Samotność to wielka przestrzeń
pełna ciszy i spokoju. Przestrzeń do gromadzenia tego, co najpiękniejsze.
„Uczucie, które najczęściej
przeżywam, to tęsknota. Jestem szczęśliwym człowiekiem.”[s.7]*
Dojrzała kobieta pisze dziennik. Mówi w nim o dzieciach,
zmarłym mężu, kotach, przyjaciołach, znajomych. Opowiada o swojej pracy,
wakacjach na wsi, podróży do Grecji, wizycie u fryzjera, widoku z okna,
zjedzonym posiłku, pogodzie, przeczytanym wierszu. O swoich
mistrzach i autorytetach. O chorobie nowotworowej Agnieszki. O umierającej
Wandzie, śmierci swojego psa. O wojnie w Jugosławii. O małżeństwie,
rodzicielstwie, domu, polityce. O miłości, radości, spokoju, ciszy, śmierci, duszy,
samotności. Cytuje listy i SMS-y pisane do przyjaciół i rodziny i listy od nich
otrzymanych. Przepisuje wyimki z książek, fragmentów
artykułów prasowych, felietonów, wywiadów. Komentuje je lub czyni komentarzem
do własnych doświadczeń i refleksji. Przyswaja je sobie, utożsamia się z nimi,
wkomponowuje je we własną historię. Mądrze czerpie od innych.
Lecz ująć treść w sposób wyżej wymieniony to
nie napisać o "Solo" niczego. Co odnalazłam w tej lekturze, w zapiskach z codzienności
Soni Raduńskiej?
Radość
życia. Rozkoszowanie się nim, czerpanie z niego pełnymi garściami. Odkrywanie
bogactwa w zwykłych, niepozornych, oczywistych: rzeczach, sytuacjach,
zjawiskach, zdarzeniach. Uważne przyglądanie się chwili. Smakowanie jej.
Wydobywanie jej z bladego tła zgiełku i rutyny. Odnajdywanie w niej
doniosłości. Zwracanie uwagi na jej odcienie i półtony. Przemienianie jej w
symfonię barw, zapachów, dźwięków i smaków. Nie jest to jednak przeskakiwanie
od chwili do chwili ponad nijakością życia.
„Toczy się lipiec i lato jak ze
snu lub zapamiętane z dzieciństwa. Wstałam dziś wcześniej, po szóstej, zanim
się wyspałam, żeby poczuć nienaganną świeżość poranka, pochodzić po rosie,
zobaczyć słońce prześwitujące przez las. Wszystko jest nagrodą.”[s.165]
Umiejętność niespiesznego
poruszania się – w tym zbyt szybko kręcącym się świecie. Umiejętność
pozostawania w ciszy, która czasem boli. Z tej ciszy wsłuchiwanie się w świat
dookoła i siebie samej nasłuchiwanie. Budowanie dystansu.
„Siadać w ciszy każdego dnia.
Nasłuchiwać. Nie ogłuszać się niczym. Karmić odwagę. Doceniać dobro, miłość.
Zamiast czekać tam, gdzie niedoczekanie, szanować to, co przychodzi. Dziękować.
Budzić się z rutyny tym, co nowe, inne.”[s.153]
Pielęgnowanie świadomości, że
dobro, które nas spotyka, obecność bliskich, nasze duchowe i materialne
bogactwo – są łaską. Świadomości, że „mogło nic nie być, a jest to wszystko”**.
Pogodzenie z przemijaniem.
...moje "Solo" ♥ |
„Czuję moją teraźniejszość jako
wciąż ciepłe babie lato. Zachwycam się październikową jesienią i swoim półwiecznym
życiem. Wiem, że przyjdzie zmiana: przymrozek, wichura, słabość, ból, ale
jeszcze nie dziś. Dlatego dziś ma taki mocny smak”[s.34-35]
„Po mroźnej nocy przezroczysty
bezchmurny poranek. Unosi mnie zadowolenie. Że mam czas, by się tym porankiem
paść i radować. Że jestem.”[s.140]
Przyjmowanie losu z całym
dobrodziejstwem inwentarza: z jego bogactwem i balastem, pełnią i pustką, radością i smutkiem. Psalm dziękczynny – także wobec doświadczenia utraty i
rozpaczy. Zachwyt uwzględniający rozdarcia, pęknięcia i rany.
Uwzględniający cały absurd śmierci i chorób bliskich, grozę i potworność wojen,
gorzki smak samotności. Niezamykanie oczu na otchłań. Przekuwanie bólu bezsensu
na ból błogosławiony, buntu na łagodność i pogodę – ale nie za cenę uładzenia
rzeczywistości, zbyt łatwych pocieszeń. Tęsknota bez egzaltacji i płycizny
sentymentów. Przyznawanie sobie prawa do słabości, do nie bycia doskonałą,
perfekcyjną, wiecznie młodą i najlepszą. Prawa do pozostawania w tyle. Do
płaczu. Nieunikanie tematów trudnych.
„Chcę czuć swój ból i smutek, nie
uciekać od niego, przeżywać, przeżyć. Ale i nie babrać się w nim i nie użalać
nad sobą. (...) Rzucając do wody kwiaty w wieczór świętojański, w obecności
magicznie zachodzącego słońca, poprosiłam: Roztrzaskaj moje serce, żeby
zrobić w nim miejsce dla bezgranicznej
miłości.”[s.52]
Bycie w stanie przejęcia i
zachwytu z faktu istnienia – ale bez samooszustwa, idealizacji, odurzenia
przyjemnościami. Bez bezpiecznego, ciepłego klosza, pod którym przemądrzale
komentuje się to i owo. Nie: Autorka zanurzona po uszy w prozie życia, tworzy z
niej poemat. Spogląda na nią z wrażliwością i talentem artysty, z pasją
tancerki, z wyrozumiałością i wnikliwością psychologa (którym jest), z
przenikliwością uważnego czytelnika. Nie ustaje w poszukiwaniu dowodów na sens
i niezwykłość bycia.
„Jak ja się cieszę swoim życiem!
Jego zupełną zwyczajnością! Kupowaniem twarogu i melisy, siedzeniem na
balkonie, patrzeniem na ludzi, na koty, jedzeniem malin z jogurtem, zamiataniem
kuchni, czytaniem!”[s.196]
„Za oknem wciąż biało, a tu
barokowa muzyka. Możliwość jej słyszenia. Czucie chłodu stóp. Tykanie
zegara.”[s.144]
Próba
uporania się z nadmiarem: szczęścia, dobra. Filozofia umiaru, powściągliwości,
minimalizmu – bo to, co jest, to już jest za wiele.
„Za dużo przedmiotów, kupowania,
bycia wokół rzeczy. Za dużo pieniędzy i pochopności w ich wydawaniu. Jestem tu
jedna. To, czego potrzebuję do życia, zmieściłoby się w dwóch walizkach”[s.145]
Cierpliwie układanie się w całość
– „bez końca, od początku, kolejny raz”***. Bo przecież tyle razy rozsypujemy
się na kawałki.
Zdania zrodzone u samego
początku, z samego rdzenia odczuwania – bez grama sztucznego, wymuszonego
piękna retoryki, wolne od banału potocznego języka, świeże i prawdziwe.
Sztuka Istnienia przez wielkie I: dogłębnego, pełnego, mądrego. Przemyślanego po krańce. Do samego
dna.
Mogłabym pisać i pisać...
Boże, umieć żyć tak, jak ona. Umieć tak patrzeć i tak odczuwać. Umieć doceniać. Czytałam z przejęciem i drżącym z radości sercem – że czasami to umiem, że czasami myślę podobnie. Czytałam poszczególne fragmenty kilka razy. Miałam ochotę odczytać je głośno i uroczyście – najlepiej ze sceny. Tak, żeby cały świat usłyszał: jak pięknie jest istnieć! Jak piękna może być samotność! Jak niecodziennym doświadczeniem może być zwykły dzień!
To jedna z najważniejszych książek w moim życiu.
Sonia Raduńska, „Solo”, Wydawnictwo Dobra Literatura,
Słupsk 2011.
* cytaty pochodzą z
książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
** Bronisław Maj, "Sancho (dytyramb)"♪
*** Michał Szulim i Karolina Kozak, "W całość ułożysz mnie"♪
wydawnictwo: Dobra Literatura, seria:
Seria z różą
okładka:
miękka ze skrzydełkami. W swoim minimalizmie – CUDOWNA.
ilość
stron: 272
moja ocena: 6/6
skąd:
prezent od męża♥♥♥ (zasugerowany przeze mnie, w czym upewniła mnie ostatecznie recenzja Zbyszka).
Żadna biblioteka nie wchodzi tu w grę. Musiałabym przepisać trzy czwarte. Nie
oddałabym jej za żadne skarby. Nie pożyczajcie, nie wypożyczajcie – kupujcie.
Dawajcie ją w prezencie. To będzie trafiony prezent – i nie tylko dla kobiety.