"Niewinność zagubiona w deszczu" to tego rodzaju lektura, przy której intuicyjnie wyczuwamy, że mamy do czynienia z wielkim pisarstwem, ale nie bardzo umiemy podać powody, wedle których jest ono wielkie.
Bo czy naprawdę chodzi tutaj o uwiedzenie zakonnicy przez rozpustnego, chytrego dziedzica? Czy chodzi tylko o samą akcję (za którą podążałam zachłannie w ciągu jednego, niedzielnego popołudnia)? I... dobrze: przyznam się Wam do tego: napaliłam się na rozbuchane sceny erotyczne. Zrobił mnie Mendoza w konia i bynajmniej nie zawiódł, ale wywołał śmiech najszczerszy z tych moich oczekiwań głupich!
O akcji nieco dokładniej: młoda, ambitna siostra Consuelo, mianowana nową przeoryszą wspólnoty zakonnej w San Ubaldo de Bassora, prowincji Barcelony, pragnie pozyskać środki na przekształcenie starego szpitala w ośrodek opieki społecznej. W tym celu przybywa do posiadłości Augusto Aixelà de Collbató, potomka starego rodu posiadaczy ziemskich o znacznym majątku, mieszkańcom znanego z rozwiązłości. Spotkania te zapoczątkują lawinę zdarzeń, na którą nałożą się jeszcze inne okoliczności. Okoliczności wcale nie łagodzące, a zaogniające akcję. Bo w górach akurat grasuje mściwy rozbójnik ze swoją bandą. A służby meteorologiczne zapowiadają bardzo gwałtowną wichurę...
W czasie czytania trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że ta opowiastka jest tylko pretekstem do wyrażenia czegoś innego. Czytelnik, który od akcji będzie oczekiwał zbyt wiele, może się zawieść. Najciekawsze ukrywa się pod osnową zdarzeń: w sercach bohaterów, a może tylko w jednym, które wyjawi nam swoją historię.
Urocza jest konfrontacja barwnej wyobraźni z rzeczywistością zwyczajną i nikogo nie dziwiącą. Urzekająca ta ludzka skłonność do nadinterpretacji pewnych zdarzeń, wyolbrzymiania ich, ubarwiania. Może niektórzy uznają ją za śmieszną, a przez autora – ośmieszoną, ale ja odebrałam ją jako uroczą właśnie. Bo mimo kpiarstwa autora – z konwencji melodramatycznej, sentymentalnej, słodkiej, ckliwej – dostrzegłam w opowiadaniu coś jeszcze, co nawet trochę wzrusza.
Jest to książka o tworzeniu opowieści – z własnej, indywidualnej perspektywy (nawet jeśli miała by być ona wyświechtana i banalna). Opowieści pięknej, atrakcyjnej, pełnej zwrotów akcji i niespełnienia. O tęsknocie za próbą wpisania się w odwieczne narracje, bo one są tym, co trwa; pozostałością pozbawioną niedoskonałości. To także książka o pragnieniu bycia bohaterem (wszak każda opowieść ma bohatera): człowiekiem w środku świata, co normalnie obojętny i niewzruszony kręci się tylko wokół własnej osi...
I może jeszcze „Niewinność...” to książka o nas, czytelnikach i naszych oczekiwaniach – czasem przesadzonych. O naszym nastawieniu do lektury. O tym, jak czasami zapominamy, że, aby książka była dobra, nie może być zbyt nieprawdopodobna. Aby była wartościowa, czasem musi być po prostu – zwyczajna. Bo życie też jest raczej zwyczajne. Nie tak powieściowe, jakbyśmy pragnęli.
Nie wiem, jak Wy, ale ja pragnę więcej Mendozy. Bo było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Polecicie coś szczególnego?
Eduardo Mendoza, Niewinność zgubiona w deszczu, tłum. Zofia Wasitowa, wyd. Znak literanova, Kraków 2011.
wydawnictwo: Znak literanova
tytuł oryginału: El ano del diluvio
język oryginału: hiszpański
okładka: twarda (zresztą prześliczna)
ilość stron: 136
moja ocena: 5/6
ilość stron: 136
moja ocena: 5/6
skąd: wygrywajka na fb w konkursie magazynu "Bluszcz" :)
Dlaczego ja jeszcze tego nie czytałem? Jakiś czas temu widziałem w Empiku przecenioną książkę :-)
OdpowiedzUsuńnie wiem, Piotrze, nie wiem :) ale często zadaję sobie to pytanie, co Ty, wchodząc na inne blogi książkowe :)
OdpowiedzUsuńNie namawiam, nie odradzam. Ja polubiłam to opowiadanie.
Pozdrawiam :)
Z tego co widzę, to nie można pozostać obojętnym na prozę Mendozy - albo się komuś podoba, albo nie. Intryguje mnie to, więc z chęcią przekonam się sama, jak to właściwie jest:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Przyznam szczerze, że miałam bardzo mieszane uczucia co do tej książki, Ty jednak mnie do niej skutecznie zachęciłaś. Będę musiała przekonać się na własne oczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Isadora - po tej cieniutkiej lekturce jestem w stanie w to uwierzyć :)
OdpowiedzUsuńmiqaisonfire - polecam, zwłaszcza, że to lektura z tych na jedno popołudnie.
Cieszę się, że Was zachęciłam :)
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam! :)
no widzisz, spodobało Ci się. A ja jednak dalej pytam: gdzie mój kochany Mendoza?? Bo na pewno nie w tej książce!
OdpowiedzUsuńMarta, ano widzisz - różne są ludzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Już jakiś czytałam na innych blogach recenzje Mendozy i wszystkie pochlebne. Ty także widzę odebrałaś ją bardzo pozytywnie, więc chyba i ja muszę wreszcie się skusić na tę książkę i przekonać się czy ma w sobie to ,,coś''.
OdpowiedzUsuńCyrysiu, bardzo pozytywnie ją odebrałam, choć rozumiem też tych, którym "Niewinność..." mogła się nie podobać.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz pozdrawiam i zachęcam do rozglądnięcia się za książką! :)
Hm, czytałam tylko "Trzy żywoty świętych" i... miałam mieszane uczucia (wydał mi się pisarzem nierównym, piszącym niekoniecznie z pełną świadomością odnośnie swoich słów i myśli, ale mam nadzieję, że inne jego książki zmienią moje zdanie).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie xD
owarinaiyume - hmm, w tym opowiadaniu tego nie odczułam, chociaż natrafiłam także na jego krytyczne recenzje. Póki co zamierzam przeczytać też inne tytuły, żeby mieć pełniejszy obraz jego twórczości ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, pozdrawiam ;)