Strony

18 lipca 2012

To bez miłości jesteśmy niepełni – Paweł Pollak „Niepełni”


Niewidomy, który widzi o wiele więcej niż my, posiadający zdrowe oczy. Dziewczyna na wózku inwalidzkim, która w życiu  radzi sobie lepiej niż niejeden człowiek ze zdrowymi nogami. A wokół nich dziwny, niepojęty świat. A w nich samych – pustka samotności.

Edyta porusza się na wózku. Jest ofiarą wypadku drogowego – najechał na nią pijany kierowca. Kiedyś studiowała na AWF, była bardzo dobrą biegaczką i miała szanse zakwalifikować się na igrzyska. Teraz jest księgową i choć podchodzi do tej pracy bez entuzjazmu, docenia swoją finansową niezależność. Przed wypadkiem bohaterka miała chłopaka i wielu znajomych, po wypadku została jej tylko przyjaciółka Aldona.

„Po wypadku wszyscy się ode mnie odwrócili. Bynajmniej nie demonstracyjnie i nie od razu, ot, przestałam być towarzysko atrakcyjna. Nie mogłam pojechać na wspinaczkę w góry czy na wycieczkę rowerową, a moja obecność doskwierała, przypominając, jak kruchą konstrukcją jest człowiek, że wystarczy odpaść od skałki albo zostać najechanym przez samochód, żeby utracić zdrowie, widoki na karierę sportową, przyjaciół, partnera”[s.10]*

Jacek jest niewidomy od urodzenia, ale nie przeszkodziło mu to w podjęciu pracy programisty. Jego pracodawca nie stosuje wobec niego żadnej taryfy ulgowej. Praca, poza wizytami u brata, to dla niego jedyna okazja do spotkań z ludźmi. Poznajemy go w dniu jego trzydziestych urodzin. W tym granicznym momencie niespełnione pragnienie bliskości drugiego człowieka boli bardziej niż zwykle...

„Przytłacza mnie powtarzalność weekendowych rozrywek, pustka czekająca mnie w domu, świadomość, że w poniedziałek przyjdę do pracy równie samotny, jak wyjdę z niej w piątek, że przez te dwa dni nic się nie zmieni.[s.211]

Poza nielicznymi wyjątkami, ludzie dostrzegają w bohaterach tylko ich zewnętrzność, fizyczne wady. To dla nich albo bariera nie do przekroczenia, albo pretekst do ucieczki. Niepełnosprawni nie mają sposobności odkrycia swojego wnętrza przed drugim człowiekiem. A ono domaga się zrozumienia, miłości, czułości. A ono skrywa ogrom bogactwa.

Edyta i Jacek potrafią dostosować się do niełatwego życia, pokonać jego przeszkody i samych siebie, by móc normalnie funkcjonować w tej tak niełaskawej dla nich rzeczywistości. Są inteligentni, wrażliwi, dojrzali, odważni, mają wiele marzeń. Tylko z samotnością nie potrafią sobie poradzić.

Czytelnik ma okazję zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość z perspektywy człowieka niepełnosprawnego. To spojrzenie z głębi: wyostrzone i demaskujące. Zawstydza i zasmuca ten obnażony, absurdalny polski świat. Co tam świat. Świat to puste pojęcie. To my tworzymy ten świat...

Książka wciąga i angażuje od pierwszych zdań. Zdań barwnych, bujnych, soczystych, pełnych intelektualnego i emocjonalnego rozmachu. Autor wkłada w usta bohaterów myśli o formie zgrabnej niczym sentencja, o głębi właściwej liryce i o ostrości i trafności rodem z satyry. Tu wszystko jest podane w odpowiedniej ilości: i gorycz, i słodycz, i ciężar, i lekkość, i wzniosłość, i potoczność.

„Bo nieodwzajemniona miłość też jest rodzajem więzi. I to taką, która na trwale zmienia relacje między ludźmi. Potem nie można już wrócić do znajomości czy przyjaźni, można co najwyżej udawać.”[s.54]

Konsekwentnie niespieszne tempo narracji na finiszu bardzo mocno przyspieszyło i pozostawiło mnie z bezsensowna pustką. Czuję niedosyt, ale może tak właśnie miało być. Momentami odczuwałam również przesyt przegadanych scen. Z jednej strony dialogi znakomicie unaoczniają atmosferę danej chwili, z drugiej – czasem za bardzo hamują akcję. A wierzcie mi - w tej książce czytelnicza ciekawość biegu akcji namiętnie pożąda!

To niewątpliwie ważna powieść poruszająca doniosły temat. Prowokuje do refleksji i do zadawania pytań, poszerza intelektualne horyzonty i wrażliwość. Ubogaca. I nie chodzi tu o banalne wzruszenie nad losem niepełnosprawnych, o wywołanie współczucia. Chodzi o mądrą świadomość i odpowiednie podejście. Takie, co nie różnicuje, nie wytyka palcem, nie odznacza się fałszywą, płytką litością ani okrutną obojętnością. Podejście, traktujące niepełnosprawność po prostu - jak kolor włosów lub fryzurę[s. 350]. Wystarczy odrobina wyobraźni i wyrozumiałości. To nie jest łatwa i oczywista postawa, dlatego proszę o jak najwięcej takich książek, jak ta!

„(...) Takich właśnie ludzi brakuje w moim otoczeniu. Akceptujących moją ślepotę, ale też nie robiących z niej tabu. Nie starających się pilnować na każdym kroku, żeby mnie nie urazić. Przyjmujących do wiadomości, że jestem niewidomy, że jest to element mojej osobowości, który pewne rzeczy determinuje, ale nie zawsze musi być na pierwszym planie. Potrafiących nawet z tego zażartować. (...)”[s.192-193]

Autor pokazuje nam właściwą perspektywę. Bo, wbrew pozorom, nade wszystko jest to książka o miłości – a o niepełnosprawności tylko przy okazji, mimochodem. I tak właśnie powinno być. Bo miłość jest pomimo wszystko. Bo drugi człowiek jest ważny i wartościowy pomimo wszystko. Bo niepełnosprawność nie uwłacza, nie dyskwalifikuje, nie wyklucza, nie odbiera prawa do pełni.

Anna Dymna, założycielka i twarz Fundacji „Mimo wszystko”, osoba, którą darzę wielkim szacunkiem, często powtarza, że określenie „niepełnosprawny” jest nieodpowiednie. Woli mówić o niepełnosprawnych „niezwykli” – w przeciwieństwie do nas, zwyczajnych. Uwewnętrzniłam sobie tę myśl. Niniejsza książka doskonale ją potwierdza.

Paweł Pollak, Niepełni, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2009.

*Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Prószyński i S-ka
okładka: miękka
ilość stron: 424
moja ocena: 4,5/6
skąd: kupiłam z wyprzedaży u Leny. Chciałam ją przeczytać od bardzo dawna, w czym utwierdzały mnie recenzje Domi i Matyldy.

5 lipca 2012

O wierze, która ma odwagę wątpić – Tomáš Halík „Cierpliwość wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą”


Zanim najgorliwsi katolicy zaczną nawracać niewierzących, zanim ich potępią, nim z ambony spadną gromy – pamiętajcie: sam Chrystus otarł się o ateizm. Na Golgocie doświadczył nocy nieobecności Boga. Samotności. Opuszczenia. Bezsensu śmierci. I każdy z nas ma w swoim życiu takie noce. I każdy z nas krzyczy czasem w puste niebo.

Z której strony podejść do książki, od czego zacząć i jaki obrać kierunek – kiedy tyle w niej intelektualnego bogactwa? Kiedy odczuwam słuszność każdego stwierdzenia, poraża mnie głębia myśli, zachwyca swoboda ich wyrażania i otwartość umysłu piszącego? Jak wyciągnąć recenzyjną esencję, skrót z czegoś, co przez brak niepotrzebnych słów, spójność i kompletność - esencją już być się zdaje? Każdy wątek, akapit i zdanie jest tutaj częścią większej całości i pociąga za sobą łańcuch refleksji, w którym jedna wynika z drugiej – i pisząc o jednej zaraz o tej drugiej i trzeciej chciałoby się napisać? I czuje się żal i niedosyt, że trzeba je ominąć?

Wreszcie ktoś mi pokazał wiarę, do której warto dążyć. Wiarę dojrzałą, oczyszczoną z iluzji, banałów, stereotypów, infantylizmu, lekkomyślności, wolną od konwencji, zniekształceń katechizmowych regułek czy teologicznych formuł, których nie rozumiem. W końcu ktoś mi pokazał wiarę niewyrachowaną i nieskrępowaną kaftanem systemu prawnego[s.130]*, co nie popada w pychę i pewność zbawienia, podliczając rachunek dobrych i złych uczynków; wiarę, co nie sprowadza się tylko do lękliwej pobożności lub rutyny obrzędowości; wiarę, jaka nie boi się stawiać pytań krytycznych.

„Wiara bez pytań krytycznych zmieni się w nudną i martwą ideologię, infantylną bigoterię albo w fundamentalizm i niebezpieczny fanatyzm. Jednak sam racjonalizm pozbawiony duchowych i etycznych impulsów, wypływających ze świata wiary, stałby się podobnie jednostronny i mógłby przerodzić się w cyniczny pragmatyzm lub zgorzkniały sceptycyzm.”[s. 93-94]

Wiara, o jakiej pisze Halík, nie traktuje Boga jak głupca i nie sprowadza Go do bożka, „boga łatwej pociechy i powierzchownego optymizmu, aniołeczka stróża na naszych usługach, notorycznie uspokajającego nas, że przecież wszystko dobrze się zakończy”[s. 102] ani też do „chłodnego reżysera naszych losów”[s.101], złośliwego demiurga ingerującego w dzieje świata, ani też do okrutnego kata odpowiedzialnego za cierpienie.

I uzasadnia to wszystko czeski duchowny i cierpliwie rozjaśnia – bo nie ma w tej książce ani przecinka demagogii, ani słowa indoktrynacji. Jest niesamowita, ujmująca Wyrozumiałość Autora, który mówi zdecydowanie i pewnie, lecz niczego nie narzuca. Który potrafi nie tylko mądrze mówić, ale  i mądrze słuchać innych.

„Czuję, że jestem tu przede wszystkim po to, by proponować rozumiejącą bliskość tym, którzy mają opory przed włączeniem się w szeregi rozradowanych tłumów i pod rozwinięte sztandary jakichkolwiek barw; tym, którzy zachowują dystans.”(...) U niektórych niechęć do tłumów oraz haseł i sztandarów bierze się z przeświadczenia, że prawda jest zbyt krucha, by można ją było skandować na ulicach [podkr. A.D.].”[s.20-21]

Uosobieniem postawy ateisty jest biblijny Zacheusz – ten, co wdrapał się na sykomorę, by móc ujrzeć Jezusa, ten, do którego Jezus przemówił po imieniu, by zszedł, chciał bowiem zatrzymać się w jego domu. Halík wczytuje się w traktujący o tym wydarzeniu fragment Ewangelii, by ukazać głęboką wykładnię każdego zdania, czyniąc je przyczynkiem do dalszych rozważań. W postawie celnika dostrzega  mądry ateizm, wokół którego snuje rozważania.

Autor głęboko wmyśla się w postawę ateisty, szuka jej źródeł i uzasadnia je, demaskując często zbyt łatwy i powierzchowny teizm. Nie jest to jednak ani sposób usprawiedliwienia dla niewiary, ani agitowanie do ochoczego pukania w bramy kościoła. To spojrzenia w głąb i na wskroś. Inne niż wszystkie, jakie napotkałam do tej pory.

„Nie mówię ateistom, że nie mają racji, ale że brak im cierpliwości; twierdzę, że ich prawda jest prawdą niedopowiedzianą.”[s. 11]

Halík wczytując się w Pismo Święte, dochodzi do odważnego, śmiałego wniosku, że wszelkie wystąpienia Jezusa, Jego nauczanie i działanie można scharakteryzować określeniem Fryderyka Nietzschego „przewartościowanie wszystkich wartości”[zob. s.29]. Jezus jest przecież mistrzem paradoksu, a Boża logika – szalona! Wszak to ostatni będą pierwszymi, królestwo należy do ubogich, głodni będą nasyceni, kto straci życie – ten je zyska. Wszak pasterz zostawia całe stado, by szukać jednej, zabłąkanej owcy. Podążając tym tropem, ksiądz przedstawia następującą tezę: „Błogosławieni jesteście wy, na obrzeżu, ponieważ to wy znajdziecie się w centrum, w sercu!”[s. 30]. A taki punkt wyjścia nobilituje postawy: oddalonych, zdystansowanych, sceptycznych, spoglądających z wierzchołka sykomory. Jeden z tytułów podrozdziałów brzmi właśnie: „Błogosławieni, którzy stoją z dala”[s.27-37].

Kryzys, doznanie nocy Bożego oddalenia, bunt i odrzucenie Boga są wpisane w postawę wierzącego. Bo „mało co tak bardzo wskazuje na Boga i natarczywie woła o Boga, jak właśnie przeżycie Jego nieobecności”[s. 11]. „Owe chwile ciemności, chaosu i absurdu, wypadnięcia z bezpiecznej przestrzeni sensownego ładu (...)”[s.10]. To one sprawiają, że wiara dojrzewa, staje się autentyczna. „Dojrzała wiara jest zawsze zraniona bólem świata (...).[s.112]

Ta książka zrewidowała mój stosunek do wiary, Boga, cierpienia, do codzienności i do ludzi, których w niej spotykam. Do siebie samej. Śmiało mogłabym rzec za niemieckim filozofem: „przewartościowałam wszystkie wartości” w tej materii. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie spojrzenie na poglądy Nietzschego, (którego najczęściej znamy w wersji zwulgaryzowanej przez faszyzm), w duchu chrześcijańskim (sic!).

Przy tym wszystkim ksiądz bardzo ciekawie wypowiada się na tematy socjologiczne, jak choćby kondycja społeczeństw postkomunistycznych, mass media czy terroryzm. Jest wreszcie „Cierpliwość wobec Boga” piękną i niezwykle odkrywczą wędrówką poprzez literaturę i filozofię.

...a mój Halík wygląda tak:

***
Tomáš Halík, Cierpliwość wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą, tłum. Andrzej Babuchowski, wydanie drugie, wyd. WAM, Kraków 2011.

*Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: WAM
tytuł oryginału: Vzdáleným nablízku. Vášeň a trpĕlivost v setkání víry s nevírou
język oryginału: czeski
okładka: miękka
ilość stron: 204
moja ocena: 6/6
skąd i dlaczego: zakup własny. Książkę przeczytałam w ramach Katolickiego Klubu Dyskusyjnego w swojej parafii, z poglądami Halíka spotkałam się wcześniej w wykładach ks. dra Leszka Łysienia, któremu za to spotkanie bardzo serdecznie dziękuję.