Czy warto pisać poradnik o tym, wobec czego jesteśmy bezradni? Czy można udomowić śmierć?
Delia umiera. Przeszła podwójną mastektomię. Przeszła chemio- i radioterapię. Nie pomogło. Jej ciało nie reaguje już na leczenie, które dotkliwie wyniszcza i fizycznie, i psychicznie. Postanawia przerwać terapię i kilka miesięcy, które jej zostały, przeżyć w spokojnym oczekiwaniu i spróbować uporać się z własnym odejściem.
Bohaterka sporządza listy i instrukcje dla swojej rodziny (przepisy kulinarne; porady dotyczące przygotowań ślubnych dla córki...), wybiera dla siebie trumnę, która przywieziona do domu po jakimś czasie sprowadzona zostaje do roli zwykłego mebla; urządza pokój, w którym umrze, obmyśla plan ceremonii pogrzebu, wybiera ubranie do trumny i cytat na nagrobek. Wyrusza w podróż, by spojrzeć w oczy przeszłości, w której zostawiła jedną niedokończoną, a niezwykle ważną sprawę...
Delia jest autorką wielu poradników (Domowy poradnik ogrodnictwa, Domowy poradnik pracy w kuchni...), w sposób oryginalny i zabawny odpowiada także czytelnikom na listy w jednym czasopiśmie (rubryka nazywa się Droga Delio). A teraz pojawia się pomysł na napisanie poradnika o... umieraniu. Zostaną w nim poruszone kwestie związane między innymi z opieką nad umierającym, przeszczepem narządów, testamentem i ostatnimi życzeniami, nagrobkiem, trumną, sekcją zwłok, żałobą.
Już samo zestawienie słów w tytule książki jest w jakiś sposób dziwaczne i szokujące. Dziwi też sposób, w jaki umierająca pisze o własnej śmierci - tak zwyczajnie, rzeczowo. Poniekąd jest to słuszne: bo kiedy czyni się coś obiektem badań, trzeba stworzyć teoretyczny dystans. Emocje i własne uczucia należy odstawić na bok. Ale przecież bohaterka nie tylko pisze książkę o umieraniu - ale pisze ją w obliczu zbliżającej się śmierci! I te dwie płaszczyzny w pewnym momencie zaczynają się niepokojąco nakładać.
Pisząc o śmierci, Delia pragnie ją oswoić - dla siebie i swoich bliskich. Cóż to jednak oznacza? Wszak oswoić to tyle samo, co przyzwyczaić się, zaakceptować, pogodzić się, uczynić łatwiejszym. Oswoić to udomowić. Tylko że śmierć to niewysłowiona pustka, to wyobcowanie i absurd! Czy naprawdę można go pomniejszyć?
Dlatego niepokoi lekkość tej powieści, niepokoi czytelniczy spokój. Ale może właśnie o to chodziło...? O uniknięcie pogrzebowych tonów i ukazanie tematyki śmierci z tak jasnej i pogodnej perspektywy? Lecz czy w tej jasności nie zatraca się coś bardzo istotnego? Czy w pisaniu o własnej śmierci jest w ogóle możliwa równowaga?
Powyższe pytania pozostają dla mnie otwarte, nie dają spokoju i wciąż każą wracać do lektury.
Powyższe pytania pozostają dla mnie otwarte, nie dają spokoju i wciąż każą wracać do lektury.
Domowy poradnik umierania jest obok tego bardzo ładną opowieścią o pragnieniu pozostawieniu po sobie śladu, o małych sprawach, co stają się wielkie, radości tkwiącej w szczegółach oraz o sile płynącej z tworzenia. No i o tym, że nawet w obliczu nieuchronnego można odnaleźć sens - w działaniu.
Debra Adelaide, Domowy poradnik umierania, tłum. Anna Studniarek, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2010.
wydawnictwo: Nasza Księgarnia, seria: Zbliżenia
tytuł oryginału: The Household to Dying. A Novel Celebrating Life
wydawnictwo: Nasza Księgarnia, seria: Zbliżenia
tytuł oryginału: The Household to Dying. A Novel Celebrating Life
język oryginału: angielski
okładka: twarda
ilość stron: 384
moja ocena: 5/6
ilość stron: 384
moja ocena: 5/6
skąd: z bibliotecznej półki. Przedsięwzięcie nieplanowane. Przypadkowe zaintrygowanie.