Potrzeba niezwykłej delikatności, wyrozumiałości i szacunku dla poglądów obu stron, aby przedstawić konflikt wartości we właściwy sposób. Obie strony mają do zaproponowania wartościowe argumenty, obu należy wysłuchać i dać im prawo do wypowiedzi.
Zoe i Max od wielu lat starają się o dziecko. Niestety kolejna próba donoszenia ciąży kończy się poronieniem. Max, zmęczony sytuacją posiadania potomka za wszelką cenę, decyduje się na rozwód. Przeprowadza się do domu brata Reida i bratowej Liddy, ludzi bardzo religijnych, członków niejakiego Kościoła Wiecznej Chwały. Podkopane poczucie wartości ("co to za facet, co nie potrafi dziecka spłodzić!") powoduje, że Max powraca do dawnego nałogu, alkoholizmu. Pewnego dnia mężczyzna ulega wypadkowi, w wyniku którego doznaje wewnętrznej przemiany - nawraca się i zostaje gorliwym katolikiem.
Zoe, zdruzgotana po urodzeniu martwego dziecka, na swojej drodze spotyka Vanessę. Ich przyjaźń przeradza się w miłość. Wyjeżdżają do innego stanu, by wziąć ślub. Kobieta nadal marzy o dziecku...
Drogi Maxa i Zoe splatają się ponownie – tym razem na rozprawie sądowej. Będą walczyć o swoje trzy zamrożone zarodki, które pozostały w klinice leczenia niepłodności. Zoe i Vanessa pragną być ich rodzicami, zaś Max, nie mogący pogodzić się z lesbijską, grzeszną miłością byłej żony, podburzony przez przedstawicieli swojego kościoła, nie chce do tego dopuścić. Chce za to oddać zarodki Reidowi i Liddy, którzy także zmagają się z problemem bezpłodności i zamiast ojcem zostać wspaniałym wujkiem.
Jak widać w powieści dzieje się sporo. Szybko i niecodziennie. Dla mnie nazbyt niecodziennie, przez co mało autentycznie. Dwie lesbijki po ślubie kontra ojciec chcący zostać wujkiem. Między nimi trzy zamrożone zarodki, których rozwój i tak obarczony jest dużym ryzykiem. Cóż, może i tak się zdarza. Do tego dochodzi rozprawa sądowa, a więc sposobność, by najintymniejsze myśli zderzyć z bezwzględną opinią publiczną. Mamy więc nagromadzenie osobliwych zdarzeń ocierających się o tematy głośne, kontrowersyjne, budzące sporo emocji: zapłodnienie metodą in vitro, bezpłodność, samobójstwo, alkoholizm, związek homoseksualny i wychowywanie w nim dzieci, rozwód, religia. Sztuką jest właściwie poruszać się po tak trudnych tematach. Wznieść się ponad emocje i osobiste przekonania, by nakreślić złożoność problemów.
„Wierzcie mi, bycie gejem czy lesbijką nie ma nic wspólnego z wyborem. Nikt z wyboru nie utrudniałby sobie życia i bez względu na luz i pewność siebie nie mamy wpływu na to, co myślą inni. Bywało, że gdy w konie trzymałam się za rękę z kobietą, ludzie z naszego rzędu wstawali i wychodzili – niby zdegustowani naszą publiczną demonstracją uczuć, podczas gdy rząd dalej nastoletnia para praktycznie wyskakiwała z majtek. Pisano mi na samochodzie LESBA farbą w spreju. Rodzice uczniów kierowali dzieci do innego pedagoga, a zapytani o powód powoływali się na różnice dydaktyczne”[s. 122]
„Wierzę, że taka przyszłam na świat, tak jak inni rodzą się hetero. Ale wierzę też, że zakochujemy się w CZŁOWIEKU, i płeć nie ma tu większego znaczenia.”[podkr. J.P., s. 142]
Znakomicie oddaje Picoult sytuację homoseksualistów: to dotkliwe poczucie inności w z reguły nieprzychylnym społeczeństwie, przeszkody obyczajowe rodzące wiele obaw. Autorka przedstawia ich uczucia, poglądy i argumenty uzasadniające prawa wynikające z ich odmienności. Bez skomplikowanych wywodów teoretycznych, etycznych terminologii, po ludzku.
Zabrakło mi niestety tej wyrozumiałości i głębi wobec drugiej strony konfliktu, reprezentowanej tutaj przez kościół. Doprawdy dziwny jest Kościół Wiecznej Chwały, który momentami ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Jego przedstawiciele to albo fanatycy, którzy zasłaniając się wiarą, idą po trupach do celu (Wade Preston) albo naiwni, zagubieni, wychowani pod kloszem, śmiesznie zdewociali, nieznający prawdziwego życia (Liddy). Dla Wade`a Prestona, prawnika Maxa, najlepszym sposobem obrony jest atak, bardziej liczy się dlań idea niż dobro człowieka. Jego zwolennicy-katolicy są niezdolni do dialogu, skostniali, zaślepieni. Zależy im na władzy i medialnym rozgłosie, a aby przekonać sąd i opinię publiczną do swoich racji, posłużą się najbardziej bezwzględnymi sposobami. Zamiast pokoju i dobra, sieją nienawiść i nietolerancję. Są irytująco bezczelni i nachalni w zmienianiu czyjegoś życia. Dodatkowo kościół został pokazany jako instytucja interesowna i stronnicza: Reid jest jego hojnym ofiarodawcą, a żona udziela się charytatywnie w owej wspólnocie.
Mała fabularna sprzeczność: kościół sprzeciwia się metodzie in vitro, więc nie pasuje mi ani ta cała walka o zamrożone zarodki i zastosowanie tej metody wobec Liddy, najbardziej gorliwej katoliczki pod słońcem, ani fakt, że Reid, najbardziej wzorowy katolik pod słońcem, zasponsorował swojemu bratu tę grzeszną procedurę. Cóż, widocznie w życiu różnie bywa.
Inna sprzeczność (małe niedopatrzenie): owszem, kościół sprzeciwia się związkom homoseksualnym i ma na to dużo głębsze uzasadnienie niż cytowane kilka razy fragmenty Pisma Świętego, jednocześnie potępia złe traktowanie i akty przemocy wobec osób homoseksualnych, ponieważ szanuje osobistą godność każdego człowieka*. W „Tam gdzie ty” jakoś tego nie widać.
„Od rozwodu pozwana prowadzi perwersyjny, wszeteczny, homoseksualny tryb życia”[z pozwu sądowego, o Zoe, s. 320].
„Homoseksualizm to zboczenie. I zasługuje na karę”[pastor Clive, s. 313]
„Nie byłoby nas tutaj, gdyby homoseksualiści nie siali własnej propagandy. Jeśli będziemy siedzieć z założonymi rękami, kto wystąpi w obronie praw tradycyjnej rodziny? Kto dopilnuje, żeby nasz wspaniały kraj nie stał się miejscem, gdzie mały Jaś ma dwie mamusie, a ludzie nie żyją w myśl bożego nakazu, kobieta z mężczyzną? (...) Bracia i siostry: jesteśmy tutaj, ponieważ chrześcijanie stają się mniehjszością! Homoseksualiści mają prawo głosu? My też!” [pastor Clive w czasie manifestacji, s. 163].
Z każdym kolejnym rozdziałem sympatia czytelnika kieruje się w stronę lesbijek pragnących w miłości wychować dziecko, a zmuszonych żyć w społeczeństwie nietolerancyjnym, zacofanym, rzucającym propagandowe hasła i oszczerstwa zupełnie niewspółmierne do ich sytuacji, zamiarów. Dziwnym trafem to społeczeństwo składa się zazwyczaj z przedstawicieli kościoła. Wobec autentycznego dramatu Zoe i Vanessy jego konserwatywne argumenty wydają się błahe, przestarzałe i po prostu okrutne. Jakieś chrześcijańskie widzimisię, które broni skostniałych i zupełnie oderwanych od rzeczywistości wartości, podpierając się cytatami sprzed tysięcy lat.
Dyskredytując drugą stronę, autorka sugeruje czytelnikowi zbyt łatwe rozstrzygnięcie nierozstrzygalnego przecież konfliktu wartości. Jego istota została spłycona do dramatu jednej strony, która doznaje krzywdy od strony drugiej. Za mało, by powieść nazwać tendencyjną, odpowiednio dużo, by niepozornie zagrać na emocjach czytelnika. Łagodzi to wrażenie wielogłosowa narracja. Bardzo dobry zabieg, ożywiający lekturę, umożliwiający konfrontację różnych punktów widzenia - acz niewystarczający.
Jednostronność dyskwalifikuje w moich oczach tę powieść, uważam bowiem, że tak doniosłym tematom należy się odpowiednie sproblematyzowanie, powaga i głębia, a nie atmosfera sensacji i przerzucanie się wyzwiskami. To drugie mogę poczytać w komentarzach na Onecie, od książki wymagam więcej.
Czasami w moich recenzjach przypinam książkom takie etykietki: „coś lżejszego”, „wielka głębia” i „[książki] otwierające oczy”. „Tam gdzie ty” nie mogę dopasować do żadnej z nich. Nie jest to powieść lekka, mimo że sposób, w jaki została napisana jest prosty, przyjemny i błyskotliwy. Jednak jej tematyka jest ciężka i angażuje nie zawsze dobre emocje. Zmęczyła mnie ta książka. Nie ma tu wielkiej głębi: powaga tematu rozmywa się w lekkości narracji, co daje wrażenie, że Picoult wciąż krąży tylko po jego powierzchni (no dobrze – z małymi zanurzeniami). Otwierająca oczy – nie do końca. Na jedno otwiera - i chwała jej za to, lecz na drugie - zamydla.
Mam nadzieję, że inne książki tej autorki bardziej przypadną mi do gustu. Zamierzam sięgnąć. Opinie i osądy warto budować w oparciu o całość, nie część.
Jodi Picoult, Tam gdzie ty, tłum. Magdalena Moltzan-Małkowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
*K. Glombik, [hasło:] homoseksualizm [w:] Encyklopedia bioetyki. Personalizm chrześcijański, red. A. Muszala, wyd. drugie, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2009, s. 267-277.
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
tytuł oryginału: Sing You Home – o wiele ładniejszy i bardziej pasujący do treści niż polski, ogólny i nijaki;
język oryginału: angielski
okładka: miękka
ilość stron: 567
moja ocena: 3,5/6
skąd: egzemplarz recenzyjny.