„Żeby widzieć naprawdę zamykamy
oczy”*. Tak: patrząc w głąb siebie, można wiele odkryć. Ważne, aby potem odważnie je otworzyć i znów oglądać świat.
„Wielkie to szczęście nie
wiedzieć/ dokładnie na jakim świecie się żyje” – słowami Wisławy Szymborskiej
autor wprowadza nas w lekturę. Tak, może to i szczęście. Nie wiedzieć o ogromie
zła, wobec którego jestem bezsilna. Jednak dla bohaterki książki to motto jest
boleśnie dosłowne. Piętnastoletnia bezimienna dziewczynka jest bowiem
niewidoma.
Poza wiekiem wiemy o niej
niewiele. Wzrok traciła powoli, stopniowo. Na kartach książki widzimy, jak z
białą laską przemierza korytarze metra. Wsiada i wysiada na nieznanych,
przypadkowych stacjach, w zatłoczonych wagonach gubi poczucie kierunku.
Podróżuje – jak się wydaje – bez żadnego konkretnego celu (przynajmniej w naszym rozumieniu celu).
Dźwięki otoczenia wypełniają
wyobraźnię dziewczynki obrazami tak barwnymi i tak niesamowitymi, że trudno nam
oderwać od nich wzrok. Właśnie owa nierealna warstwa tworzy ilustracje tej
urokliwej opowieści. Bohaterka wędruje pośród swych wspomnień, wrażeń,
baśniowych narracji. Śmiało roztacza przed nami panoramę marzeń i snów. Czasem
są one dziwaczne, absurdalne, zwariowane, szalone. Takie dziecięce. To bardzo
intymna podróż w głąb duszy, odsłanianie najbardziej ukrytych zakamarków
siebie. Dziewczyna ma wiele czasu na autorefleksję, w przeciwieństwie do ludzi
w metrze, którym zawsze tak bardzo się spieszy...
Przeraża mnie ten tłum w
wagonach. Dziesiątki ludzi pewnych siebie (albo tylko udających pewnych
siebie?), zdecydowanych, silnych, z jasno wytyczonym poczuciem celu wymalowanym
na twarzach. Wśród nich – ona. Zagubiona, ślepa, bezbronna. „Często nie wiem,
gdzie jestem, ani dokąd zmierzam”. „W mieście nieustannie gubię drogę/ bez
przerwy źle wsiadam/ i błędnie wysiadam.”[por.**] W jej niebezpiecznej wędrówce
jest niesamowita ufność i odwaga. Nie zamyka się w czterech ścianach. Wstaje i
idzie. Mimo ograniczeń i lęku, mimo upadków.
W drodze ciąży jej samotność. Z
coraz większą mocą odkrywa smak tęsknoty. Tęsknoty za bliskością, za kimś, kto
„chciałby przeczytać jej wiersz przy oknie, o zmierzchu.” „(...) Kto przyjdzie
ogrzać jej pusty pokoik”. Na kogoś, „kto przy wyjściu będzie na nią czekał.
Przytrzyma parasol, rękę mocno ściśnie, odprowadzi i wskaże, gdzie są gwiazdy na
niebie”[por.].
Ona i tłum. Jakaż nieracjonalna i absurdalna jest jej podróż. Bezcelowa. Tłum patrzy z dezaprobatą, drwiną,
zdziwieniem, (udawaną?) obojętnością, nutką zazdrości. A ona szuka „ogrodu
kwiatów w pełnym rozkwicie”, „(...) najsłodszego czerwonego jabłka i złotego
liścia, co opadł na ziemię”. Chodzi własnymi ścieżkami. Nie chce jedynie
przemierzać odległości z punktu A do punktu B, tak bezwiednie, automatycznie.
Dla niej ważna jest sama droga, nie tylko cel podróży. Pragnie odkrywać siebie
i świat wciąż na nowo. Pragnie zdumień i zaskoczeń. Bezwstydna, bezczelna
marzycielka!
„Jak to jest wznosić głowę ku
niebu? Zupełnie zapomniałam...
Czy wiecznozmienne chmury wciąż
uwodzą ludzi?”
Czy potraficie się jeszcze oddawać
marzeniom? Smuć nieracjonalne refleksje? Zachwycać kształtem chmur? Kiedy
ostatnio przechadzaliście się po mieście tak bez celu, smakując chwilę? „(...)
Swobodnie, bez celu, włóczyć się i błąkać.” Mamy dobry wzrok, widzimy wyraźnie, a nie
dostrzegamy piękna i ogromu łask. Kto ma oczy, niechaj patrzy!
Świat bohaterki jest piękny i smutny.
Piękny – barwny, pełen wrażliwości. Smutny – bo przecież nie
można w nim dłużej przebywać. Czas dorosnąć, porzucić dziecięcą naiwność,
zaakceptować także szarość i bezbarwność. Czas spoglądać z odwagą. Piętnaście
lat – wiek symboliczny. Umowny koniec dzieciństwa.
To książka o dojrzewaniu. O zbyt
bolesnym i gwałtownym doświadczeniu prawdy. O buncie i walce - o siebie, o ocalenie czegoś, co przemija. Głęboko wierzę, że w walce tej nie traci się umiejętności patrzenia w
swe serce i że dorosłość nie pozbawia nas skrzydeł. A bez bolesnych prób, bez
upadków - szczęście jest tylko ułudą, ciepłym kloszem, oszustwem, ucieczką.
Każdy z nas stracił kiedyś w ten
sposób wzrok. Każdy przemierzał obcy świat i gubił w nim siebie. Każdy szukał
własnych ścieżek. Każdy dojrzewał i potrafił dojrzeć coraz więcej i więcej.
Pamiętacie...?
Niesamowita, otwierająca wielość
interpretacji, niebanalna, głęboko metaforyczna, przebogata w znaczenia,
przepięknie poetycka historia opowiedziana słowami i obrazami. Dla dzieci, młodzieży, dorosłych... - każdy odnajdzie w niej cząstkę siebie. To wielka duchowa uczta.
Jak zilustrowałbyś wędrówkę
poprzez swoje serce...?
Jimmy Liao, „Dźwięki kolorów”, tłum. Katarzyna Sarek,
Wydawnictwo Officyna, Łódź 2012.
*cytat pochodzi z wiersza ks. Jana Twardowskiego „Spieszmy
się”.
**wszelkie pozostałe cytaty pochodzą z książki [jw.], nie
podaję numerów stron, bo są one nienumerowane.
Fragmenty ilustracji pochodzą z książki [jw.].
wydawnictwo: Officyna
tytuł oryginału: Sound of Colors
język oryginału: chiński
okładka: miękka
ilość stron: 128
moja ocena: 6/6
skąd i dlaczego: dawno temu wygrzebałam ją z Kuferka Książkówki. Długo czekała na właściwy moment. Dojrzewała ;) Dziękuję, Ewo! ♥
język oryginału: chiński
okładka: miękka
ilość stron: 128
moja ocena: 6/6
skąd i dlaczego: dawno temu wygrzebałam ją z Kuferka Książkówki. Długo czekała na właściwy moment. Dojrzewała ;) Dziękuję, Ewo! ♥
Piękne ilustracje, urzekły mnie.
OdpowiedzUsuńsą niesamowite.
Usuń