, a tak cicho o niej. DZIĘKI:)))

      Usuń
    2. Też tak mam, że drżę, ale w sumie to już nauczyłam się tym nie przejmować. Wiem, że mam specyficzny gust i wiem, że nie da się go odciąć od czytania. Nie umiem się wyobiektywizować. Czyta się całym sobą. To jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

      "Niebieski autobus" to jest strzał w dziesiątkę moich upodobań. Kocham ten rodzaj pisania. I wiele mnie z bohaterką łączy - mentalnie.

      Wiem, że wspomniałaś o tej książce przy okazji Boleckiej - "Leć do nieba". Tam na bohaterkę też wołali Miśka i akcja także miała miejsce w PRL-u. Ale te dwie książki to zupełnie inne bajki.

      I to zazwyczaj tak bywa - o tych, o których jest cicho - oni są świetni. Trzeba ich szukać i odkrywać. Zresztą z Bolecką miałam tak samo.

      A do Kosmowskiej sięgnę jeszcze - z pewnością.

      Dzięki! :)))

      Usuń
  3. Słyszałam wiele dobrego o tej książce ale po takiej recenzji to a koniecznie muszę ja przeczytać !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tosiu, i słuszne to były głosy!

      Sięgaj - spodoba Ci się!

      Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję, że o mnie pamiętasz, choć ja nie bywam tak często u Ciebie. Mój czas się skurczył. Drastycznie. :|

      :*

      Usuń
  4. Takie przypadkowe zakupy najczęściej są szczególnie trafione;) Nie słyszałam o tej książce wcześniej, nawet nie przypominam sobie, bym gdzieś ją widziała.
    Absurdy PRL-u ostatnio mnie ciągną, więc z wielką przyjemnością sięgnę po tę książkę;) Mam nadzieję, że znajdę w niej wiele dla siebie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scathach, to prawda. A książka niepozorna i mało rozreklamowana. A warta wielu czytelników!

      Znajdziesz z pewnością - wiele. I nie tylko tego, co śmieszne i absurdalne.

      Serdecznie Ci dziękuję za wizytę!

      Usuń
  5. Jak to się stało, że mnie ta książka ominęła!?:) Ponieważ lubię literackie powroty do PRL-u, będę polować na nią na targach krakowskich. Mimo że wydana w 2011 roku, to chyba powinna być na stoisku wyd. W.A.B.... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beato, poluj, bo naprawdę warto - nie tylko ze względu na czasy, w których toczy się akcja. Chociaż wydaje mi się także, że te czasy są z resztą bardzo mocno związane. Nieodłączne. Że były motorem dla takich, a nie innych przemyśleń i wniosków. Bo to przecież czas, gdy tyle było niemożliwe i niedostępne.

      Życzę, żeby książka była dostępna. Powinna być, młode wydanie :)

      Pozdrawiam!! :-)

      Usuń

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.