Czasami słodyczy i piękna
istnienia pełniej i intensywniej smakujemy przez gorycz, doświadczenie zła,
przez łzy.
Ośmioletnia Elly jest bystrą, inteligentną, ciekawą
świata dziewczynką zadającą filozoficzne pytania dorosłym oraz właścicielką
królika o imieniu Bóg („- Myślisz, że królik mógłby być Bogiem?”[s.181])
Dwudziestosiedmioletnia Elly jest dziennikarką. To właśnie narratorka tej
powieści. Elly dorasta w osobliwej rodzinie, co czytelnik może stwierdzić po
kilku dialogach jej członków, po kilku przytoczonych sytuacjach z ich udziałem.
Osobliwi są także przyjaciele rodziny: artyści, ekscentrycy, wielkie
indywidualności – zupełnie jakby szaleństwa się przyciągały. Jednak głównymi
osiami narracji są relacje Elly: z jej starszym bratem, Joem, jego
kolegą, Charliem (w którym Joe jest zakochany...) oraz Jenny Penny
– przyjaciółką z dzieciństwa i... na całe życie. Właściwie to całą czwórkę
łączy niezwykła więź, która – niczym w naczyniach połączonych – wpływając na
jedno, oddziałuje i na pozostałych.
„Każdego dnia, gdy czekałam na jego powrót ze szkoły,
moja tęsknota była niemal fizycznym bólem. Bez niego zawsze mi czegoś brakowało.”[Elly
o swoim bracie, s.14]
Czworo młodych bohaterów, a każdy
z nich zbyt brutalnie pozbawiony złudzeń, za szybko wyrwany z bezpiecznego
kokonu dzieciństwa i wprowadzony w obcy, dorosły świat. Przez długie lata noszą
w sobie skaleczenia, które otwierają się i jątrzą w milczeniu, obrastając w
nieufność. Towarzyszy im poczucie inności i wyobcowania.
„Grudzień nastał ponownie. Moje
[Elly] urodziny [dwunaste]. To także dzień, w którym zastrzelono Johna Lennona.
Jakiś mężczyzna podszedł do niego i zabił go przed domem w Nowym Jorku, gdy
jego żona stała obok. Po prostu go zastrzelił. Nie potrafię tego zrozumieć i
nie będę w stanie przez wiele dni.”[s.182]
„Po prostu nie lubię szkoły.
Kiedyś lubiłam. Ale tutaj jest inaczej. Nadal chciałabym się bawić, (...), a
wszyscy w mojej klasie chcą być dorośli. Jestem inna. Mówią mi, że jestem inna
i wiem, że tak jest, choć z drugiej strony tylko przy nich źle się z tym czuję.
(...) Nie jestem lubiana, a to boli.”[Elly, s.176-177]
Myślałam, że to będzie powieść
pełna ciepła i miękkości (...jak królicze futerko), wiecie – taka, która otuli
i ukoi, po której życie wydawać się będzie się jeszcze piękniejsze. Tymczasem
ona jest szorstka i pełna dysonansów. Przejmuje i odstręcza sprawiając, że
czasem chciałam wycofać się z jej świata. Są oczywiście momenty ciepłe,
nostalgiczne, niezwykle zabawne – ta książka ma naprawdę wiele barw. Ale dla
mnie zdecydowanie przeważa tutaj mollowa tonacja.
Przez enigmatyczność i aurę
tajemnicy spowijającą narrację fabuła może wydawać się czasami niespójna, a
pewne fragmenty jakby niepotrzebne: nic z nich nie wynika, niczego nie wnoszą
do akcji. Ale z perspektywy całej lektury widzę, że wszystko jest tutaj ważne –
nawet jeśli nie dla rozwoju wydarzeń, to po to, by nadać specyficznego kolorytu
powieściowej rzeczywistości. Sama fabuła zresztą jest niesamowita, czasem wręcz
nieprawdopodobna w tym swoim realizmie pełnym zbiegów okoliczności i
przedziwnych zakrętów losu.
Narracja Elly: oryginalna,
błyskotliwa, odważna, nie raz zapierała mi dech w piersiach, hipnotyzowała,
irytowała – nigdy nie pozostawiała obojętnej. Jest genialna zarówno przy
opisywaniu świata zewnętrznego, jak i kreśleniu ludzkich charakterów, emocji,
stanów ducha. Elly zaklina świat w metafory i porównania trafne, kreatywne i
dostatnie w jakości, a przy tym eleganckie, smaczne... ładne!
„Jego imię tkwiło między nami od
chwili mojego przylotu niczym dziwaczna przyzwoitka, nadając staroświecką
ugrzecznioność naszym opowieściom. Było tak, jakby zasługiwał na rozdział
wyłącznie o sobie, na chwilę, gdy odwrócimy kartkę i będzie widoczne tylko jego
imię.”[s.250]
„Trzeba było interpretować jego
zachowanie, bo rzadko towarzyszyły mu słowa, bo jego świat był światem ciszy;
odłączoną, popękaną przestrzenią; układanką zmuszającą go, by do mnie zadzwonił
o trzeciej nad ranem i poprosił o ostatni kawałek z brzegu, żeby mógł zapełnić
niebo.”[s.251]
„Byłam porażona możliwościami,
jakie to mieszkanie dawało wyobraźni (...). To nie była spokojna symetria mojej
codzienności: rzędów domów z tarasami, z prostokątnymi ogródkami i rutyną
równie niezniszczalną jak solidne krzesła. To nie był świat, w którym rzeczy do
siebie pasowały albo z którym choćby się godziły. To był świat pozbawiony
harmonii. Świat teatru, gdzie tragedia i komedia walczyły ze sobą o
przestrzeń.”[s.69]
Piękno tej książki jest niejednoznaczne i nieoczywiste.
Trzeba się do niego wytrwale przedzierać, dokopywać przez twarde, chropowate, brudne warstwy
– pokłady najprawdziwszego smutku, dojmującej rozpaczy.
„Nic nie jest na długo
zapomniane, Elly. Czasami musimy po prostu przypomnieć światu, że jesteśmy
wyjątkowi i nadal tu przebywamy.”[s.146]
Sarah Winman, „Kiedy Bóg był królikiem”, tłum. Krzysztof
Obłucki, wyd. Albatros, Poznań 2012.
*cytaty
pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej
stron.
wydawnictwo: Albaros A.
Kuryłowicz
tytuł oryginału: When
God Was a Rabbit
język oryginału: angielski
okładka: miękka ze skrzydełkami. Ilustracja i projekt okładki: Ami Smithson (okładka - obłędnie niesamowita, dla takich okładek chce się MIEĆ książki!)
ilość stron: 400
moja ocena: 5/6
skąd i dlaczego: zakupy w ramach „-Buuuu, już tak dawno nie kupiłam żadnej książki! Buuu, nie mam co czytać... :(( – No to kup sobie.” :-) A poza tym Paula przekonała mnie do tej właśnie lektury (choć odebrałam ją trochę inaczej niż ona).
język oryginału: angielski
okładka: miękka ze skrzydełkami. Ilustracja i projekt okładki: Ami Smithson (okładka - obłędnie niesamowita, dla takich okładek chce się MIEĆ książki!)
ilość stron: 400
moja ocena: 5/6
skąd i dlaczego: zakupy w ramach „-Buuuu, już tak dawno nie kupiłam żadnej książki! Buuu, nie mam co czytać... :(( – No to kup sobie.” :-) A poza tym Paula przekonała mnie do tej właśnie lektury (choć odebrałam ją trochę inaczej niż ona).
Chwilowo chyba nie mam głowy do takiej literatury... :(
OdpowiedzUsuńWiem..., nic na siłę, Kasiu. Choć kiedyś może przyjdzie Ci ochota.
UsuńPozdrawiam! ;*
Ostatnio czytam takie smutne książki ale wszystkie kończą się wielkim happy endem, np. Zbłądziłam, polskiej pisarki Agnieszki Olejnik albo Sekret róż - niby wszystko dobrze się kończy, ale ja ciągle myślę o tych przykrościach, które przydarzyły się bohaterom - a nie było ich mało..
OdpowiedzUsuńWiem, o co Ci chodzi. Co prawda żadnej z tych książek nie znam, ale czasem jest właśnie tak: niby happy end, a cała fabuła i sposób pisania tak dołujący, że człowiek ma taki pesymistyczny odbiór całości... Wiele zależy od tego, jak jest podana historia, czyli styl, narracja...
UsuńPozdrawiam i życzę bardziej optymistycznych lektur - choć wiem, że te smutne są także potrzebne i że są czasem po prostu prawdziwe, a to jest atut...!
Takie książki też lubię :) ale to one potrafią siedzieć mocno w głowie, głęboko, przez kilka miesięcy ...
UsuńZgadza się :)
UsuńUwielbiam smutne powieści, a tą mam w planach już od dłuższego czasu, ale wiecznie brakuje mi wolnej chwili... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZnam ten ból :)
UsuńA ta powieść nie jest też taka jednoznacznie smutna. Są momenty, w których można się naprawdę pośmiać :)
Życzę Ci zatem czasu :)