27 stycznia 2011

Śmiech nie taki łatwy - Wojciech Kuczok "Spiski"


Czytając "Spiski" można się zdrowo uśmiać, ale za  ową śmiesznością i tak czai się gorzka rzeczywistość, co nas w końcu dopadnie.

Bo jak tu się nie uśmiechnąć do poczynań księdza Bździocha grzmotorzutnego, początkowo zapalonego rusofoba, zaś po upadku komuny – myślącego w kategoriach bardziej nowoczesnych ((...) "nie jest grzeszne dążenie do komfortu, nie jest bezbożne otaczanie się luksusami, a nawet lekka ostentacja w ich gromadzeniu – albowiem tylko ten, kto ma się czego wyrzec, zdolny jest do wyrzeczeń (...)"[1]). Jak się nie uśmiać z Jasia Bafii, "co od picia dostawał chodzonki"[2], z Feli Nędzówny, w której feromony sprawiały, iż "konie się narowiły, psinki pokojowe obłapiały ludzkie nogi i trykały żałośnie, owczarki łańcuchowe, wyjąc z bólu, dymały ściany swoich bud[3], czy o wyzwolonej Malince Macajko, która zrewolucjonizowała myślenie góralek o koafiurze łona... Jest kupa śmiechu, nie można zaprzeczyć. Ale nie tylko o śmiech tu chodzi.

"Spiski" to przednia satyra - na góralszczyznę, na nasze narodowe wady. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że bohaterowie, choć posiadają rysy indywidualne, są w pewien sposób typowi: ich zachowanie, mentalność czy wypowiedzi Kuczok tworzy korzystając ze stereotypu. Wszystko to jest nam w bliskie, powszednie, przewidywalne. Doskonale znamy: reakcje Polaków na komunizm i stan wojenny, nadmierną skłonność naszą do płytkiego krytycyzmu, nieuzasadniony fatalizm, (pokazane chociażby na przykładzie ojca głównego bohatera), fałszywą świątobliwość, wiarę na pokaz, butę, zuchwalstwo, grubiaństwo, prymitywizm, prostactwo,  pogardliwy stosunek górali do przyjezdnych (czyli ceprów), chęć wzbogacenia się na turystyce kosztem środowiska naturalnego, pijacką gościnność,  z drugiej strony - chłopomańską, płytką fascynację folklorem. Nawet krzyżowi na Giewoncie się dostało: naruszanie piękna krajobrazu górskiego jest niedopuszczalne (i trudno się z tym nie zgodzić)[4] – tak, tak, bitwy o krzyże też są nam bardzo dobrze znane. A co się dzieje, gdy w jednej z tatrzańskich jaskiń bohater napotyka śpiących rycerzy – nie zdradzę! 

Książkę czyta się świetnie – czuły na stylizację, żywy język jest prawdziwą żyłą komizmu i  jednocześnie narzędziem stwarzającym dystans do świata przedstawionego. Jednak hiperbole, karykatura, groteska i ironia nie służą tylko łatwemu śmiechowi. Tematy drażliwe, ale i te prawdziwie smutne dostajemy w formie lżejszej, znośniejszej. W ten sposób trafiają dokładnie tam, gdzie trzeba - w centrum zmagania się teorii spiskowych - czy Kuczok przesadził, czy tak po prostu jest...? Czy go wykląć, czy usłuchać...? Pogonić widłami czy przyznać rację? Czy się z tego śmiać, czy płakać...?

Płakać - i to nie tylko ze śmiechu!

Spiski to także bardzo osobista opowieść o niełatwych relacjach rodzinnych, o związku, który z czasem się kruszy oraz o tym, jak góry pomagają "kruchą rzeczywistość zamienić na litą skałę"[5].

Bardzo polecam!

Wojciech Kuczok, Spiski. Przygody tatrzańskie, wyd. W.A.B., Warszawa 2010.

[1] – jw., s. 117,
[2] jw., s.  70.
[3] – jw., s. 104,
[4] – por. jw., s. 228,
[5] – jw., s. 175.

wydawnictwo: W.A.B. seria: ...archipelagi...
okładka: twarda
ilość stron: 280
moja ocena: 6/6
skąd: zasoby domowych półek - niezwłocznie zakupiłam :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.