13 czerwca 2013

Druga strona bólu - Roma Ligocka „Dobre dziecko”


Cierpienie nie ma logiki. Ale miłość także jej nie ma - na szczęście.

„Umiem tylko kochać. Nie umiem być kochana. Nigdy nie umiałam – nawet jako dziecko”.[s.8]*. „Nigdy nie miałam domu ani nawet własnego nazwiska”[s.9]. „Nigdy nie miałam pełnej rodziny (...)”[s.10] – wyznaje Autorka na pierwszych stronach książki. A potem dodaje to, z czym tak bardzo się zgadzam: „Nasza teraźniejszość jest przecież naszą przeszłością – zbudowaną tylko z trochę innych kamieni”[s.11]. Z jakich kamieni zbudowana jest jej teraźniejszość?

Roma, Romeczka. Niewysoka dziewczynka z warkoczami o ciemnych oczach i trochę za szerokich ustach. Niektórzy mówią, że jest chuda jak szczapa, ale ona tego nie widzi.[por. s.15] Dwunastolatka żyjąca w swym osobnym świecie. Wycofana, milcząca, apatyczna, niepewna siebie, lękliwa, bardzo wrażliwa. Smutna. Nie ma koleżanek, trudno jej nawiązać kontakt z rówieśnikami. Ale dobrze jej ze swoją samotnością. Nie lubi szkoły. Lubi czytać i rysować.

Pięć lat po wojnie: bieda, szarość i terror stalinizmu. Żywa pamięć: getta, ucieczki z niego, ukrywania się w czasie okupacji. Świeże rany. Wiemy, że do końca nie zagoją się nigdy.

„Czasem chciałabym umrzeć. Wiem, jak się umiera. Widziałam tyle razy, jak umierają ludzie. Potem leżą już spokojnie i nic się z nimi nie dzieje.”[s.41] „[Babcia] nie pozwalała mi patrzeć na trupy, w martwe oczy ludzi obok nas. Były jak ze szkła, szeroko otwarte. Zgasłe. Patrz w niebo – mówiła – patrz sobie w niebo”.[s.54]

A obok tego bagażu traumy trudna relacja z matką. Z jednej strony wielka potrzeba akceptacji, czułości i bliskości, z drugiej - odkrycie, które zasieje nieufność, bunt i obrzydzenie. „Od tej chwili wiem, że jestem sama na świecie. Od tej pory wiem, że ona mnie zdradziła.”[s.40] – pomyśli Roma po przeczytaniu listu „wujka” Arka, żonatego mężczyzny, do swej matki. A potem wieczny niepokój i strach o jej utratę. A potem jest milczenie, depresja, myśli samobójcze, brak zainteresowania córką albo wyładowywanie na niej złych emocji. Dla matki Romy, Tosi, ten związek także przecież nie był łatwy.

„- Powiedz, czy ty mnie wcale nie kochasz? – szepce [matka]. Dlaczego jesteś takim złym dzieckiem?
Chciałabym coś odpowiedzieć, ale nie wiem co, a ona zaraz mówi dalej:
- Bez serca... tak jak... – nagle podnosi głos – tak jak wszyscy Lieblingowie! Cała ta rodzina! Twojego ojca! Z nimi się nie dało żyć, tak jak z tobą! To byli źli ludzie! Wrodziłaś się w nich... Oni wszyscy byli wariaci i ty jesteś wariatka!”[s.51]

Książkę ocenić mogę tylko za formę: język, styl, kompozycję itd. Za resztę, która niewdzięcznie nazywa się „treścią” – mogę ją tylko podziwiać. Bo czy mogę oceniać odwagę do takiej retrospekcji? Odwagę do zanurzenia się w tak mroczne odmęty samej siebie? Do tak misternego odmalowania momentów przerażenia, poniżenia i bólu – tego największego i najwstydliwszego z możliwych, bo zadawanego nie przez wroga, lecz przez własną matkę? Do upartego szkicowania detali tych chwil, które chciałoby się zatrzeć na wieki?

„Dobre dziecko” to nie tylko książka o traumie dzieciństwa, a potem dojrzewania – okresów, w jakich narażeni jesteśmy na największe urazy i najtrwalsze zniekształcenia duszy. To książka o trudnym poszukiwaniu sensu, o próbie zrozumienia przez małą dziewczynkę tego, co wtedy tak bardzo ją przytłoczyło - świata dorosłych, z których żaden nie traktował jej poważnie. To próba pojednania ze swoją teraźniejszością - przeszłością zbudowaną tylko trochę z innych kamieni. Trud zbudowania jej w inny sposób.

Czytając kolejne rozdziały pełne zgiełku, krzyku, wybuchów nienawiści i kłótni, słuchając, jak bohaterowie zadają sobie rany słowami, czując to dziwne napięcie, w którym spokój był tylko ciszą przed kolejną burzą – naprawdę nie spodziewałam się, że natknę się na tak mocno inną narrację – tą zmieszczoną między stronami 226. i 277. Na opowieść o miłości – trudnej, tragicznej, pogmatwanej, ale... miłości.

To książka o bólu niezagojonych ran. Tego bólu nie można uśmierzyć, można jedynie go złagodzić, próbując spojrzeć na niego z drugiej strony - ze strony tych, którzy go zadali. Można szukać motywów ich działania, starać się o wyrozumiałość. I dokonać odkrycia: że ból był niekonieczny, przypadkowy, że nie był tak wykalkulowany i precyzyjny, jaki się wydawał. Zadające go osoby nie miały świadomości swego postępowania, bo same były zagubione i poranione.

Cierpienie, zło, ból - one nie mają logiki. Ale miłość także jej nie ma. Ona nie kalkuluje i nie przelicza zadanych ran. Ona po prostu przebacza.

Roma Ligocka, „Dobre dziecko”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
okładka: twarda
ilość stron: 294
moja ocena: brak
skąd: z biblioteki. Bo była w nowościach akurat, gdy przyszłam.

12 komentarzy:

  1. Wybrałaś fenomenalne cytaty, MUSZĘ ją przeczytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz, Kasiu :)

      Dziękuję. Same się o to prosiły, by je wybrać :)
      :*

      Usuń
  2. Podczytywalam o relacjach z matka juz w innych ksiazkach. Bolesne.
    Widze, ze i ta bede musiala nabyc i przeczytac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariolu, warto.

      To jest w ogóle moje pierwsze spotkanie z Ligocką - nie wiem, jak to się stało, że dopiero pierwsze. Bolesne i trudne, ale zapewniam Cię, że jednocześnie... w jakiś niepojęty sposób także krzepiące, budujące. Ten ból nie dla samego siebie jest tam przelany...

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Jeju, od dawna tę książkę chciałam przeczytać, ale Ty tak o niej napisałaś, że muszę jej poszukać już dziś... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)
      Na pewno trafi głęboko w Twoje serce.
      Cieszę się, że zmobilizowałam... ;)
      Uściski!!!

      Usuń
  4. Miałam okazję przeczytać tej autorki "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku". Tak głęboko poruszyła we mnie pewne struny, że nie umiałam o niej napisać nic lub prawie nic. Ligocka ma rzadką umiejętność emocjonalnej wiwisekcji, ale takiej, która nie odrzuca, a budzi współczucie, nie litość, ale współ-czucie, współ-odczuwanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - bardzo trafnie napisałaś. Nie odrzuca, bardzo angażuje, a mimo że ma niesamowicie trudny, pesymistyczny wydźwięk - krzepi. Mówię to na podstawie tylko tej jednej lektury. A "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku" MUSZĘ przeczytać.

      Dzięki za Twój głos!
      Pozdrawiam serdecznie! :-)

      Usuń
  5. Chyba jeszcze nikt nie napisał o tej książce tak, jak ty! Aż sprawdziłam, jest dostępna w mojej bibliotece...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tak jak ja, ale pewnie na swój sposób równie rewelacyjnie! Ale dziękuję! Pędź do biblioteki!

      Pozdrawiam serdecznie, Danusiu!!!

      Usuń
  6. uwielbiam tego typu lektury. szczerze, bezpretensjonalne, pełne emocji. taka literatura nigdy się nie nudzi.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.