28 lipca 2015

Wymagająca codzienność – William Sears, Martha Sears „Księga wymagającego dziecka”


Dorosły to taki dziwny konstrukt, który wszystko wie najlepiej i lubi swój dorosły sposób myślenia przypisywać nawet niemowlakom. Jedna z jego bzdurnych teorii głosi na przykład, że dwumiesięczne dziecko opanowało sztukę manipulacji.

„Jest rozpuszczone, roszczeniowe, grymaśne, kapryśne”. „Chce się nosić i nosić.” „Nie przyzwyczajaj, potem będzie chciało tylko na rękach.” „Chyba mi nie powiesz, że rządzi tobą dziecko!” „Manipuluje tobą.” „Odłóż je do łóżeczka, niech się wypłacze.” „Wypłacze się i zaśnie.

Jest wymagające. Potrzebuje nas, pragnie naszej bliskości (czy to naprawdę tak źle...?). Nie manipuluje, a komunikuje swoje potrzeby. Nie potrafi inaczej, tylko przez płacz. Jest wyraziste, pełne ekspresji, głośno przekazuje swoje emocje. „Świetnie wie, czego mu potrzeba i jak to dostać.”[s. 19*] A my, po prostu, reagujemy.

To nie retoryka. To te same sytuacje, to samo dziecko. I dwa sposoby widzenia. Warto widzieć we właściwy sposób. I odpowiednie dać rzeczy słowo.

Krótki opis sytuacji (mogłabym napisać epopeję, ale to nie ten blog, więc postaram się w miarę krótko): oto jest Hanna. Hanna przez pierwsze miesiące potrafiła spać długo i głęboko wyłącznie w naszych ramionach albo przy mojej piersi. Budziła się kilka minut po odłożeniu jej do łóżeczka. Spała za krótko, za rzadko, za płytko. W łóżeczku przespała może trzy noce (oczywiście z przerwami na karmienie). W jej drzemkach w ciągu dnia do tej pory nie ma żadnej regularności. Usypiamy ją w tańcu. Uspokajamy ją w tańcu. Bywa nieodkładalna (choć obecne raczkowanie i próby wstawania sprawiają jej dużo frajdy i nasze ramiona mogą trochę odpocząć). Bardzo głośno domagała się naszej obecności, szybko wyczuwała, kiedy musiałam na moment się oddalić. Żadne leżenie, żadne grzechotki, żadne aniołki dyndające nad łóżeczkiem, żadne maty edukacyjne – trzeba było ciągle przy niej być. Jest wulkanem nieokiełznanej energii, lubi być w ciągłym ruchu, lubi, gdy coś się dzieje. Nasze spacery w wózku były zazwyczaj, i nadal są, wielkim niewypałem – po co wózek, jak są ręce? Wiem, co to znaczy być ludzkim smoczkiem – innych smoczków moje dziecko nie toleruje. Moje dni nie mają żadnego rytmu i planu, a noce okazały się świetną porą na sprzątanie, prasowanie i przygotowywanie posiłków – i wcale nie dlatego, że jestem niezorganizowana i chaotyczna – wręcz przeciwnie, organizatorka ze mnie doskonała. 


Książkę zamówiłam w dniu premiery. A w miarę lektury kolejnych rozdziałów, coraz wyraźniej widziałam w nich siebie, męża, moją córkę, naszą nową, zwariowaną codzienność.

William i Martha Searsowie – on lekarz pediatra, ona pielęgniarka, twórcy i propagatorzy rodzicielstwa bliskości, rodzice ośmiorga dzieci, z których jedno –  córeczka Hayden – „zupełnie zmieniło ich życie”[s.15]. Wymagała częstego karmienia, nieustannego noszenia, bliskiego kontaktu w dzień i noc. Nie zgadzała się na żadne zastępstwa. Nie znosiła łóżeczka, nie znosiła odkładania i zostawiania jej samej. Jaj potrzeby były większe i trwały dłużej [s. 21]. To właśnie z doświadczenia wychowania Hayden oraz praktyki zawodowej powstała „Księga wymagającego dziecka” – jak głosi podtytuł: „Pomocna rodzicom dzieci, które więcej płaczą, trudniej zasypiają, częściej się złoszczą”.

To nie tylko suchy zbiór porad i opisów, ale opowieść. Fachowość dyskurs pięknie łączy się z migawkami przeżyć Autorów.

„Nasza rola była podobna do pracy ogrodnika: nie mogliśmy zmienić koloru kwiatu ani dnia, w którym zakwitnie, ale mogliśmy wyrywać chwasty i przycinać roślinę tak, aby rozkwitła jak najpiękniej. Naszym zadaniem było pokierowanie zachowaniem Hayden i pielęgnowanie jej wyjątkowych cech tak, aby te cechy osobowości stały się jej zaletami i dobrze jej służyły zamiast ciążyć.”[s. 17-18] Niezmiernie podoba mi się ta metaforyka – prosta i przekonująca, wprowadzająca pewną podniosłość w męczące, wymagające dni...

Całość jest bardzo przejrzysta i uporządkowana – zarówno kompozycyjnie jak i graficznie – w ramkach wyekscerpowano kluczowe fragmenty, rady i wnioski, wyszczególniono też miniwykłady korespondujące z poruszanym właśnie zagadnieniem.

To książka, która nas uratowała. Nie tylko dzięki wielu naprawdę dobrym sposobom na uspokajanie córki i nauce właściwej oceny sytuacji. Nie tylko dzięki świetnym wskazówkom dla rodziców wymagających dzieci czy rozdziałowi poświęconemu wypaleniu matki, bo często się wypalam. Nie tylko przez wyciągnięcie mnie z wielkiego poczucia winy, że jestem kiepskim rodzicem, że robię coś nie tak. Nie tylko przez pokrzepiające historie innych rodziców wymagających dzieci, którzy także zaufali rodzicielstwu bliskości.

„Księga wymagającego dziecka” nade wszystko ugruntowała naszą wiarę w sens obranego stylu wychowania, ofiarując cenną wiedzę i wyposażając nas w naprawdę solidne argumenty do nieskończonych dyskusji z cyklu „powinnaś, nie powinnaś”. Autorzy po mistrzowsku rozprawiają się z teorią psucia, z odkładaniem do wypłakania, z hartowaniem. Wiem, jak radzić sobie z krytyką i jak chronić przed nią dziecko.

„Niemowlęta, a nawet noworodki są w stanie rozpoznać najbardziej podstawową zasadę zaufania: niepokój jest zastępowany przez wygodę, a więc rodzina oznacza troskę i zaspokajanie potrzeb. W przeciwieństwie do tego wypłakiwanie się tworzy dystans pomiędzy niemowlęciem a jego rodzicami, który później sprawi, że dyscyplinowanie rosnącego dziecka będzie coraz trudniejsze.”[s. 51]

Odzyskałam spokój i pewność siebie. Sytuacje, które kiedyś wywoływały irytację, złość lub poczucie bezsilności zmieniły się w możliwości. Wielu z nich już po prostu nie ma, bo wiemy, jak szybko im zaradzić albo w ogóle do nich nie doprowadzać.

Wygląda na to, że Hania sama wybrała dla siebie styl wychowania. Wysoko postawiła nam poprzeczkę, ale... 


Szczerze polecam tę publikację każdemu przyszłemu rodzicowi, bo tak naprawdę to rzecz uniwersalna, pomocna nie tylko przy High Need Baby. A nuż potem nie będziecie już mieli tyle czasu na lekturę...  


William Sears, Martha Sears, "Księga wymagającego dziecka", tłum. Marta Panek, wyd. Mamania, Warszawa 2015. 

*Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Mamania, seria: Sears. Biblioteczka rodzica
tytuł oryginału: The Fussy Baby Book. Parenting Your High-Need Child From Birth to Age Five
język oryginału: angielski
okładka: miękka
ilość stron: 240
moja ocena: brak
skąd i dlaczego: jak wyżej. Mam ochotę na więcej Searsów. Czy gdzieś można kupić czas? Ta recenzja jest dowodem na to, że a) książkę można czytać przez dwa miesiące, b) książkę można recenzować przez dwa miesiące.