11 października 2015

Te wszystkie śmierci - Barbara Kosmowska "Gorzko"


Wiele razy umieramy. Powoli i gwałtownie. Jawnie, ostentacyjnie, na oczach świata i skrycie: niezauważalnie, niepostrzeżenie nawet dla nas samych. W swojej ciszy.

Teresa wie, że jeśli pozostanie w Miasteczku* – umrze. W Miasteczku brzydkim, zatęchłym, dusznym, ciosającym mieszkańców na jedną modłę, nie pozwalającym na własne wybory, tłamszącym marzenia o byciu tym, kim chce się być. Przygnębiający PRL. „Obcy świat, w którym zameldowała mnie matka, bo to wszystko, ta ciasnota, ten smród rotacyjnego, ten pierwszy raz, to wszystko nie moje przecież.”[s.23**]

Dziewczyna wie również, że umrze w domowym piekiełku: z dwiema wiecznie kłócącymi się młodszymi siostrami "nieaniołkami", matką wiecznie zapracowaną, narzekającą, nieszczęśliwą, ponurą, która kiedyś – niczym żona Lota, stanęła, odwróciła się i zamarła na pozostałe lata życia[por. s. 21], z ojcem wycofanym, nieobecnym, wiecznie naprawiającym motorower „jakby mu ktoś tam w środku, w baku czy gaźniku, ukrył sens życia”[s. 15].

Udało się jej, zdaje na studia, wyjeżdża. Nowe otoczenie, nowe znajomości, nowe doświadczenia – smak niezależności, innego świata. Jednak okazuje się, że - pomimo heroicznej walki i tak wielkiej motywacji do zmian – Miasto* także nie przynosi jej spełnienia ani szczęścia. Może jednak nie da się tak po prostu odejść, nie spoglądając za siebie, odcinając korzenie? Może warto mieć jakiś bagaż, fundament, coś, na czym można budować? A może nie można tak do końca opuścić Miasteczka...?

„Nikt tu nie chce takich jak my. To całe wasze Miasto rzyga na nasz widok, kiedy prujemy je w lewo, prawo, góra, dół zdartymi kapciami, kiedy je obrażamy naszą jesionką z przeceny, noszoną w jesień, zimę, wiosnę. I udajemy, że my stąd, z Kopernika, z Wallenroda, z Wajdeloty, z balkonem albo ogrodem, z widokiem na Starówkę. A ono doskonale wie, że my z Miasteczka, z Boryczek i innych Wydymek. Miasto się nas wstydzi!”[Lucyna, koleżanka z akademika, s. 99]

*
Umieramy powoli: nie mogąc żyć tak, jak pragniemy. Nie mogąc uratować naszych marzeń roztrzaskanych o ścianę rzeczywistości. Umieramy, wyzbywając się nadziei, popadając w marazm, akceptując szarość.

Umieramy nagle, gwałtownie: kiedy zawodzą ci, którym ufamy. Gdy tracimy tych, których kochamy. Gdy doświadczamy osobistych tragedii.

Tak, ta powieść jest gorzka. Bardzo gorzka. Tragiczna i bolesna. Rozdziera, rani, kraje serce na kawałki. Jakby autorka sprawdzała, ile czytelnik jeszcze może znieść. Ale jednocześnie w swej goryczy jest tak prawdziwa, tak cholernie prawdziwa, że... wielka. Przy tym narracja: lekka, swobodna, nieskrępowana, zamaszysta, lepka w znaczenia. Pochłania, nie pozwala się oderwać.

Narratorzy (3-osobowy i Teresa) przedstawiają mi powieściowy świat tak, jak lubię: z perspektywy bohatera, jego emocji, uczuć, doświadczeń, wspomnień – z jego głębi. I nie potrzeba wiele słów czy zdań, by powstawał on na moich oczach szybko i z wielką dokładnością, bo słowa są bogate, przesiąknięte już narracjami otaczającej codzienności. Czytelnik wsłuchuje się w tę polifonię: rodzinnych kłótni, koleżeńskich zwierzeń, miasteczkowego szumu i miejskiego gwaru. Słyszy tak wyraźnie, że nie tylko wyobraża sobie, nie tylko widzi, ale i odczuwa, oddycha tamtym powietrzem.

Po lekturze w głowie zostały pytania: ile razy można umrzeć? Ile razy można powstać z martwych? Jak żyć z tymi wszystkimi śmieciami? Z tą „wiedzą zdobytą po cierpieniu, po nieżyciu”[s.234]? Ile potrzeba sił, by wciąż jeszcze szukać w sobie „zgody na cudze szczęście i własne porażki”? 

„Kiedyś umarłam i muszę o tym pamiętać. (...) Nawet kiedy oddycham, śmieję się i rozpaczam, robimy to wszystko razem, moja śmierć i ja.”[s.342]

Jak ulotne jest szczęście. Jak kruchy jest człowiek i jak wielki w słabości. I jak mało patosu w tej wielkości. Jak wiele fałszu w patosie...


 Barbara Kosmowska, „Gorzko”, wyd. W.A.B., Warszawa 2014.

*Piszę z wielkiej litery - zachowuję oryginalną pisownię autorki.
**Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: W.A.B., seria: z miotłą
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 350
moja ocena: 6/6
skąd: zeszłoroczny prezent spod choinki. Zażyczyłam sobie. Kiedyś zachwycił mnie "Niebieski autobus". "Gorzko" jest do niego nawet bardzo podobne. Ale jakże inne, jak inne... A przy okazji bardzo polecam Wam genialną recenzję Oli.