Strony

27 stycznia 2013

Książka i kamień - Carlos María Domínguez “Dom z papieru”

Książka i cement – zestawienie absurdalne. Zupełnie jak życie i śmierć.

„Wiosną 1998 roku Bluma Lennon kupiła w pewnej księgarni Soho używany egzemplarz Poezji Emily Dickinson i kiedy doszła do drugiego wiersza, na skrzyżowaniu potrącił ją samochód.”[s.9]* - tak brzmi pierwsze zdanie tego niewielkiego opowiadania. Narratorem jest znajomy Blumy, wykładowca na wydziale hispanistyki Uniwersytetu w Cambridge, który ma teraz zastąpić ją w pracy akademickiej. Pewnego ranka odbiera przesyłkę z Urugwaju, bez nadawcy, zaadresowaną do zmarłej już przyjaciółki. Zawartość koperty zdumiewa i niepokoi: to egzemplarz „Smugi cienia” Josepha Conrada, jakby wyciągnięty... z betonu. „Był to bez wątpienia cement portland, resztka zaprawy, która musiała przylepić się do książki, zanim ktoś podjął zdecydowaną próbę jej usunięcia.”[s.13-14]

Zaintrygowany bohater wyrusza do Ameryki Południowej, by rozwikłać tajemnicę przesyłki. Natrafia na ślad bibliofila, Carlosa Brauera – mężczyzny, dla którego Bluma skreśliła dedykację na owej kamiennej książce.

* 
Książka zalana zaprawą murarską – rzecz absurdalna, chora, pozbawiona sensu. Oburzające nieporozumienie, skandal rodzący sprzeciw i bunt wrażliwego czytelnika. Zupełnie jak śmierć. „Również te groby wyglądały jak zapieczętowane, prostokątne sztywne książki, których nikt nie zdoła otworzyć, każdy ze swoją historią i pragnieniem istnienia złożonym w wilgotnej ziemi.”[s.101] 

A może scementowana książka to manifest, przywołujący do porządku czytelnika zbyt mocno wpatrzonego w materię książki: jej masę, kształt, zapach, kolor. Czytelnika poświęcającego za mało uwagi duchowemu wymiarowi literatury? Głuchego na jej wołanie, zbyt łatwo zapominający o prawdach i wartościach płynących z jej stron? Przecież „książki zmieniają los ludzi”.[s.9] 

A może to efekt szalonego gestu zranionej miłości, serca zmienionego w kamień? Wymowny obraz jałowości i bezcelowości istnienia człowieka, którego miłość naraziła na ból? Ucieczka w kamienną obojętność? Bo przecież książki bywają „świadkami pewnej chwili w naszym życiu, do której nie powrócimy”.[s.20] 

A może to sposób na przetrwanie? Akt ocalenia tego, co się kocha przed żywiołami i czasem? Zamiana kruchości w wieczny pomnik? „Gdzie zniknie cały urok, ten nadzwyczajny festyn okładek i opraw, jeśli je także ugodzi ręka losu, pokaże im, do czego są zdolne wiatr, ogień, woda?”[s.98] 

A może to tylko dziwactwo namiętnego bibliofila, którego przerosła pasja? „Proszę sobie wyobrazić kogoś, kto ma cały dzień, i, jeżeli chce, również noc [na lekturę – dop. A. D.]. I pieniądze, żeby kupować książki, jakich zapragnie. Nic go nie ogranicza. Jest na łasce swoich pragnień. A czego chcą pragnienia? (...) Chcą odkryć własne granice.”[s.52] 

A może betonowa książka to cegła, mająca wznieść mieszkanie? Kamień węgielny pod fundament mądrego istnienia? Budulec nadziei? Udosłownienie metafory? Wszak w książce można zamieszkać.

Nie wiem.

„Dom z papieru” to perełka. Ziarenko piasku otoczone cennymi znaczeniami. Piękne. 

Carlos María Domínguez, Dom z papieru, tłum. Andrzej Sobol-Jurczykowski, wyd. Świat Książki, Warszawa 2005. 

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Świat Książki 
tytuł oryginału: La casa de papel 
język oryginału: hiszpański 
okładka: twarda 
ilość stron: 111
moja ocena: 5/6
skąd: kupiłam na Allegro, dość spontanicznie, przy okazji innych zakupów. Za 5 zł! :)

17 stycznia 2013

Wychodzenie poza siebie - Renata Górska „Przyciąganie niebieskie”


Niektóre powieści są jak biuro rzeczy znalezionych – odnajdujemy w nich zagubione marzenia, nadzieję i wiarę.* Niektóre powieści są jak rozmowa z dawno niewidzianym przyjacielem – radujemy się z odkrycia, że wciąż rozumiemy się tak dobrze, jak kiedyś.

Dominika jest na ostatnim roku germanistyki. Pisze pracę magisterską, spotyka się ze znajomymi, wiąże nadzieje na zmiany w swoim związku z Kubą. Dziwny to związek, długi i niejasny: „stali się więcej niż przyjaciółmi, a nadal nie byli parą”[s.14]**. Jednak Nika od dawna ma pewność: zakochała się w Kubie. Rozterki sercowe, mniejsze i większe życiowe problemy, niezaradność, zagubienie, brak planów na przyszłość doprowadzą bohaterkę do stagnacji i poczucia bezcelowości egzystencji. W walce z demonami samozniszczenia Dominikę wspierają ją przyjaciele: Pola i Tomek.

„Przeżyła jakoś jesień, nadeszła zima. Dni nie cieszyły jej, lecz była wdzięczna, że następują po nocy. Przez dni płynęła, kiedy noce zatapiały ją koszmarami. Rankiem jej wzrok naznaczony był bezsennością i bólem."[s.34]

„Uczyła się przeżywać dzień godzina za godziną, bez oczekiwań i snucia dalekosiężnych planów. Posłusznie koncentrowała się na tym, co jest, a jej ewentualne życzenia były małe i proste. Byle tylko przetrwać do wieczora, mówiła sobie rankiem, a kładąc się spać, marzyła, by noc przyniosła jej choć kilka godzin wytchnienia. Stagnacja stała się schronem, w którym skryła się przed atrakcjami życia, nie pragnąc ich, ani nie szukając.”[s.35]

Wraz z całym tym bagażem niewiary w siebie i poczucia wewnętrznej pustki, bohaterka mierzy się z codziennością. Poznaje nowych ludzi. Każdy z nich wnosi coś w jej życie, historia każdego z nich zręcznie wplata się fabułę. Pewnego dnia Nika spotyka chłopaka, który zachęca ją do pojednania się z Bogiem, odkrycia w sobie daru wiary i tłumaczy, dlaczego jest to tak ważne.

Fabuła, jakich wiele, bohaterka, jakich wiele, nie wyróżniający się styl: relaksujący, lekki, wciągający. Wspaniale oddane nastroje bohaterki: prawdziwie, przekonująco. Świat przedstawiony bez pretensjonalności, bez kombinowania. Bez podkolorowań i bez odbarwień.

Autorka nieomal zaszokowała mnie tak mocno eksponowanym wątkiem religijnym. Jakie to niemodne, jakże staroświeckie! Wszak w dzisiejszych czasach wypada akcentować motyw zupełnie odwrotny: odchodzenie od wiary, drwina z religijnych zabobonów i negowanie metafizycznego wymiaru rzeczywistości. Bardzo dziękuję Pani Renacie za podjęcie takiego tematu. Tym bardziej, że podjęty został świetnie, to znaczy: bez naiwności, bez cienia tendencyjności, bez zbyt łatwych, wzniosłych słów, dojrzale, z pazurem, z słusznym krytycyzmem w stosunku do religii, w sposób zadający kłam stereotypom pokutującym w środowiskach wojujących ateistów. 

Zderzenie światopoglądów grupy głęboko wierzącej młodzieży i mocno sceptycznej Dominiki wypada bardzo naturalnie. Wiara wierzących jest równie autentyczna, jak wahanie i dystans ze strony głównej bohaterki. Wątpliwości pojawiające się w relacjach obu stron są tak wplecione w narrację, że czytelnik mimochodem odniesie je do swojego życia. I wcale nie poczuje się kimś gorszym ani lepszym – grzesznikiem, potępionym albo też zbyt dumnym chrześcijaninem. 

Ta powieść nie moralizuje, ale inspiruje. Niepostrzeżenie zachęca do zadawania sobie pytań. Pokazuje propozycję – pięknej i owocnej drogi, lecz nikogo do niej nie zmusza i nie wytyka palcami tych, którzy nią nie pójdą. Nie różnicuje. W cudny sposób przekonuje, że wybory i decyzje w tej materii powinny być całkowicie indywidualne. Zaprasza: do wychodzenia poza siebie. 

„(...) Widzimy tylko mały kawałek drogi, Bóg widzi całą i Jego decyzje są mądrzejsze od naszych.”[s.289]

„Wiedziała tyle, ile muszka jednodniówka o czterech porach roku, a ośmielała się oskarżać deszcz, że na chwilę zmoczył jej skrzydła.”[s.319]

* 

Renata Górska, Przyciąganie niebieskie, Instytut Wydawniczy COMPASSION, Szczecin 2012. 

*R. Górska, słowa pochodzą z dedykacji.
**cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Instytut Wydawniczy COMPASSION 
okładka: miękka (niebieska, połyskliwa, zakochałam się w niej!) 
ilość stron: 342 
moja ocena: 4,5/6 
skąd: wygrałam w konkursie! Pani Renato – dziękuję! :)

14 stycznia 2013

W cieniu doskonałości kruszeje teraźniejszość - Kazuo Ishiguro „Okruchy dnia”


A kiedy nadejdą owe chwile szczególne i zapukają do naszej codzienności, trzeba im otworzyć. Właściwie wykorzystane mogą zmienić bieg życia. Z niewykorzystanych pozostają tylko okruchy, które nigdy nie zaspokoją pragnienia pełni.

Stevens jest kamerdynerem w posiadłości Darlington Hall. Należała ona do lorda Darlingtona, od śmierci którego minęły trzy lata. Jest czerwiec 1956 roku. Obecnym właścicielem domu  i zarazem nowym pracodawcą Stevensa jest Amerykanin, John Farraday. To właśnie on nakłania go do wzięcia kilkudniowego urlopu i wyjazdu do Kornwalii. Bohater, nie bez wątpliwości i oporów, wyrusza w podróż, która staje się jednocześnie podróżą duchową.

Stevens służył w Darlington Hall całe życie, dążąc do ideału „wielkiego kamerdynera” oraz jego – słowo klucz – godności.Godność jest nieodłącznie związana ze zdolnością kamerdynera do zachowania niewzruszonej postawy zawodowej. Zły kamerdyner to taki, który z byle powodu zastępuje postawę zawodową postawą prywatną. Dla takich osób zawód kamerdynera jest czymś w rodzaju roli w pantomimie; najmniejszy poślizg, najdrobniejsze potknięcie i już spada maska, za którą ukrywał się aktor.”[s.54]* Do tego dochodzi angielska powściągliwość: „Ludzie z kontynentu nie potrafią być kamerdynerami, ponieważ są jako rasa niezdolni do takiego okiełznania uczuć, jakie wyćwiczył w sobie naród angielski.”[s.55].

Bohater uważa, że godność można osiągnąć poprzez świadomy wysiłek w pracy zawodowej. Nie zgadza się z poglądem, iż  jest ona tym, „co można mieć lub nie mieć z kaprysu natury”[s.42] - cechą jednym daną, drugim nie.  

Służba kształtuje jego poglądy i relacje z otaczającymi go ludźmi. Mężczyzna przedkłada ją nad życie prywatne. Wzorowa organizacja pracy, usługiwanie gościom, nadzorowanie pracowników - są pierwszoplanowe. Jest lojalny i oddany lordowi Darlingtonowi - także wtedy, gdy ten sympatyzuje z faszyzmem. Bezmyślnie aprobuje wolę pana, wyzbywając się własnych poglądów. Nie odwzajemnia zainteresowania panny Kenton, gospodyni domu, będąc wobec niej zawsze oficjalny i chłodny. Ukrywa swoje pragnienia za beznamiętną służbową maską. Nie pozwala sobie na wzruszenie i porzucenie służby nawet w najsmutniejszych momentach, jakie mogą przydarzyć się człowiekowi – w momentach śmierci bliskich. 

Jak daleko można brnąć w samooszustwo? Jak zręcznie trzeba żonglować słowami, by niezdolność do okazywania uczuć, do bliskości – nazwać profesjonalizmem, tchórzostwo i niedowartościowanie zmienić w cnotę, niegodziwość nazwać godnością? Jak długo można ukrywać przed sobą własne słabości, walczyć z pragnieniami, nie pozwalać sobie na zwykły ludzki ból...? Stevens przewartościowuje wartości, wady postrzega jako zalety. Z premedytacją odbiera sobie prawo do radości. Jego zasadniczość jest fanatyczna, absurdalna, czasem groteskowa. Jego teraźniejszość marnieje w cieniu doskonałości.

A jednak – pod tą zimną skorupą kryje się wielkie cierpienie. Jego krzyk przebija się zza wywodów pełnych opanowania i powściągliwości. Tłumiony przez lata smutek niepostrzeżenie znajduje ujście między logiką  gruntownych uzasadnień. Ból nie ma logiki. Widzimy człowieka, który, wierząc w słuszność swojej postawy, zmarnował szansę na szczęście i pełnię życia. Teraz patrzy w przeszłość i wydobywa z niej tylko okruchy. Czasu nie można już cofnąć.

Lecz oto zmierza do West Country. Przy okazji spotka się z panną Kenton. Wszak jego wycieczka jest pożyteczna i ze służbowego punktu widzenia: może przekona dawną gospodynię do powrotu do pracy w Darlington Hall? Jej list przeczytał wielokrotnie – nie ma możliwości, by sam sobie wmówił obecność wspomnianych w nim aluzji co do pragnienia jej powrotu[por. s.16].

Ta powieść jest niczym angielski krajobraz – surowy, bez powierzchownej spektakularności, zbytniej ostentacji[por.s.36]. Jednak za beznamiętną, staranną i cierpliwą narracją Stevensa kryje się wulkan emocji. Napięcie wzrasta z każdym rozdziałem, piętrzy się wraz z odkrywaniem kolejnych zdumiewających okoliczności z życia bohatera, by w końcu runąć z impetem i wstrząsnąć nami do głębi. Jeszcze bardziej zaskoczyć, zdumieć, zachwycić. I tak do ostatnich stron.

Kazuo Ishiguro, Okruchy dnia, tłum. Jan Rybicki, wyd. Albatros. Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2008.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
Kadry pochodzą z filmu "Okruchy dnia" w reżyserii Jamesa Ivory [bardzo polecam!].

wydawnictwo: Albatros
tytuł oryginału: The Remains of the Day
język oryginału: angielski
okładka: miękka ze skrzydełkami
ilość stron: 304    
moja ocena: 6/6
skąd: z biblioteki

7 stycznia 2013

Odczarowywanie życia – Marcel Pagnol „Czas tajemnic. Wspomnienia z dzieciństwa”


Gdzie tajemnica, tam ciekawość i otwarte serce poszukiwacza. Tam gotowość do wędrówki, pragnienie poznania, radość z małych odkryć. Tam zdumienie nad cudami skrywającymi się za zasłoną przyzwyczajenia; odgrzebywanie spod kurzu codzienności dowodów na niezwykłość. Tam spojrzenie śmiałe i wrażliwe – na piękno.

Lato. Prowansja. Wakacje. W lipcowym słońcu lśnią pajęczyny, powietrze wypełniają aromaty tymianku i lawendy, śpiewają cykady. Młody Marcel stawia sandały na swoich śladach sprzed roku [por. s.8-10]*. Gdy biegnie przez suche trawy, spod stóp wyskakują mu kolorowe pasikoniki. Wraz ze swym przyjacielem, Lilym, piecze kiełbaski i kotlety nad „trzaskającym żarem z mirtu i rozmarynu”[s.12]. Jednak dla Lily`ego wakacje to pora żniw, okres wytężonej pracy. Osiągnął właściwy wiek, by pomagać ojcu w pracach rolniczych i gospodarskich, więc chłopcy nie mają już tyle czasu na zastawianie pułapek, polowania i wyprawy pełne wrażeń. Ich przyjaźń zostanie także wystawiona na poważną próbę.

Poza tym coś zmienia się w beztroskiej krainie dzieciństwa. „Moje serce nie biło już tak szybko podczas obchodu pułapek, a nagłe wzbicie się w powietrze stada kuropatw nie przywodziło mi na myśl nadchodzącego potwora – lecz raczej panikę w kurniku”[s.25]. Czar pryska, rzeczywistość przestaje zaskakiwać. Zainteresowania Marcela kierują się w inną stronę. Odkrywa fenomen płci przeciwnej - przeżywa pierwszą wielką miłość. Zaś od września wszystko zaczyna kręcić się wokół szkoły – nasz bohater rozpoczyna naukę w liceum. Przestaje go fascynować to, co dookoła, koncentruje się na sobie i na tym, jak postrzegają go inni.

Pagnol zabiera nas w świat przecudowny. Każdy jego skrawek przyciąga barwą, zapachem, smakiem i dźwiękiem. Przyroda krzyczy kolorami, jest w ciągłym ruchu, tętni, pnie się i rozrasta. Jest bujna, wonna, rozśpiewana. Jak wspaniale było się tam przenieść właśnie teraz – w czas monotonnej bieli, szarości, nocy i chłodu.

Równie barwnie i z wielką zręcznością rysuje autor charaktery członków rodziny i relacje między nimi. Nie czyni tego przez rozległe i dogłębne portrety psychologiczne, lecz kilka wyrazistych wypowiedzi samych bohaterów i wyeksponowanie charakterystycznych cech. Tak łatwo sobie ich wyobrazić, tak bardzo wydają się znajomi! Czułam się, jakbym siedziała z nimi przy jednym stole. W podobnie pasjonujący sposób narrator opowiada o swoim początkowym okresie licealnym.

Dojrzewanie, wchodzenie w dorosłość, poznawanie świata i życia odbywa się kosztem odzierania ich z tajemnic. Maleje zdolność zdziwienia, dar doświadczania nieoczywistości. Niektóre sprawy bezpowrotnie umykają naszym oczom i sercu.

Powieść Pagnola jest piękną wędrówką przez czas, który nagle i niepostrzeżenie nas zmienia. Ale, wbrew moim „poważnym” refleksjom, nie była to ani poważna, ani smutna książka, a przezabawna, ciepła i kojąca. Szkoda, że to już koniec.

Marcel Pagnol, Czas tajemnic. Wspomnienia z dzieciństwa, tłum. Małgorzata Paszke, wyd. Esprit, Kraków 2011.

*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

Recenzja I i II części przygód Marcela pt. Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki - tutaj.

wydawnictwo: Esprit
tytuł oryginału: Le Temps des secrets
język oryginału: francuski
okładka: broszurowa ze skrzydełkami, śliczna, z ilustracją Sempé!
ilość stron: 352  
moja ocena: 5/6
skąd: z domowej półki, wygrałam w konkursie! :-)

1 stycznia 2013

Dziesięć ukochanych

Oto dziesięć tytułów, które szczególnie zapadły mi w pamięć w minionym roku. Niektóre były skarbnicą wartości i odkryć w egzystencjalnych poszukiwaniach, drogowskazami ku dojrzałości, inne dostarczały wzruszeń i najzwyklejszej radości lektury, były sposobnością do sugestywnych podróży wyobraźni. A najczęściej łączyły te dwie własności.

*
W kolejności przypadkowej: 

Thomas Mann, Czarodziejska góra,
Anne B. Ragde, Na pastwiska zielone,
Tomáš Halík, Cierpliwość wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą,
Barbara Kosmowska, Niebieski autobus,
Jacek Dehnel, Saturn,
Paweł Pollak, Niepełni,
Brigid Pasulka, Dawno, dawno temu i prawie naprawdę,
Krystyna Januszewska, Niebo ma kolor zielony,
Michał Głowiński, Czarne sezony. 
  *
W Nowym Roku życzę Wam wielu pięknych przygód literackich. Takich, które zmienią Was i Wasze życie na lepsze.