Strony

30 kwietnia 2013

Świadectwo. Przestrzeń. Oddech. Zwierzenie. Ocalenie. Wieczność – Anne Frank „Dziennik”


„Znaleźć przekonujący dowód na konieczność mówienia to sztuka.”[s.21]* – stwierdziła trzynastoletnia Anna Frank przy okazji rozmyślań nad pracą domową. Przy lekturze „Dziennika” granice między mówieniem i pisaniem jakoś mi się zatarły: Anna po prostu do mnie mówi. Jeśli odnalezienie przekonującego dowodu na konieczność mówienia jest sztuką, to Anna Frank jest artystką. Lektura jej diariusza odsłoniła mi dowody niepodważalne, niezbite, wyraziste. Aż nazbyt. Naprawdę – nie potrzebowałam aż takich dowodów.

„(...) Pan wie, że umarła ciemnowłosa Anna Frank
i jej koledzy i koleżanki,
rówieśnicy, i koleżanki jej kolegów
i jej kuzyni.

Chcę pana spytać, czym są słowa i czym jest
jasność, dlaczego słowa płoną
nawet po stu latach, chociaż ziemia
jest taka ciężka (...)

[Adam Zagajewski, „Rozmowa z Fryderykiem Nietzschem”]

*
Anna Frank – żydowska dziewczynka pragnąca kochać i cieszyć się życiem, tkwiąca w czasie naznaczonym nienawiścią i śmiercią. Anna Frank, dziecko pełne energii zamknięte w czterech ścianach bezruchu. Oficyna – czterdzieści pięć metrów kwadratowych, ośmioro mieszkańców, ponad dwa lata ukrywania się. Oficyna – błogosławieństwo i ocalenie, a z drugiej strony – atmosfera ciągłych napięć i kłótni skazanych na siebie odmiennych osobowości.

Na początku Anna najwięcej uwagi poświecą właśnie temu: nastrojom mieszkańców, sporom pomiędzy nimi. Pisze o wojnie, sytuacji politycznej i nadziejach na jej poprawę; o ludziach, „idących w pochodzie do śmierci”[s.73]. Zastanawia się, dlaczego jej dane jest żyć, gdy inni umierają. Mówi o strachu, miłości i potrzebie bliskości. Z czasem w jej zapiskach nad relacją zaczyna przeważać coraz dojrzalsza refleksja. Anna nie tylko próbuje zrozumieć świat, ale nade wszystko – siebie w nim.

Gdy trzeba było uciekać z domu rodzinnego do kryjówki, pierwszą rzeczą, którą spakowała, był właśnie dziennik - „ten zeszyt w twardej oprawie”[s.29]. Dlaczego Anna pisała?

Pisała, bo chciała „gruntownie i do woli wygadać się na temat wielu spraw”[s.16]. Spraw, jakie w świecie dorosłych nie znajdowały posłuchu. Dawała ujście emocjom: oczyszczała się z tych złych, potęgowała dobre.

Pisała, bo nie miała przyjaciółki. „Mam kochanych rodziców i szesnastoletnią siostrę, ogółem biorąc, na pewno ze trzydzieści koleżanek i kolegów, i tak zwanych przyjaciółek. Mam orszak wielbicieli na każde zawołanie, (...) rodzinę, kochane ciotki i dobry dom. Nie, pozornie nie brakuje mi niczego, poza jedyną przyjaciółką.”[por. s. 16-17] Są w nas zakamarki, których nie chcemy pokazać nawet najbliższym. Jest także samotność, poza którą nie sposób wyjść. Są myśli, których nie chcemy wypowiadać w obecności drugiego człowieka. Przekaz tego, co dla nas najcenniejsze i najprawdziwsze, co nasycone głębią, niesie ze sobą nie tylko ryzyko zniekształceń i spłyceń, lecz także obawę, że zwierzenie zredukuje się do informacji, że nie uda nam się go drugiemu powierzyć. Kiedy o nim piszemy, zwierzeniem pozostaje, niczego nie tracąc.

Pisała, bo pismem mogła zakrzyczeć całą przymusową ciszę: ciszę ukrycia oraz ciszę niezrozumienia i ignorancji ze strony dorosłych. Jak to jest – tłumić w sobie tyle emocji? Nie móc wykrzyczeć takiego przerażenia? „Zdania, które są zbyt gwałtowne, są jedynie wyrazem złości, którą bym w zwykłym życiu wyładowała paroma tupnięciami nogą w pokoju zamkniętym na klucz albo wymyślaniem za plecami mamy.”[s. 152]

„Ach, wszystko we mnie rośnie, gdy jestem wieczorem sama, również  wciągu dnia, kiedy muszę znosić ludzi, którzy i bokiem wychodzą, albo którzy zawsze na odwrót pojmują moje zamiary. Dlatego zawsze wracam w końcu do mojego dziennika, to jest mój początek i mój koniec (...).”[s.137]

Pisała, bo, pisząc, mogła swobodnie oddychać. Stwarzała drugą, wielką przestrzeń – nieograniczoną murem i obecnością innych. Przestrzeń, w jakiej mogła być doskonale sama i doskonale zrozumiana. W której mogła biec swobodnie i oddychać pełną piersią - świeżym, najczystszym powietrzem. „- Na zewnątrz, do powietrza i śmiechu – krzyczy coś we mnie.”[s.134]

„Za najmilsze jeszcze z wszystkiego uważam to, że mogę przynajmniej zapisać, co myślę i co czuję, inaczej całkiem bym się udusiła.”[s.208]

„Uwierz mi, kiedy się przez półtora roku siedzi w zamknięciu, to w pewne dni można mieć tego dosyć. Wbrew wszelkiej sprawiedliwości czy niewdzięczności; uczucia nie dają się stłumić.”[s.147]

Pisała, bo pisanie jest szczęściem i spełnieniem. Odkrywczą  podróżą w siebie. „Chcę przynosić pożytek lub rozrywkę ludziom, którzy żyją dookoła mnie, a którzy mnie jednak nie znają, chcę żyć nadal, również po śmierci! I dlatego taka jestem wdzięczna Bogu, że przy narodzeniu dał mi już jedną możliwość, żebym się rozwijała i żebym pisała, a więc żebym wyrażała wszystko, co we mnie jest!”[s.235]

I, choć nigdy nie wyraziła tego wprost - pisała, żeby siebie ocalić. Żeby nie wszystek umrzeć. Bo pisanie daje obietnicę wieczności - jak piękno jest obietnicą szczęścia**, jak sztuka jest obietnicą zbawienia***. Bo rękopisy nie płoną. Bo pisanie jest istnieniem. Bo to, co napisane można odtwarzać w nieskończoność. Bez ograniczeń przeżywać uroczystość słów lub też smakować ich gorycz.

*
Dowód na konieczność pisania?

„(...) słowa płoną
nawet po stu latach, chociaż ziemia
jest taka ciężka.”

Te słowa wyrwałam z kontekstu wiersza, którego nie rozumiem do samego końca. Ale musiałam je przytoczyć w tym miejscu. Bo ogień to także ciepło, światło, oczyszczenie. A ziemia jest taka ciężka. Naprawdę, Anno, nie potrzebowałam aż takich dowodów na konieczność pisania. Twoje pisanie ich nie potrzebowało. Było wspaniałe i pełne – samo w sobie, bez epilogu historii.

Anne Frank, „Dziennik”, tłum. Alicja Oczko, wydanie trzecie, wyd. Znak, Kraków 2010.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
**Stendhal [sentencja wryta w pamięć – nie podam źródła]
***F. Dostojewski [jak wyżej]

wydawnictwo: Znak
tytuł oryginału: Het Achterhuis
język oryginału: niemiecki 
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 315
moja ocena: brak
skąd: z biblioteki. Do lektury zainspirowała Imani tą recenzją. Czerpcie z niej, warto.

21 kwietnia 2013

Usprawiedliwienie

 
Dwa miesiące przygotowań, dwa miesiące stresu, tremy, niepewności, modlitwy o to, żeby katar minął (minął! - w czwartek, na pierwszej poważniejszej próbie, mogłam normalnie śpiewać!), dwa miesiące życia w niesamowitym entuzjazmie i jednocześnie w wielkim napięciu. 

 Już po - i... udało się. 

Powoli przestrajam się na normalne funkcjonowanie. Na razie jeszcze rzucam się w nurt pozytywnych wrażeń i delikatnie opadających emocji. Wiele dobra mnie dziś spotkało.   

To niesamowite, jak coś, co pozostawało tak długo w sferze nieosiągalności, w sferze nierealnych rojeń moich - urzeczywistnia się, staje się, istnieje.

Jestem bardzo szczęśliwa. Zrealizowałam cudowny projekt, spełniłam swoje marzenie. I zaśpiewam - przede wszystkim.  

Kochani, mam nadzieję, że teraz będę mieć czas i będę mogła się skupić nad tym, by recenzje z mojej głowy przelać na papier i na blog.  

Pozdrawiam Was serdecznie! :-)







 fot. Przemysław Burczak. Więcej zdjęć można zobaczyć [tutaj].