1 września 2012

Za dużo tu nierzeczywistości – „Katarzyna Enerlich „Czas w dom zaklęty”


Potrafię przenieść się w najbardziej niesłychane literackie światy, jeśli tylko nikt mi w tym nie przeszkadza - a już na pewno nie narrator. Lubię krytykę, bo krytyka bywa twórcza i otwiera nowe perspektywy. Bo bywa wyzwaniem i przyczynkiem do zmian na lepsze. Musi tylko być zasadna.

„Za chwilę zobaczy ją... Swoją oprawczynię... To ona zabrała jej matkę, dziecko, mężczyznę i miłość. Tak wiele krzywd. Czy zdoła jej wybaczyć? Czy poradzi sobie z tym? Teraz targały nią wątpliwości, czy dobrze robi, zjawiając się tutaj. Czy dojrzała do tego i czy to jest właśnie ten moment? Czy poprzez wybaczenie ma szansę wyzwolić się od ościenia lat spędzonych w domu pod lasem? Z tamtą pod jednym dachem?”[s.8]*

To, tamto, ten, tamta, tam... - już wyjaśniam! Otóż Ruta, trzydziestopięcioletnia kobieta z bagażem tragicznych doświadczeń przybywa do domu opieki „w małym miasteczku gdzieś na Mazurach”. Przybywa spotkać się z kobietą na łożu śmierci i spełnić jej ostatnią wolę, a tym samym stanąć przed jakże trudnym zadaniem – przebaczeniem. Owa kobieta to Serafina, sąsiadka, z którą dzieliła dom. Miał on być dla Ruty obietnicą szczęścia, nadzieją na lepsze życie z dala od zgiełku miasta i ciasnoty bloków. Jednak życie w nim okazało się koszmarem.

Sefafina to karykatura fanatyzmu katolickiego w najgorszym wydaniu. Rozmodlona pobożnisia biegająca ochoczo do kościoła, ale nie mająca nic wspólnego z jego Ewangelią. Jej wiara sprowadza się jedynie do pustej obrzędowości, bezsensownego klepania pacierzy i hojnego wspierania budżetu parafii. Jest zgorzkniałym, fałszywym, prymitywnym, nienawistnym człowiekiem, który nie ma szacunku dla innych poglądów. A ponieważ Ruta i jej matka nie są katoliczkami biegającymi obowiązkowo na każde nabożeństwo, troskliwa sąsiadka stara się nawrócić ich na właściwą ścieżkę. Kiedy to nie wychodzi, postanawia uprzykrzyć im życie, gdyż nie wyobraża sobie mieszkania pod jednym dachem z bezbożnikami i diabelskim nasieniem.

Powieść zapowiadała się nieźle: mocny początek będący wejściem w niewiadomą, która z każdym rozdziałem odrobinę się rozjaśnia; cytaty z R. M. Rilkego rozpoczynające każdy rozdział, dodające mu powagi i głębi; poruszająca problematyka przebaczenia; motyw domu, który tak bardzo lubię; zastosowanie techniki retrospekcji; wreszcie – przecudne, klimatyczne reprodukcje fotografii i obrazów (główna bohaterka jest bowiem malarką). Jednak po jakimś czasie trudno mi było odeprzeć wrażenie niekonsekwencji w kreowaniu bohaterów, chaotyczności w budowaniu świata przedstawionego (dygresje dygresji) oraz narastającej tendencyjności fabuły. Książka zmieniła się w męczącą pseudokrytykę katolicyzmu.

Po pierwsze bigoteria Serafiny, po drugie [uwaga, spoiler! niestałość i słabość charakteru przyjaciela i kochanka Ruty, byłego księdza, Marka, która ma świadczyć o kryzysie powołań w ogóle. ] To znów Marek (przjaciel Ruty) przypomina sobie, że „kolejny z jego kolegów księży ma dziecko z gospodynią”[s.171], to znów ludzie biorący udział w rekolekcjach „wracają do domów” i „są źli, nienawidzą, uprawiają seks przedmałżeński i palą papierosy”[s. 176]...

O ile mogę zrozumieć poglądy Ruty, która zraziła się do kościoła, doznając tyle zła ze strony Serafiny, to trudno mi pojąć tendencyjność, w jaką popadła narratorka. Nie lubię, kiedy książka staje się pretekstem do wyrażania poglądów autora, do przemycenia czytelnikowi jakiejś ideologii.

Dla Ruty katolicyzm to tylko „zbiorowe udawanie dobrych ludzi. Na moment tylko, na czas rekolekcji, nabożeństwa, ważnego spotkania z biskupem”[s.177], a więcej radości i miłości do świata widzi w kultowych tańcach pogańskich niż w corocznej procesji katolików przez miasto[por.s. 202]. Wobec słabości i grzeszności człowieka lepszy jest brak deklaracji do przynależności religijnej („brak tej deklaracji jest większą uczciwością”)[s.177]. Każda taka deklaracja jest przez bohaterkę traktowana jako z gruntu fałszywa. Ruta wyznaje za to wiarę we Wszechświat pisany z wielkiej litery, jego moc sprawczą i przeznaczenie, które przygotował dla człowieka.

Te infantylne argumenty na temat kościoła w połączeniu z kreowaniem bohaterki na dojrzałą artystkę o przenikliwym spojrzeniu na świat wywołują śmieszność, obnażają jej intelektualną naiwność i ignorancję. Równie naiwny jest newage`owski bełkot o wszechświecie, który nadaje wydarzeniom niepotrzebnego patosu. Bardzo zdystansowałam się do takiej narracji.

„Dotarło do niego [Marka], na czym polega hipokryzja Serafiny i tysiąca innych do niej podobnych, tak zwanych wyznawców wiary. W tym miejscu [kościele] taki pseudowyznawca sprawia wrażenie wybrańca Boga, stąpa uduchowiony, szczęśliwy z powodu nawiedzenia przez boskość, a potem wraca majestatycznie do domu, czasem tylko przystaje przed kimś znajomym, by obrzucić złym słowem plotki swoją sąsiadkę, najprzyjemniej, gdy może poszeptać o grzechach cielesnych, i idzie dalej, a jego myśli płyną już w zupełnie innym kierunku – prozy życia, które sam kreuje. I spełnia się kolejna kreacja: awantury na klatce schodowej, bolesne smagania przekleństwem, rękoczynów, donosu do ważnej instytucji czy w wersji bardziej nowoczesnej – jakiegoś prześladującego SMS-a, anonimowego wpisu na internetowym forum czy e-maila, który wytrąca kogoś po drugiej stronie z równowagi.”[s. 170-171]

Nie przekonała mnie opowieść o rzekomej klątwie ciążącej nad domem i jego mieszkańcami. Fatum, przeznaczenie, klątwy, czary? Jakoś nie przemawia do mnie ten motyw jako główny konstrukt fabuły obyczajowej, realistycznej powieści. Jest sztuczny, mało sugestywny.

Nie trafia do mnie również historia miłości Marka i Ruty. [uwaga, spoiler! Czy naprawdę dorosły, szczerze zakochany mężczyzna (co z tego, że były ksiądz) odchodzi pod wpływem słów Serafiny, nawiedzonej bigotki, której przecież nie szanował? I to w tak trudnym dla Ruty momencie – po stracie matki i dziecka? Jego decyzja jest dla mnie jeszcze jednym dowodem na tendencyjność i niekonsekwencję książki. A potem, kiedy Marek chce znów wrócić do Ruty, jest już tylko gorzej: ckliwie, sentymentalnie i mdle.]

Nieprawdopodobne wydarzenia, niewiarygodne zbiegi okoliczności, wydumane tezy, płytka krytyka. Za dużo tu nierzeczywistości – nawet jak na literacką fikcję. I może, gdyby historia owego domu złego opowiedziana została mi lepiej – uwierzyłabym opowiadającemu. Bez niekonsekwencji, bez demagogii, bez negatywnych emocji, bez pretensjonalności. Bo mogłaby to być naprawdę piękna baśń o nieszczęśliwej, biednej kobiecie chorującej na nienawiść, uwięzionej w murach przeklętego domu, którą ocalić może tylko przebaczenie. Baśń o dobru, które zwycięża zło. Mogłaby być.

Katarzyna Enerlich, Czas w dom zaklęty, wyd. MG, Warszawa 2010.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: MG
okładka: broszurowa
ilość stron: 208
moja ocena: 2/6
skąd: zasoby domowych półek.

13 komentarzy:

  1. To się powieści dostało, ale skoro zasłużyła, to lepiej pisać szczerze. Tematyka jak dla mnie męcząca. Ale twoja recenzja, jak zawsze - znakomita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasłużyła. Choć kiedy przeglądałam recenzje innych, mój głos wydaje się odosobniony. Mam nadzieję, że nie oberwie mi się za tę szczerość.

      Dziękuję :*

      Usuń
    2. Ale w zasadzie uważam, że to jedna z moich słabszych recenzji. Chyba za wiele tu negatywnych emocji. Choć od lektury minęło trochę czasu, trudno było złapać do nich dystans... :(

      Usuń
  2. Sądzę, że i mnie by to samo irytowało, dlatego po powieść z całą pewnością nie sięgnę. Jakoś nie mam szczęścia do książek pani Enerlich - zachwalana "Studnia bez dnia" straszliwie mnie rozczarowała:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isadora, wcześniej czytałam "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" i, choć stylistyka trochę mnie denerwowała, oceniłam ją wysoko i naprawdę bardzo mi się podobała. Ten styl, mimo że zbyt pretensjonalny momentami, wydał mi się wtedy jakiś szczery i taki inny, żywy, naturalny. Dlatego teraz bardzo się zawiodłam. Bardzo sobie upodobałam ten tytuł - "Czas w dom zaklęty" - to była obietnica czegoś wspaniałego... No trudno - tak bywa.
      Swoją drogą czytałam u Ciebie recenzję "Studni..." i chyba nawet pisałam Ci już o tym.

      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  3. To masz identyczny dylemat jak ja ostatnio! Niełatwo jest pisać odosobnioną recenzję, prawda? Ale bardzo ci za nią dziękuję. Swojego czasu cieszyłam się, że książkę upolowałam w matrasie z przeceny, bo po wielu wspaniałych recenzjach bardzo chciałam i ja pobyć na Mazurach wśród emocji bohaterów. Czuję, że miałabym identyczne jak ty odczucia, bo drażnią mnie te same problemy. Książka w takim razie poczeka, o ile się doczeka w ogóle. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno pisać odosobnioną recenzję. I powiem Ci, że rzadko w ogóle chce mi się pisać recenzje książek, które mi się nie spodobały - chyba że przekroczą dopuszczalny poziom mojej irytacji. Ta przekroczyła.

      Widzisz, ja też upolowałam ją w Matrasie na styczniowych promocjach. I bardzo się cieszyłam z zakupu... Trudno, tak czasem bywa.

      Dziękuję za komentarz!
      Serdeczności! :-)

      Usuń
  4. Bardzo wyczerpująca opinia - nie miałam jeszcze okazji spotkać się z twórczością Enerlich, ale do tej pory trafiałam na same pozytywne recenzje. Cieszy mnie fakt, że napisałaś co myślisz - nie można tylko słodzić, każdy ma prawo do swojego zdania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za wypowiedź.
      Fakt, nie można tylko słodzić, ważne jest jednak, żeby przyczyny niesłodzenia dobrze uargumentować. Czasami to oczywiste i łatwe, czasami - na granicy gustu i wrażliwości, co jest o wiele trudniejsze.

      Mam nadzieję, że mi się udało.

      Pozdrawiam serdecznie!

      PS: Mimo wszystko myślę, że z pisarstwem Pani Kasi Enerlich warto się spotkać. Choćby dlatego, żeby poznać jego specyfikę i wyrobić własne zdanie na jego temat. Sama wierzę, że jeszcze mnie zaskoczy.

      Usuń
  5. Oj jak ja się z Tobą zgadzam jeśli chodzi o takie wykorzystywanie książek by 'wyżyć się' na katolicyzmie. Sama mam swoje zdanie na ten temat, ale to na pewno nie jest miejsce na taką dyskusję:P Przeczytałam kiedyś (w sumie trudno mówić, że przeczytałam jeśli w nerwach rzuciłam książką w połowie czytania) podobną pozycję pt. "Kuźnia na rozdrożu" jeśli dobrze pamiętam i został mi po niej tylko niesmak. Nie jestem fanatyczką niczego, ale nawet ja uważam, że na trudne, kontrowersyjne tematy, czy takie z którymi się nie zgadzamy można pisać w mądry, przemyślany, nie krzywdzący i nie sprowadzający do schematów sposób. Pisałabym dalej, ale się opanuję:P Lubię Twoje recenzje i chyba za tą Twoją nieugiętość w swoich osądach i opiniach ta pierwsza dziesiątka eBuki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że można krytykować mądrze - a nawet trzeba. Ale czy na podstawie jednego beznadziejnego przypadku można generalizować i oceniać cały katolicyzm? Sama jestem bardzo krytyczna co do kościoła, a gdyby nasz proboszcz słyszał tematy poruszane na Dyskusyjnym Klubie Katolickim w naszej wiosce - czem prędzej rozgoniłby towarzystwo.

      Zresztą nie lubię wszelkiej tendencyjności w literaturze. To po prostu nieuczciwe.

      Swojego miejsca w pierwszej dziesiątce eBuku wciąż jeszcze nie pojmuję :)

      Dziękuję :*** :)

      Usuń
  6. Oleńka, jak najbardziej rozumiem że nie chce Ci się pisać negatywnych recenzji, sama często mam podobnie. Gdy książka mi się nie podoba, mam ochotę od razu rzucić ją w kąt i nie tracić na nią ani minuty dłużej. Ale z drugiej strony, dobrze wyrazić swoje zdanie, nawet jeśli różni się znacząco od innych, by dać kolejnym potencjalnym czytelnikom do myślenia. Nie miałam dotąd okazji zapoznać się z twórczością pani Enerlich i muszę przyznać - nie planuję. Dzięki Twojej opinii uniknę rozczarowania.. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Ale chciałam też powiedzieć, że, mimo tej negatywnej mojej recenzji - spróbuj dać szansę innym książkom Pani Katarzyny - wiem, że jest ich sporo i że cieszą się dobrymi opiniami. Sama też dam im kiedyś szansę - tylko wówczas będę mogła wyrobić sobie najpełniejsze zdanie na temat jej pisarstwa.

      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.