Strony

5 marca 2013

Sztuka życia - Margaret Dilloway „Sztuka uprawiania róż z kolcami”

Róże bez kolców – owszem, istnieją, można je wyhodować. Ale życia bez cierpienia nawet wyobrazić sobie nie sposób. Odnalezienie odrobiny sensu w niewysławialnej destrukcji i absurdzie, przemiana bezsensownego cierpienia w cierpienie mądre - to wielka sztuka.

„Kwiaciarze pozbawiają je [róże – dop.A.D.] kolców, aby klienci nie pokłuli sobie rąk, a niektórzy hodowcy specjalnie tworzą odmiany o gładkiej, pozbawionej kolców łodydze. Osobiście nigdy nie odarłabym swoich róż z kolców. Kocham je z kolcami i całą resztą. To ludzie powinni uważać.”[s.13]* – niby proste stwierdzenie, a skrywa w sobie wielką mądrość. Ile można dostosowywać ten świat do siebie? Kolce u róż to drobnostka, ludzkie roszczenia sięgają o wiele dalej.

Słowa te wypowiada bohaterka niniejszej powieści, Galilee Garner, Gal. Ma trzydzieści sześć lat, jest nauczycielką biologii w prywatnej szkole katolickiej. Mieszka w środkowej Kaliforni. Obok domu stoi szklarnia – jej królestwo, w którym oddaje się swej pasji - hodowli róż. Mieszka sama. Jej drugim domem (a może biorąc pod uwagę ową szklarnię – trzecim) jest szpital: Gal ma za sobą dwa przeszczepy nerki i lata dializowania [por. s.22]. Na kolejny przeszczep oczekuje od ośmiu lat.

Pewnego dnia do jej domu przybywa Riley, jej nastoletnia siostrzenica. Gal musi zaopiekować się nią na czas wyjazdu matki dziewczynki, czyli swojej starszej, nieodpowiedzialnej siostry, Becky. Wówczas wszystko zaczyna się zmieniać – dla całej trójki.

Niespiesznie, mimochodem, strona po stronie Gal wprowadza czytelnika w swoje życie. Lubię takie historie, fragmenty czyjejś codzienności. Nagle znajduję się w przestrzeni, która jeszcze niedawno nie istniała, zaś teraz znam ją jakby od dawna. I tak powstają miejsca: z czyichś słów i mojej wyobraźni. W świecie tej książki czułam się wspaniale.

Bohaterka zaimponowała mi podejściem do swojego zdrowia**. Sztuką jest mądrze opowiadać o cierpieniu, chorobie. Mówić o nich, nie użalając się nad sobą, a jednocześnie bez wymuszonego optymizmu. Narratorka nie przytłacza czytelnika ciężarem dramatu, nie topi go we łzach ani nie zakrzykuje rozpaczą, ale i nie udaje siłaczki. Po prostu czasem płacze, jak każdy z nas. Jej życie podporządkowane rytmowi dializ, ryzyko z nimi związane, dyskomfort i ograniczenia, z którymi się boryka, rozpaczliwe oczekiwanie na przeszczep – to po prostu jeden w wielu wątków, nie eksponowany bardziej niż inne. Jednocześnie „Sztuka uprawiania róż z kolcami” to obraz człowieka chorego, dotkniętego pewną innością, który mimo niej tak naprawdę nie różni się od ludzi zdrowych – i nie wymaga przesadnej troski i litości, a normalnej, neutralnej relacji. To powieść o mądrym cierpieniu i o cierpieniu mądrze opowiedzianym.

„Jestem przygotowana na najgorsze, choć liczę na to, co najlepsze.”[s. 74]

To także książka o pasji z prawdziwego zdarzenia: rozjaśniającej najciemniejsze momenty, uskrzydlającej, pomagającej przezwyciężyć siebie. Świadectwo cierpliwej, bezwarunkowej miłości do tworzenia, nie znikającej mimo porażek. „Moje róże wymagają mnóstwa szczęścia. Nie wybrałam odmiany łatwej do hodowania, takiej, jaką bez problemu można znaleźć w centrach ogrodniczych albo hipermarketach. Zakochałam się w różach Hulthemia. Są wymagające i nieugięte, radzą sobie świetnie, o ile zapewni im się warunki niemal niemożliwe do stworzenia.[podkr. A.D.]”[s.11]

Gal pragnie wyhodować nową odmianę Hulthemii i uzyskać zapach – co jest nie lada wyzwaniem. I potyka się, doznaje rozczarowań. Ale pasja oznacza przecież także cierpienie. Istnieje związek między pasją i osobowością bohaterki, która, jak gatunek róż, jaki upodobała sobie do hodowli, jest „nieugięta i wymagająca”. I choć może to zbyt łatwa i zbyt patetyczna analogia – mnie przekonała.

To wreszcie historia o relacjach międzyludzkich: rodzinnych, zawodowych; o sztuce zaufania, otwartości i rozmowy, o potrzebie bliskości. Wszak u bohaterki zamieszka siostrzenica, której nie widziała od wielu lat i której prawie nie zna. Gal odkryje, jak bardzo myliła się w ocenie innych i jak wiele można stracić przez własne uprzedzenia. Dozna rozczarowań, lecz także zrozumie, że spotkanie z drugim człowiekiem jest darem. „Może ja naprawdę tylko biorę. A co daję z siebie? Trudne chwile i kłopoty? Kąśliwe żarty?”[s.319]

Wszystko to składa się na bardzo autentyczną i niebanalną opowieść o codzienności: czasem nijakiej, czasem oglądanej z perspektywy radosnego lotu, a czasem z dna rozpaczy. Ale z narracji tej zawsze przebłyskuje pewne ciepło i pogoda. Afirmacja życia pomimo wszystko: z jego mrokiem i światłem. Z kolcami i całą resztą.
 
Margaret Dilloway, Sztuka uprawiania róż z kolcami, tłum. Anna Jędrzejczyk, Wydawnictwo M, Kraków 2013.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

**Nie zgadzam się do końca z opisem na okładce, z charakterystyką głównej bohaterki. Może opacznie odebrałam tę książkę, może jestem bardziej wyrozumiała (za bardzo?) i za mocno wczułam się w sytuację Gal, ale dostrzegam w niej więcej powodów do podziwu niż do krytyki.

Róże na zdjęciach - hodowli mamy.

wydawnictwo: M 
tytuł oryginału: The Care and Handling of Roses with Thorns
język oryginału: angielski 
okładka: miękka  
ilość stron: 440
moja ocena: 5/6
skąd: w końcu wzięłam książkę do recenzji – i okazała się strzałem w dziesiątkę! Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu M.

10 komentarzy:

  1. I znów piękna symbolika - tak jak kwiaty twojej mamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna :)
      Dziękuję w imieniu mamy :-)

      Pozdrawiam, Danusiu!

      Usuń
  2. Piękna recenzja, pięknie oddałaś treść książki. A co do bohaterki, to dobrze, że rożnie ją odbieramy, i podziwiam ją za to, że się nie poddawała, że była pełna energii - wspaniała kobieta. Jednak jak pisałam u siebie, był moment, że robiła się troszkę zgorzkniała, wykorzystywała znajomych, nie znosiła krytyki, tak było zanim nie pojawiła się Riley - tak to odbieram ;)
    Ale książka bardzo piękna i mądra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tosiu, to prawda, był taki moment. Można ją odbierać i tak - to chyba bardzo indywidualna sprawa każdego z nas. Tyle że spotkałam się z bardzo negatywnymi i jednoznacznymi ocenami bohaterki. A mnie się wydaje, że miała też prawo do takich momentów - choć nie usprawiedliwiam jej. Może jestem bardziej wyrozumiała. Przez całą książkę biła od niej taka pogoda ducha i siła, że jak już byłam za połową i przeczytałam przez sobie opis z okładki to myślę sobie - COOOO??? O_O??! To ja chyba czytać nie umiem :)

      Pewnie, zachowywała się momentami okropnie - jak każdy. Ale nie można nas postrzegać tylko i wyłącznie przez pryzmat tych naszych gorszych dni :)

      Pozdrawiam i dziękuję!! :)

      Usuń
    2. Tak na prawdę ciężko ocieniać człowieka, który tak dużo w życiu przeszedł! Choroba spowodowała po tylu latach, że Gil była jaka była. Walczyła z chorobą, z własnym ciałem, nie poddawała się. I to jest najważniejsze, ta siła! :)

      Usuń
    3. Otóż to, otóż to! :) Właśnie dlatego wolę dystans i wyrozumiałość zamiast takich jednoznacznych ocen.
      Cieszę się, że powieść wzbudza tyle powodów do refleksji, dyskusji :)

      Usuń
  3. Skąd ja wiedziałam, że na pewno te książkę przeczytasz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Nie wiem, ale miło jest usłyszeć takie pytanie, które świadczy o tym, że dobrze mnie znasz, choć się nigdy nie spotkałyśmy ;)

      Dzięki :*

      Usuń
  4. Niezwykle pięknie piszesz.
    Też czekam na te książkę.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-)
      Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.