Sporo trzeba się natrudzić, by przekonać siebie, że nie warto żyć - nawet wówczas, kiedy świat rozpada się na kawałki. Język bywa w tej materii zupełnie bezradny.
Cierpienie niewątpliwie zbliża nas do pewnej mądrości. Trudno dyskutować z człowiekiem, który doświadcza fizycznego lub duchowego bólu. Wobec niego najlepiej milczeć.
Życie bohaterki powieści „Muleum” niewątpliwie naznaczone jest tragedią. W katastrofie lotniczej giną jej rodzice i brat. Julie popada w depresję. Codzienność staje się ciężarem, którego nie ma siły dźwigać. Choć dziewczyna jest piękna, młoda i bogata, a świat stoi przed nią otworem – pragnie śmierci.
„Drogi boże, mam na imię Julie. W katastrofie samolotowej w Afryce zginęli moi rodzice i brat. Bardzo ich kochałam i teraz, kiedy ich nie ma, straciłam chęć do życia”[s. 63]*.
W ramach terapii bohaterka prowadzi pamiętnik. Nie nastawiajcie się jednak na wielkie duchowe odkrycia - jej zapiski do żadnego filozoficznego traktatu o wartości życia i istotności umierania nie pretendują. Może i udaje się jej czasem przemycić kilka ważkich stwierdzeń, lecz i tak będą one nazbyt oczywiste. Doniosłość tematu rozproszy się w bylejakości języka nastolatki. Powaga sytuacji ulegnie rozbrojeniu w zderzeniu z potocznymi wypowiedziami ocierającymi się często o frazes i nadmierną afektacją bohaterki.
Spokojnie – to było w planie. I to w planie pierwszym. Poza tym narratorem jest zwyczajna, nieco rozpieszczona nastolatka, której świat wartości pozostawia wiele do życzenia. Dlatego śmiertelnie poważne wypowiedzi Julie zabrzmią niezwykle zabawnie.
„(...) Czasami człowiek jest o krok od tego, żeby ze sobą skończyć, bo nic go nie cieszy, na nic nie ma ochoty i nie wierzy, że kiedykolwiek będzie czuć się lepiej”[s. 35].
„Od prawie dwóch dni leżę za starym traktorem stojącym w rogu kurnika (...). Przez cały czas wchodzą tu ubrani na biało ludzie i zabierają kury, chyba po to, żeby pobrać od nich próbki do badania [chodzi o ptasią grypę, którą Julie bardzo pragnie się zarazić]. Gdy wychodzą, zwabiam kury kukurydzą, a kiedy są dostatecznie blisko, chwytam je i przytulam się do nich, i pozwalam, żeby na mnie chuchały, ale ciągle nie czuję się chora”[s. 97].
W misternie planowanych samobójstwach, w swej ostentacyjnej pogardzie wobec życia bohaterka wkrótce odnajdzie zupełnie inną siebie. Bo wcale nie tak łatwo zaprzeczyć chęci życia, pięknu istnienia i nieustającej nadziei.
Dla mnie "Muleum" to przede wszystkim powieść o nieporadności naszego języka, który w obliczu cierpienia język staje się bezużyteczny. Słowa, którymi mówi się o tragediach są puste jak frazes. Zbyt powierzchowne, by pokazać to, co ukryte głęboko. Ale też jakże atrakcyjne są owe frazesy, jakże łatwo za nimi podążyć. Negacja w takich sytuacjach jest po prostu łatwiejsza.
To książka, która może rozbawić, przerazić, zirytować i zasmucić, a najlepiej wszystko po trochu – w zależności od tego, jak do niej podejdziemy. Oby tylko nie za bardzo poważnie!
Erlend Loe, Muleum, tłum. Milena Skoczko, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011.
*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: słowo/obraz terytoria, seria: Książki do czytania
tytuł oryginału: Muleum
tytuł oryginału: Muleum
język oryginału: norweski
okładka: broszurowa
ilość stron: 196
moja ocena: 5/6
ilość stron: 196
moja ocena: 5/6
skąd: za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu słowo/obraz terytoria.
Kolejna lektura, która wiem, że mi się spodoba. Zarówno tematyka, jak i całokształt porządnie mnie kuszą, więc dopisuję ją do listy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Muszę przeczytać. Wciągam na listę...:-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że przypadnie mi do gustu. Postaram się przeczytać.
OdpowiedzUsuńTa książka już wcześniej mnie zainteresowała. Może będę miała kiedyś okazję przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zainteresowanie i komentarze :-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto sięgnąć po "Muleum", choćby dla samego faktu, że Loego świetnie się czyta i jest to lektura niepodobna do innych. Ja w każdym razie mam ochotę na więcej - bo to, jak głosi notatka na okładce, pisarz kultowy :)
dziękuję :)
OdpowiedzUsuńwiesz, trudno uwierzyć w siebie, kiedy niemalże cały czas słyszysz, że jesteś do niczego.. ciekawe jakie miny teraz mają ci, którzy twierdzili, że nie nadaję się na studia ;)
a co do 'Muleum' to.. jeśli tylko znajdę ją w któreś z bibliotek to na pewno zabiorę ją do domu i przeczytam ;) Twoja recenzja mnie zaintrygowała :D
pozdrawiam serdecznie :)
Świetna recenzja :) Na pewno sięgnę po "Muleum", tym bardziej, że czytałam kiedyś "Dopplera" tego samego autora i byłam zachwycona. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńrr-odkowa - bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJa też mam ochotę na więcej Loego i być może sięgnę właśnie po "Dopplera" ;))
Pozdrawiam!