Najgorsza jest ta niemoc: ze wszystkich sił
pragniemy być blisko tego, kogo kochamy, a nie robimy nic, żeby się do niego zbliżyć.
Jakbyśmy byli wtłoczeni w orbity niczym niebieskie ciała i tkwili w ich torach,
jakby nasze wybory nie zależały od nas. Tęsknota – przestrzeń, której nie można
pokonać.
***
***
Szłaś przede mną dzisiaj długo,
O wiośniana, o kochana,
Blaskiem słońca wyzłacana,
Przepłynęłaś jasną smugą.
Ach! I byłaś w mojej mocy,
I daleką Cię widziałem.
I bez lęku wyglądałem
Księżycowej przyjścia nocy.
O! widziana bezcieleśnie,
Przepłynęłaś jasną smugą.
Czekam Ciebie, tęsknię, długo:
Przyjdź, na jawie – tak jak we śnie.
[przekład Jana Lechonia]
Idealny obraz ukochanej kobiety? Jakież to ukochanie! Oto cud i pełnia: widzieć ją zaledwie. Taka właśnie jest miłość: chwilę rozciąga na wieczność, drobiazg czyni bezmiarem. Bo przecież ona tylko przed nim szła. W blasku słonecznego dnia obejmował ją wzrokiem jedynie. E tam, szła – płynęła niczym jasna smuga, nie dotykając stopami ziemi. O nieziemska, o anielska, „O! widziana bezcieleśnie”. Czyste piękno.
W drugiej strofie bohater mówi: „byłaś w mojej mocy”. Co to
znaczy? Aha – ta kobieta już coś przeczuwa. Wie o jego uczuciu? Jeszcze nie są
razem, jeszcze nie odpowiedziała mu na jego miłość – ale tylko słowem. Bo przed
sobą już dokonała wyboru. A on przeczuwa jej wybór. Mimo że widzi ją „daleką”.
Przestrzeń fizyczna zupełnie nie odpowiada przestrzeni ich uczuć. Bohater zdaje się więc trwać w cudnym
oczekiwaniu na to, co ma nadejść. O słodka świadomości, że ten, kogo skrycie
kochasz, domyśla się tego! Więc bez
lęku wygląda mężczyzna nadejścia nocy księżycowej, wiosennej, łaskawej dla wyznań.
Ale oto nadchodzi trzecia strofa, która ostudza mój
entuzjazm. Bo dwie wcześniejsze okazują się być tylko treścią snu. Świadczy on o mijaniu się z ukochaną, o tęsknocie, jaka w rzeczywistości nie znajduje
ukojenia.
Z ludzkimi ścieżkami jest czasem jak z torami orbit, które
nigdy się nie przecinają. Więc ciała niebieskie po nich wędrujące nie mogą się
spotkać. I nie każdemu z nich dany jest dowolny ruch.
Oto wiosną na horyzoncie kosmicznej próżni samotności
pojawia się ona – wyzłacana blaskiem słońca jasna smuga, płynąca powoli i
spokojnie. Jasna, więc z daleka swobodnie widziana („I daleką Cię widziałem”).
Jasna tak, że nie trzeba się obawiać blasku księżyca, co zaćmi jej światło („I
bez lęku wyglądałem/ Księżycowej przyjścia nocy.”). Oto pojawia się ona:
kometa*.
„Blaskiem słońca wyzłacana,
Przepłynęłaś jasną smugą.” – piękna peryfraza, prawda?
„O! widziana bezcieleśnie” – bo tylko światło komety można
zobaczyć. „Kometa wykazuje aktywność, kiedy przebywa w pobliżu gwiazdy, a potem
znika w odległych rejonach układu planetarnego, gdzie przyjmuje postać
zamarzniętej kuli skalno-lodowej.” – mówi Wikipedia. A poeta mówi: „Ach! I
byłaś w mojej mocy”. Jeśli ona jest kometą, to podmiot liryczny jest gwiazdą. Kiedy skalno-lodowa bryła znajdzie się w
zasięgu ciepła gwiazdy – można ją zobaczyć. Jak wiele dróg
otwiera przed nami ta przenośnia: znaleźć się w zasięgu oddziaływania czyjejś
miłości – ożyć, lśnić, pięknieć, być. Stać się – bo ktoś dostrzega w nas to,
czego inni nie dostrzegają.
Nie odgadnę losów tego uczucia, tak pięknie opowiedzianego, wplecionego w kosmiczną metaforę. Wiem także, że jest to
tłumaczenie wiersza i nie jestem pewna, czy to nie tylko fragment czegoś dłuższego (nie
dotarłam do oryginału – może ktoś z Was mnie nakieruje?), a w tym przypadku
nawet niewielkie różnice leksykalne mogą całą moją misterną (nad)interpretację
łatwo obalić. Jedno jest pewne – ktoś mi podsunął genialny koncept: albo Błok,
albo Lechoń. I wielką radość mi sprawiło jego odkrycie.
I jeszcze Małe Kino: mój ukochany
żywiecki zespół i jego interpretacja wiersza**. Interpretacja oddająca pełnię
i doniosłość: zakochania, zachwytu, zdumienia niesamowitością tego, co zdarza się między ludźmi. Dziękuję muzykom za podkreślenie taj jasnej strony
tekstu, który mógłby być przecież jednym z największych smętów świata. Ale
takie jest właśnie Małe Kino: pokazuje inne oblicze poezji, dając jej drugie życie.
Zaskakuje mnie zawsze, widząc w niej to, czego ja nie widzę. Wprowadza ruch tam, gdzie bezruch i nuda, i zaduch.
Aleksander Błok, ***(Szłaś przede mną dzisiaj długo)
[w:] Jan Lechoń, Poezje, Państwowy Instytut Wydawniczy, wydanie drugie, Warszawa 1973, s. 195.
*nie ukrywam, że pomysł na takie odczytanie podsunęło mi samo niebo, a konkretnie przemierzająca je właśnie kometa Pan-STARRS. Niestety moje podniecenie skutecznie studzą chmury: jeszcze nie dane mi było na nią patrzeć. To jest dopiero tęsknota.
**wersja koncertowa, do tej pory jedyna utrwalona.
*nie ukrywam, że pomysł na takie odczytanie podsunęło mi samo niebo, a konkretnie przemierzająca je właśnie kometa Pan-STARRS. Niestety moje podniecenie skutecznie studzą chmury: jeszcze nie dane mi było na nią patrzeć. To jest dopiero tęsknota.
**wersja koncertowa, do tej pory jedyna utrwalona.
Kochana, jesteś świetna w interpretacjach!
OdpowiedzUsuńW nadinterpretacjach też ;-)
UsuńDziękuję, kochana ;)
Zawsze podziwiałam osoby, które potrafią właściwie zinterpretować poezję. Ja nigdy nie umiałam czytać między wierszami.
OdpowiedzUsuńCyrysiu, żebym to ja wiedziała, że moje przemyślenia na jej temat są właściwe... :) - byłabym spokojniejsza. Ale cóż - próbuję.
UsuńA może umiesz, ale o tym nie wiesz? Może i Ty spróbuj? Warto.
Pozdrawiam,
dziękuję!