14 marca 2014

Wiara: Wezwanie, Wejście w Bożą Możliwość, Wydarzenie - Tomáš Halík „Teatr dla aniołów. Życie jako religijny eksperyment”


To jest, drodzy czytelnicy, jedna z tych książek, którą chciałabym umieć na pamięć. I to już moja trzecia książka Tomáša Halíka, którą chciałabym zapamiętać najpełniej i najlepiej jak tylko można. Może stąd ten tekst – trudny i karkołomny, w którym tak mało mnie, a tak wiele cytatów – niezmienionego bogactwa myśli Autora, które przekraczają moje zdolności syntetyzujące i umiejętności wyciągania recenzyjnej esencji. 

"Życie to nie teatr..." 


Dlaczego teatr? Dlaczego w odniesieniu do tak osobistych, intymnych i niebagatelnych spraw jak nasza wiara, religia, relacja z Bogiem, duchowe życie - autor proponuje nam metaforę teatru? Czyż charakter tych spraw nie krzyczy o autentyczność i powagę, podczas gdy teatralna gra kojarzy nam się z pewnego rodzaju nierzeczywistością, kreowaniem fikcji? Z udawaniem, z byciem „na niby”, z niezobowiązującą zabawą? Co gorsza – czy teatr nie przywołuje negatywnych konotacji związanych z wyreżyserowanym losem, z bezwolnymi marionetkami? Czy nie jest niebezpieczne mówienie o teatrze w kontekście naszej wiary, w której wciąż pokutuje nieszczęsna teoria predestynacji? I o jaki eksperyment religijny tu chodzi? Po co nam eksperymenty w dziedzinie, w której mamy (?) całkowitą pewność?

Halík wyjaśnia: „Gra nie jest jedynie* grą. (...) Każdy prawdziwy teatr, każda prawdziwa sztuka nie jest jedynie rozrywką, sposobem spędzania wolnego czasu ani widowiskiem dla oczu, ale zawiera w sobie coś z owego pierwotnego wglądu w tajemnicę życia, z owej nauki, której nie da się przekazać za pomocą książek i wykładów akademickich.”[s. 63-64, podkr. T.H.**]. Istnieją bowiem sztuki, „których nie sposób jedynie niezobowiązująco odgrywać.”[s. 64] Jak takie spojrzenie może wpłynąć na naszą wiarę? Jak może ją wzbogacić? Co nam daje?

Niepojęty, Bezimienny, Ukryty


Odpowiedź na to pytanie należy poprzedzić Halíkową refleksją o Bogu: o sposobach Jego pojmowania, wyobrażania i mówienia o Nim, o sposobie Jego istnienia w tradycjach religijnych i w dziejach myśli ludzkiej. Co możemy powiedzieć o Tym, który nieustannie nam się wymyka, który się ukrywa? O „Bogu transcendentnym - radykalnie przekraczającym świat naszych obaw, życzeń, koncepcji i wyobrażeń”[por. s. 47-48]? Co możemy powiedzieć o owej Inności, niewyczerpanej Tajemnicy, rzeczywistości nierozporządzalnej, niedysponowalnej, nieuchwytnej przez nasz rozum, wyobraźnię, język? „Bóg, którego moglibyśmy sobie w ogóle wyobrazić, nie byłby Bogiem, lecz bożkiem, idolem.”[por. s. 39] „Dać przestrzeń wierze to uwolnić się od iluzji, że głębię prawdy możemy w pełni uchwycić swoją wiedzą, że możemy ją zawłaszczyć i dysponować nią. (...) Ani rozumem, ani nawet wiarą nie możemy prawdy z jej pełni zdobyć i ujarzmić.”[s. 9, podkr. A.D.] 

Jak zatem mam wierzyć i w kogo? Jak ma wyglądać moja relacja z Absolutem, jak ją budować? Jak Jego prawda ma być obecna w moim życiu? Na czym ma polegać moja wiara, jak ma się przejawiać w codzienności? Gdzie jest Bóg?

Wiara jest Wezwaniem


Bóg się przed nami ukrywa. Nie zawsze przemawia do nas tak spektakularnie, jak do Mojżesza - z płonącego krzewu. Spotyka się z nami w naszych myślach, w zwyczajnych zdarzeniach codzienności, w książkach, filmach, w twarzach innych ludzi[por. s. 46]. A może „jest On nieznanym wędrowcem na naszej drodze, który czeka na zaproszenie: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił (Łk 24,29)?”[por. s. 61].

Dlatego wiara to „zdolność do postrzegania rzeczywistości jako wezwania: próba słuchania, nauka zrozumienia, gotowość do udzielenia odpowiedzi, to przeżywanie swojego życia jako dialogu”[por.: s. 14, s. 215, podkr. A.D.].

„Bóg (...) daje się nam jako wezwanie, jako zadanie. I jeśli podejmiemy się tego zadania, do którego zostaliśmy wezwani (dobrowolnie), będzie w tym z nami.”[s. 40] Stawia przed nami wyzwania, odpowiadając na które możemy Go poznać i doświadczyć.[por. s. 38] To zadania, przed jakimi naturalnie się wzbraniamy, jak „Mojżesz wołający: Kimże jestem, bym miał iść do faraona? (Wj 3, 11), jak prorok Jeremiasz: nie umiem mówić, jestem młodzieńcem! (Jr 1, 6) czy jak Maryja pełna wątpliwości: Jakże to się stanie? (Łk 1, 34)”[por. s. 40-41]. Ale dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Czeski teolog sięga głębiej: słowo Boże przyszło do nas w ciele: Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1, 14). „To znaczy: Bożym Słowem jest teraz ciało, to, co ludzkie – a więc człowieczeństwo (...)”[s. 13].

Konkludując (żeby choć trochę podkreślając swój skromny udział w tym akapicie): „Akt wiary obejmuje wsłuchiwanie się w Słowo – Słowo przychodzące do nas w ciele – i obejmuje ze strony wierzącego pragnienie wcielenia Go w swoje życiowe losy.”[s. 12] 

Wiara jest Możliwością 


Jedna z moich ulubionych definicji wiary mówi, że jest ona przekraczaniem siebie, jest siłą, która mnie inspiruje, pobudza, popycha ku temu, co wydaje mi się tak trudne, że aż niemożliwe, poza zasięgiem. Ateiści twierdzą często, że Bóg to taki Wielki Brat, który nieustannie lustruje nas ze swojego nieba i ogranicza nasze poczucie wolności, który nienawidzi i obawia się śmiałych, niepokornych, ceniących poczucie wolności (powiem w duchu Halíkowym: Drodzy ateiści, ja także w takiego Boga nie wierzę). „(...) Bóg, w którego wierzymy, nie żywi się rezygnacją człowieka z jego możliwości, ale przeciwnie, Bóg właśnie owe możliwości ukazuje, otwiera i uprzystępnia; nie przychodzi do nas jako tyran ograbiający nas z naszych szans i naszej wolności, lecz właśnie jako możliwość.”[s. 36-37] (i ukazuje to nawet pobieżna lektura Pisma Świętego). Wejście w Bożą możliwość to wiara [por. s. 41, podkr. A.D.]. W perspektywie wiary nasze życie jest twórczością, wielkimi polami możliwości.

Wiara jest Wydarzeniem


Gdzie można spotkać Boga? W wydarzeniach, które o Nim opowiadają [por. s. 56]. Możemy Go spotkać w czasie lektury Biblii, ale lektury właściwej: bez balastu dosłownej, reporterskiej interpretacji: „Biblia nie jest fotografią świata informującą  człowieka o tym, jaki świat jest, lecz zwierciadłem postawionym człowiekowi, pomagającym mu zrozumieć siebie i przez to zmieniać siebie i świat.”[por. s.57] Można Go spotkać nie tylko w czasie lektury Pisma Świętego: „Uwierzyć nie znaczy spocząć na pewnikach, lecz odważnie przyjąć zaproszenie i wejść samemu na scenę, wejść w wydarzenie.”[s. 237, podkr. A.D.] A „wejść w wydarzenie znaczy wejść na scenę, wejść w dramat”[s. 62]. „Chrystus, prawda, wiara dzieją się w akcie dawania, służby, wychodzenia poza siebie.”[s. 136] Gdzie jest Bóg? „Boga nie ma – Bóg się dzieje.”[s. 73]

Wiara to nie jest zastygły zbiór przekonań, po które od czasu do czasu sięgamy. Wiara to nasza postawa, to styl bycia, to działanie – zgodne z Ewangelią. Istnieją bowiem w dramacie życia wciąż niedostatecznie obsadzone role, role, w których objawia się miłość i solidarność[por. s. 196]. Ale to role, w których nikt nie obsadza nas na siłę – sceną tej sztuki jest Wolność[por. s. 196].

"Bo pewność niepewna"***


Czyż w obliczu tego, co przytoczyłam powyżej dla wierzącego Bóg nie jest również hipotezą, a jego wiara – eksperymentem?[por. s. 95-96]. Przecież wiara nie jest do naszej dyspozycji jak matematyczny pewnik! [por. s. 96] „Składnikiem wiary jest droga życia – to, w co wierzę, sprawdza się na niej stopniowo w sposób eksperymentalny i przejawia się w swej całości jako pełne sensu”[1] Czyż stąpanie po pewnym gruncie z przeświadczeniem posiadania prawdy nie prowadzi do pychy i produkcji bożków, banalizacji, uproszczeń, zniekształceń, infantylizmu prawd wiary?

Nie można także zapomnieć, że „wierzymy pośród różnego rodzaju ciemności”[s. 218], kiedy brak nam sił, brak poczucia sensu, brak nadziei. „Naśladować Chrystusa nie znaczy kroczyć z uśmiechem i pieśnią na ustach pod rozwiniętymi chorągwiami w tłumie pobożnych”[s. 25]. Teologia Tomáša Halíka jest protestem przeciwko łatwemu, „tandetnie uśmiechniętemu”, jednostronnemu chrześcijaństwu.[s. 20, podkr. A.D.]. Doświadczenie Bożej nieobecności, doświadczenie nocy, ateizm bólu – to niezwykle ważne momenty naszej wiary. „Chrześcijaństwo (...) to wiara, w której centrum stoi krzyż i która nawet w obliczu radości ze zmartwychwstania nie zapomina o Jezusowym okrzyku Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”[por. s. 22] Jeden z rozdziałów niniejszej książki brzmi: „Chrześcijanin ma obowiązek być czasem ateistą”[s. 97-113]. 

Więc, jeśli w swoich poszukiwaniach, wątpliwościach, niepewności i ciemnościach nie wierzymy – spróbujmy to zagrać. 

Wiara jest sztuką


Wejście na scenę. Wejście w rolę, w wydarzenie, w dramat. Podjęcie dialogu. Przekraczanie swoich ograniczeń, szukanie nowych możliwości. Działanie, tworzenie, akcja. Sztuka Życia. Dlatego właśnie teatr. Bo „życie nie jest spektaklem, który mógłbym zrozumieć z zewnątrz, z dystansu wygodnej loży (...). Muszę wejść do gry, na scenę, jeśli naprawdę chcę zrozumieć, o co chodzi.”[s. 236]

Gdzie jest Bóg? „Bóg wciąż stoi na scenie. Nie szukajcie Go wśród widzów, w gabinecie reżysera czy prezydenckiej loży – On jest stale w grze, za wieloma maskami; On sam jest tą grą.”[por. s. 196]. „Jeśli wyznaję Jezusa jako człowieka i Boga, to wieloznacznym słowem Bóg nie nazywam apatycznego boga za kulisami świata, lecz Boga zranionego, z przebitym bokiem i otwartym sercem.”[s. 60, podkr. A.D.] 

Wiara: Wezwanie, Wejście w Bożą możliwość, Wydarzenie. To tylko niektóre z wątków tej książki. Szczególnie obecny jest temat ateizmu, relacja między wiarą i niewiarą ze szczególnym potraktowaniem tej drugiej i pokazaniem, że te dwie postawy więcej łączy niż dzieli. Jest temat dialogu między religiami, kondycji współczesnego kościoła i społeczeństwa, jest dyskusja z teologicznymi i filozoficznymi szkołami, nurtami, tradycjami. Wszystkie te zagadnienia wzajemnie się dopowiadają, łącząc się w piękną, wyrazistą i spójną opowieść. Opowieść, której bogactwa nie sposób wyczerpać w żadnej recenzji. 

„Miejcie odwagę wejść w wydarzenie, nie pozostawajcie widzami, bądźcie aktorami i współtwórcami niepowtarzalnego teatru dla aniołów.”[s. 73] 

~~*~~
Tomáš Halík, Teatr dla aniołów. Życie jako religijny eksperyment. tłum. Andrzej Babuchowski, wyd. Znak, Kraków 2011. 

*Wszystkie pogrubione podkreślenia pochodzą od autora książki, chyba że sama się do nich przyznaję [podkr. A.D.]. Kursywa bez pogrubienia oznacza w cytowanym tekście użycie cudzysłowu (cytat w cytacie).
**Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron. 
***Ks. J. Twardowski, Spieszmy się, cyt. z pamięci.
 [1] J. Ratzinger, Bóg i świat, tłum. G. Sowinski, Kraków 2005 [cyt. za:] T. Halík, jw., s. 96.

wydawnictwo: Znak 
tytuł oryginału: Divadlo pro anděly. Život jako náboženský experiment 
język oryginału: czeski 
okładka: miękka
ilość stron: 240
moja ocena: 6/6
skąd i dlaczego: zakupy. Chciałabym poznać wszystkie książki
Halíka.

7 marca 2014

Recenzja, w której nadużywam słów: „można było”, „można by”, „mogło być” - Katarzyna Mlek, „Na wietrze diabeł przyjechał”


O książce Katarzyny Mlek można by powiedzieć: garść fantastyki, szczypta grozy, odrobina komedii i sensacji – a wszystko przeniknięte ciepłą, życzliwą myślą o wyjątkowości beskidzkiego regionu. Wydaje się jednak, że z proporcjami i jakością poszczególnych składników było coś nie tak i pojawiła się także garstka zastrzeżeń.

Laliki – malownicza wioska położona na pograniczu Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, w powiecie żywieckim, jedno z sołectw Milówki. „Jej nazwa brzmi śpiewnie i wesoło niczym dziecięca rymowanka. I jest całkowicie myląca.”[s. 7]* . To właśnie tutaj przybywa Zbigniew Linert  - narrator książki, świeżo upieczony inżynier budownictwa z Katowic, aby nadzorować budowę kościoła. Poznaje tutejszego proboszcza – Michała Bubę (ciekawostka: w 1981 roku do Lalik posłany został ksiądz Kazimierz Buba, któremu ks. biskup Jan Pietraszko zlecił budowę nowego kościoła w centrum wioski**), a ten wprowadza go w wir wydarzeń i wyjaśnia, co się tu dzieje. To z jego ust padają tytułowe słowa: „Na wietrze diabeł przyjechał. (...) Coś się stanie, coś się wydarzy”[s. 27]. Ksiądz Buba – postać bardzo charyzmatyczna – nie lekceważy istnienia mrocznych sił prześladujących Laliki i dzielnie staje z nimi w szranki. Bowiem wiatr będący w służbie jego piekielnej mości nie tylko zjawia się niespodziewanie i za każdym razem robi porządną demolkę, lecz także mąci w głowach mieszkańców i doprowadza ich do obłędu. 

„Tak to u nas jest. Wiatr uwziął się na Laliki. Czemu? A kto to wie? Złe nie postępuje logicznie.”[s. 31]

I tak oto inżynier, człowiek nauki, spotyka się z istnieniem mocy nieracjonalnych i niedorzecznych, stopniowo uświadamiając sobie, że Laliki to nie jest zwyczajne miejsce. Mój ulubiony zabieg fabularny - figura obcego, kogoś, kto przybywa skądinąd, cepra - tutaj niczego nie demaskuje, lecz jedynie dziwi się i irytuje, by się w końcu przekonać. A jego opowieść ma przekonać i nas. Czy tak jest?

Nie powiem: opowiadania mają swój klimat i choć w czasie lektury doskwierały mi pewne niewygody -  przymykałam na nie oko. Jakie niewygody? 

Ano czasem było zbyt niedorzecznie. Sceny z wiatrem w roli głównej wydawały mi się wydumane, najpierw mało prawdopodobne, przesadzone, potem zbyt oczywiste i niepotrzebnie (na siłę) wprowadzające chaos w narrację. Wiadomo – żywioł to żywioł, ale jego działanie stało się w końcu tylko demolką dla samej demolki, z której mało wynika i która do akcji wnosi niewiele.

Po drugie: postaci – górale – nieszkodliwi szaleńcy, uparci i przekonani o własnej nieomylności. Charakterystyczni, choć może za bardzo - tak mocno, że aż przerysowani i może trochę stereotypowi...? 

A elementy fantastyczne – wiatr i „żywiące się nim piekielne istoty?” Że diabeł w Beskidach ludzi wodzi – jak w pierwszym opowiadaniu - to się zgadza (ileż ja się od dziadków nasłuchałam opowieści o debłach”!), ale już opowieść o gadającym jeleniu, Królu Gór, kojarzy mi się bardziej z Duchem Lasu z japońskiej animacji „Księżniczka Mononoke”. Legenda o duszy ludzkiej zaklętej w koniu jest mi nieznana, a hamadriada ukazująca się Jankowi to mitologia grecka. Nie jestem etnografem, ale fantastyczna warstwa opowiadań przywołuje mi na myśl raczej baśnie, mitologie, pewne uniwersalne narracje zamiast rodzimego folkloru. Nie dam sobie jednak ręki uciąć – może to miejscowe legendy laliczan, które autorka zdążyła już dobrze poznać?

W każdym razie spodziewałam się mocniejszego rozbudowania tej właśnie warstwy: wydobycia tradycji, zwyczajów, obrzędów ludowych, pogłębienia i wyeksponowania wartości bliskich mieszkańcom żywieckiej wsi, zaakcentowania góralszczyzny nie tylko przez upór i porywczość bohaterów. Zdaje się, że ten element został potraktowany zbyt dowolnie, zbyt luźno. Brakuje mi lokalnego kolorytu: zaadaptowanie kilku baśniowych narracji w losy mieszkańców beskidzkiej wioski to jeszcze nie folklor. Owszem: jest fantastyka, jest magia, jest niezwykłość i dziwy w życiu bohaterów – ale to mogło przydarzyć się wszędzie.

Zresztą z fantastyką też trzeba uważać. Fantastyka fantastyką, a mnie brakuje odrobiny racjonalności, a mianowicie: nie wierzę, że w Lalikach nie ma OSP!!! – to odnośnie żywiołów. Ksiądz i Zbyszek walczą z wiatrem za pomocą świętego medalika, a gdzie tu strażacy? Gdzie wójt, sołtys, rada gminy?! Wiem, że może bardzo się czepiam, ale o ile łatwiej było by mi uwierzyć w świat przedstawiony, gdyby był bardziej sugestywny? Jakże bardziej swojski byłby klimat małej miejscowości, gdyby pewne instytucje i osobistości wpleść w bieg wydarzeń (choćby w lekkim zarysie!). Pewne sceny można było bardziej udramatyzować, rozbudować, doposażyć w kilka elementów, które przekonają odbiorcę. Uprawdopodobnić je. Bajki też potrzebują prawdopodobieństwa. 

Można oczywiście pewne niedostatki usprawiedliwiać formą opowiadania, wymuszającą zwięzłość i oszczędność środków. Może autorka chciała opowiedzieć w nich zbyt wiele? Ale ten wywołany apetyt na więcej można postrzegać również jako wielką zaletę. W dobrym kierunku zmierza pióro Katarzyny Mlek, jeśli wie, jak budować świat tak, żeby go nie opowiedzieć do końca, a tylko rozbudzić czytelniczą wyobraźnię. Musi tylko pomijać te właściwe elementy. Cóż – czekam na powieść o innej beskidzkiej wsi. 

A najważniejsze, że udało się młodej pisarce pokazać przemianę głównego bohatera ze sceptyka i kpiarza w miłośnika, bacznego obserwatora i gorliwego obrońcę Lalik, w których odnalazł swoje miejsce na ziemi. Obcy stał się „swój”, a w opowieści, co początkowo były dla niego „góralskim bajaniem”, uwierzył i postanowił „powtarzać je dalej, dopóki starczy mu sił”[por. s. 68]. To bardzo ładny motyw niniejszej książki, obok którego wrażliwcy tacy jak ja, przystają ze wzruszeniem.

Nie można odmówić autorce wciągającej akcji, umiejętnego budowania napięcia i lekkości pióra. To szybka lektura na jeden-dwa leniwe wieczory, a przede wszystkim – na niesamowite sny! Mimo wszystko opowiadań absolutnie nie odradzam. Sama z chęcią sięgnę po inne książki Pani Katarzyny.

 Katarzyna Mlek, "Na wietrze diabeł przyjechał", wyd. Flosart, Działdowo 2013.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
Strona internetowa Katarzyny Mlek: katarzynamlek.pl 
Okładka: Dorota Prończuk
Ilustracje do tekstu: Jarosław Główka Jr.

wydawnictwo:  Flosart
okładka: miękka (jaka świetna grafika!)
ilość stron: 139
moja ocena: 4/6
skąd i dlaczego: za egzemplarz recenzyjny
dziękuję Panu Marcinowi z Agencji PR EMPEMEDIA oraz Autorce, dziękując jednocześnie za wielką cierpliwość.