Usprawnianie, udoskonalanie,
ułatwianie życia – owszem. Ale jako cel, nie środek do celu. Pod płaszczykiem ulepszeń pod szyldem „by żyło się lepiej” kryją się tymczasem cele na przykład takie: więcej sprzedać, więcej zarobić, więcej wyprodukować, bardziej wykorzystać człowieka i jeszcze wmówić mu, że powinien być za to wdzięczny. Banalne. A jednak - nie zawsze takie oczywiste.
Co złego jest w tym, że możemy skonsumować posiłek w sposób sprawny, bez wysiadania z samochodu (McDrive)? Że kupiony w sklepie półprodukt skraca czas gotowania? Że można zrobić zakupy nie wychodząc z domu? Że zamiast egzaminu ustnego wykładowca przeprowadza testy? Że istnieje możliwość nauki przez Internet? Że oceniamy nauczycieli za pomocą ankiet? Że przychodnie lekarskie zawężają swoje specjalizacje? Że w blokach każde mieszkanie jest zbudowane identycznie? Że możemy ustalić płeć dziecka, które zamierzamy począć (sic!)? Że upowszechnia się kremacja? Co złego jest w ofertach biur podróży proponujących "żółtą ceglaną drogę”[1] na szczyt Mount Everestu?
Odpowiedzi na zadane powyżej pytania są proste i absurdem wydaje się ich stawianie. Świat oferuje nam gotowe i coraz wygodniejsze rozwiązania. Są sprawne, przewidywalne, sterowne, więc zwiększające kontrolę, a wszak lubimy mieć wszystko pod kontrolą. Są wymierne, pewne, skuteczniejsze, szybsze, a to ważne przy dzisiejszym tempie życia. Jednak, kiedy tak upajamy się radością z istnienia i odkrywania owych, co by tu nie powiedzieć, słusznych przymiotów, nie zdajemy sobie sprawy z istnienia, hmm.... skutków ubocznych, o jakich nikt nam nie mówi. George Ritzer je dostrzegł, opisał i uzasadnił niejednoznaczność ich zalet. To, że coś jest sprawne, przewidywalne, sterowne i wymierne zazwyczaj jest także nieracjonalne. Ale od początku.
Makdonaldyzacja to proces, który powoduje, że w coraz to nowych sektorach społeczeństwa Stanów Zjednoczonych, a także reszty świata zaczynają dominować zasady działania baru szybkich dań[2]. To pewien konstrukt teoretyczny, służący autorowi do zilustrowania procesów i zachowań społecznych. Ritzer odwołał się do restauracji McDonald`s, gdyż stanowi ona najlepsze odzwierciedlenie jego założeń, a złote łuki firmy są przecież symbolem powszechnie znanym, znamiennym nie tylko dla socjologa.
Wymienione już wyżej sprawność, wymierność, przewidywalność i sterowność to, według Ritzera, cztery aspekty makdonaldyzacji. Jest jeszcze piąty, ukryty, z którego wywodzi się cała krytyka zmakdonaldyzowanego systemu – nieracjonalność. Bo: miało być sprawnie, ale są długie kolejki. Bo nie liczy się ilość, lecz jakość – i kosztem opłacalności (pozornej zresztą) jemy paskudztwa. Bo niby McDonald`s to restauracja, ale sam podejdziesz grzecznie do kasy po zamówienie i sam jeszcze grzeczniej wyrzucisz śmieci i odłożysz tackę na miejsce[3] – więc postąpisz zgodnie z zamysłem sterującego. Bo każdy dostanie takie samo żarcie, podane przez pracownika w takim samym stroju, w takim samym otoczeniu, przy takich samych zasadach funkcjonowania, z identyczną formułką grzecznościową – niezależnie od miejsca na ziemi i czasu (więc będzie przewidywalnie, bez niespodzianek).
I, o ile w przypadku McDonald`sa jest to jeszcze do strawienia, to gdy socjolog zaczyna analizować pod tym kątem inne sfery naszego życia, niekoniecznie jest to przyjemne, ale, w każdym razie – zadziwiające. Zasad działania baru szybkich dań doszukać się można: w gotowaniu, robieniu zakupów, edukacji, pracy, rozrywce, opiece zdrowotnej, kulturze. Mnie najbardziej zwalił z nóg rozdział ósmy, zatytułowany: „Granice makdonaldyzacji: narodziny, śmierć i wyzwanie rzucone śmierci”, w którym można przeczytać między innymi o dziecku według projektu, taśmowych pogrzebach i wymienionej już wcześniej "żółtej ceglanej drodze” wiodącej na szczyt Czomolungmy.
Mackdonaldyzacji doszukać tam wszędzie się można, a ktoś zapyta – ale po co? Po co w i tak już skomplikowane życie, w którym podarowano nam odrobinę przyjemności i wygody wplątywać dehumanizację, uprzedmiotowienie, konsumpcjonizm, odczarowanie, umasowienie, homogenizację, globalizację, prymat ilości nad jakością, standaryzację i inne niepokojące -acje?
A właśnie po to, by zadać kłam takiemu sposobowi postrzegania, zdemaskować chwytliwe iluzje. Ritzer z pasją odkrywcy i poszukiwacza demaskuje liczne zjawiska, które na co dzień wydają nam się wspaniałymi rozwiązaniami ułatwiającymi nam egzystencję, a które tak naprawdę są dla nas mało korzystne. Na przykład mają za zadanie zmusić nas do darmowej pracy albo sterować nami tak, abyśmy z uśmiechem na ustach połknęli haczyk.
„Nieskrępowani ograniczeniami systemów zmakdonaldyzowanych (...) ludzie mogliby dużo głębiej myśleć, mieć dużo lepsze umiejętności, być dużo bardziej twórczy i wszechstronni niż obecnie. Krótko mówiąc, gdyby świat był mniej zmakdonaldyzowany, ludzie mogliby lepiej wykorzystać swój potencjał.”[4]
Kilka prawidłowości dość łatwo zauważalnych i oczywistych Ritzer podbudowuje teorią Maxa Webera, wkłada je w przejrzysty system, ilustruje wielością trafnych przykładów i podaje to wszystko atrakcyjnym językiem[5]. Przecież nie jest żadną rewolucją dostrzeżenie, że w wielu aspektach życia bardziej kładzie się nacisk na ilość niż jakość („wymierność”) albo że automatyzacja i mechanizacja towarzyszy i będzie towarzyszyła życiu człowieka, komputery zastępują i będą zastępować pracowników, że przez gotowe produkty oszczędzamy czas i energię, lecz nie wykorzystujemy w pełni swojego potencjału, wiedzy i czujemy się niedowartościowani; że przyjacielskość pracowników niektórych branż jest fałszywa i odbywa się według ścisłego scenariusza. Znajdź plusy i minusy istnienia kuchenki mikrofalowej.
Jednak mimo tego, że teoria amerykańskiego socjologa nie należy do bardzo rewolucyjnych ani też odkrywczych, „Makdonaldyzacja społeczeństwa” to świetna lektura, uświadamiająca istnienie obok nas zjawisk, na które nigdy nie zwrócilibyśmy uwagi lub o jakich nie pomyślelibyśmy w sposób negatywny. Otwiera oczy, niepokoi, szokuje, zaskakuje, zawstydza, obdarza zdrowym krytycyzmem i wzmaga czujność. Aż tyle.
To książka z tych, jakie lubię: po których świat staje się inny.
George Ritzer, Makdonaldyzacja społeczeństwa. Wydanie na nowy wiek, tłum. Ludwik Stawowy, wyd. Muza, Warszawa 2009.
[1] - jw., s. 274.
[2] – jw., s. 14.
[2] – jw., s. 14.
[3] – Od momentu przeczytania tej książki autorka recenzji już tego nie robi, podobnie jak nie korzysta z samoobsługowych kas w supermarketach.
[4] – s. 39-40.
[5] – Przez ową prostotę i atrakcyjność krytycy twierdzili nawet, że teoria makdonaldyzacji sama jest zmakdonaldyzowana – zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/George_Ritzer. Akurat język uważam za mocną stronę książki: jest przejrzysty, lekki, prosty i wciągający, nie odstrasza teoretyczną gęstością. Po co komplikować coś, co samo w sobie jest proste?
wydawnictwo: Muza, seria: SPECTRUM
tytuł oryginału: The McDonaldization of Society
język oryginału: angielski
okładka: miękka
ilość stron: 408
moja ocena: 5/6
skąd: zasoby domowych półek. Książkę kupiłam, przeczytałam i polubiłam już dawno temu – czego i Wam życzę! :-) Ostrzegam: jej lektura grozi rozwinięciem krytycyzmu i doszukiwaniem się wszędzie aspektów makdonalduzacji.