„Znaleźć przekonujący dowód na
konieczność mówienia to sztuka.”[s.21]* – stwierdziła trzynastoletnia Anna
Frank przy okazji rozmyślań nad pracą domową. Przy lekturze „Dziennika” granice
między mówieniem i pisaniem jakoś mi się zatarły: Anna po prostu do mnie mówi.
Jeśli odnalezienie przekonującego dowodu na konieczność mówienia jest sztuką,
to Anna Frank jest artystką. Lektura jej diariusza odsłoniła mi dowody
niepodważalne, niezbite, wyraziste. Aż nazbyt. Naprawdę – nie potrzebowałam aż
takich dowodów.
„(...) Pan wie, że umarła ciemnowłosa
Anna Frank
i jej koledzy i koleżanki,
rówieśnicy, i koleżanki jej
kolegów
i jej kuzyni.
Chcę pana spytać, czym są słowa i
czym jest
jasność, dlaczego słowa płoną
nawet po stu latach, chociaż
ziemia
jest taka ciężka (...)”
[Adam Zagajewski, „Rozmowa z
Fryderykiem Nietzschem”]
*
Anna Frank – żydowska dziewczynka
pragnąca kochać i cieszyć się życiem, tkwiąca w czasie naznaczonym nienawiścią
i śmiercią. Anna Frank, dziecko pełne energii zamknięte w czterech ścianach
bezruchu. Oficyna – czterdzieści pięć metrów kwadratowych, ośmioro mieszkańców,
ponad dwa lata ukrywania się. Oficyna – błogosławieństwo i ocalenie, a z
drugiej strony – atmosfera ciągłych napięć i kłótni skazanych na siebie
odmiennych osobowości.
Na początku Anna najwięcej uwagi poświecą właśnie temu: nastrojom mieszkańców, sporom pomiędzy nimi. Pisze o wojnie,
sytuacji politycznej i nadziejach na jej poprawę; o ludziach, „idących w
pochodzie do śmierci”[s.73]. Zastanawia się, dlaczego jej dane jest żyć, gdy
inni umierają. Mówi o strachu, miłości i potrzebie bliskości. Z czasem w jej
zapiskach nad relacją zaczyna przeważać coraz dojrzalsza refleksja.
Anna nie tylko próbuje zrozumieć świat, ale nade wszystko – siebie w nim.
Gdy trzeba było uciekać z domu
rodzinnego do kryjówki, pierwszą rzeczą, którą spakowała, był właśnie dziennik -
„ten zeszyt w twardej oprawie”[s.29]. Dlaczego Anna pisała?
Pisała, bo chciała „gruntownie
i do woli wygadać się na temat wielu spraw”[s.16]. Spraw, jakie w świecie
dorosłych nie znajdowały posłuchu. Dawała ujście emocjom: oczyszczała się z
tych złych, potęgowała dobre.
Pisała, bo nie miała
przyjaciółki. „Mam kochanych rodziców i szesnastoletnią siostrę, ogółem
biorąc, na pewno ze trzydzieści koleżanek i kolegów, i tak zwanych
przyjaciółek. Mam orszak wielbicieli na każde zawołanie, (...) rodzinę, kochane
ciotki i dobry dom. Nie, pozornie nie brakuje mi niczego, poza tą jedyną
przyjaciółką.”[por. s. 16-17] Są w nas zakamarki, których nie chcemy pokazać
nawet najbliższym. Jest także samotność, poza którą nie sposób wyjść. Są myśli,
których nie chcemy wypowiadać w obecności drugiego człowieka. Przekaz tego, co
dla nas najcenniejsze i najprawdziwsze, co nasycone głębią, niesie ze sobą nie
tylko ryzyko zniekształceń i spłyceń, lecz także obawę, że zwierzenie zredukuje
się do informacji, że nie uda nam się go drugiemu powierzyć. Kiedy o nim
piszemy, zwierzeniem pozostaje, niczego nie tracąc.
Pisała, bo pismem mogła
zakrzyczeć całą przymusową ciszę: ciszę ukrycia oraz ciszę niezrozumienia i
ignorancji ze strony dorosłych. Jak to jest – tłumić w sobie tyle emocji?
Nie móc wykrzyczeć takiego przerażenia? „Zdania, które są zbyt gwałtowne, są
jedynie wyrazem złości, którą bym w zwykłym życiu wyładowała paroma tupnięciami
nogą w pokoju zamkniętym na klucz albo wymyślaniem za plecami mamy.”[s. 152]
„Ach, wszystko we mnie rośnie, gdy jestem wieczorem sama, również wciągu dnia, kiedy muszę znosić ludzi, którzy i bokiem wychodzą, albo którzy zawsze na odwrót pojmują moje zamiary. Dlatego zawsze wracam w końcu do mojego dziennika, to jest mój początek i mój koniec (...).”[s.137]
„Ach, wszystko we mnie rośnie, gdy jestem wieczorem sama, również wciągu dnia, kiedy muszę znosić ludzi, którzy i bokiem wychodzą, albo którzy zawsze na odwrót pojmują moje zamiary. Dlatego zawsze wracam w końcu do mojego dziennika, to jest mój początek i mój koniec (...).”[s.137]
Pisała, bo, pisząc, mogła
swobodnie oddychać. Stwarzała drugą, wielką przestrzeń – nieograniczoną murem i
obecnością innych. Przestrzeń, w jakiej
mogła być doskonale sama i doskonale zrozumiana. W której mogła biec swobodnie
i oddychać pełną piersią - świeżym, najczystszym powietrzem. „- Na zewnątrz, do
powietrza i śmiechu – krzyczy coś we mnie.”[s.134]
„Za najmilsze jeszcze z
wszystkiego uważam to, że mogę przynajmniej zapisać, co myślę i co czuję,
inaczej całkiem bym się udusiła.”[s.208]
„Uwierz mi, kiedy się przez
półtora roku siedzi w zamknięciu, to w pewne dni można mieć tego dosyć. Wbrew
wszelkiej sprawiedliwości czy niewdzięczności; uczucia nie dają się
stłumić.”[s.147]
Pisała, bo pisanie jest
szczęściem i spełnieniem. Odkrywczą
podróżą w siebie. „Chcę przynosić pożytek lub rozrywkę ludziom,
którzy żyją dookoła mnie, a którzy mnie jednak nie znają, chcę żyć nadal,
również po śmierci! I dlatego taka jestem wdzięczna Bogu, że przy narodzeniu
dał mi już jedną możliwość, żebym się rozwijała i żebym pisała, a więc żebym
wyrażała wszystko, co we mnie jest!”[s.235]
I, choć nigdy nie wyraziła tego wprost - pisała, żeby siebie ocalić. Żeby
nie wszystek umrzeć. Bo pisanie daje obietnicę wieczności - jak piękno jest
obietnicą szczęścia**, jak sztuka jest obietnicą zbawienia***. Bo rękopisy nie
płoną. Bo pisanie jest istnieniem. Bo to, co napisane można odtwarzać w
nieskończoność. Bez ograniczeń przeżywać uroczystość słów lub też smakować ich
gorycz.
*
Dowód na konieczność pisania?
„(...) słowa płoną
nawet po stu latach, chociaż
ziemia
jest taka ciężka.”
Te słowa wyrwałam z kontekstu
wiersza, którego nie rozumiem do samego końca. Ale musiałam je przytoczyć w tym
miejscu. Bo ogień to także ciepło, światło, oczyszczenie. A ziemia jest taka
ciężka. Naprawdę, Anno, nie potrzebowałam aż takich dowodów na konieczność
pisania. Twoje pisanie ich nie potrzebowało. Było wspaniałe i pełne – samo w
sobie, bez epilogu historii.
Anne Frank, „Dziennik”, tłum. Alicja Oczko, wydanie
trzecie, wyd. Znak, Kraków 2010.
*cytaty pochodzą z książki
(jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
**Stendhal [sentencja
wryta w pamięć – nie podam źródła]
***F. Dostojewski [jak
wyżej]
wydawnictwo:
Znak
tytuł
oryginału: Het Achterhuis
język
oryginału: niemiecki
okładka:
miękka ze skrzydełkami
ilość
stron: 315
moja
ocena: brak
skąd:
z biblioteki. Do lektury zainspirowała Imani tą recenzją. Czerpcie z niej,
warto.
Pieknie napisane.
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze i Tobie ta ksiazka przypadla do serca :)
Dziękuję - bez Twojej recenzji pewnie nadal omijałabym ją, przeszukując katalog biblioteki.
UsuńPozdrawiam :)
Wiem, że warto, bo zaglądałam już do książki. Rzadko sięgam po literaturę holocaustu, bo kielich już wypełniony po brzeg, ale po dokumenty tak, chętniej niż po powieści. Świadectwa czasów są arcyważne. Pięknie napisałaś:)
OdpowiedzUsuńZerkam na inne wpisy. Ten o poezji Karola Wojtyły, która zajęła Twój czas i myśli (a jeden z głośnych autorów nazwał ostatnio papieża nietęgim literatem). I ten o czytaniu Myśliwskiego, bo z radością oczekuję na najnowszą powieść "Pensjonat"... Tyle dobrego przed nami! Serdeczności:)
To ja mam chyba podobnie z literaturą holocaustu - niezmiernie mnie fascynuje, ale dawkować muszę ostrożnie. Od lektury "Dzienników" minęły chyba z dwa miesiące - z premedytacją przetrzymałam książkę, bo... chciałam ją zrecenzować. Ot - dowód na konieczność pisania. Niesamowita rzecz.
UsuńTak, zerknęłam do Twojej recenzji "Młodszego księgowego". Napalałam się na tę książkę strasznie, a widzę, że niepotrzebnie.
Nie jestem wielkim znawcą poezji Wojtyły, ale gdy zastanawiałam się nad wyborem wierszy do scenariusza, natknęłam się na bardzo bardzo dobre i kiepskie: za bardzo przeintelektualizowane, raczej próby poetyckie niż poezje. Ale "Pieśń o Bogu ukrytym", "Pieśń o blasku wody" czy cykl "Rozważania o śmierci" - niech im tylko ktoś zarzuci, że słabe! Niesamowite! Zadziwiające, ile w nich znalazłam! Więc z określeniem 'nietęgi literat' trudno mi się zgodzić.
O - a ja nawet nie wiedziałam o tym, że ma wyjść nowa powieść Myśliwskiego! Ile dobrego! :-)
Dziękuję za Twoją obecność u mnie! :)
W ogóle nie lubię takiego szufladkowania w odniesieniu do literatury. 'Nietęgi literat' - co to w ogóle ma znaczyć...? Myślę, że literatura jest na tyle skomplikowanym organizmem, że takie szufladki wcale jej nie mieszczą. Chyba że nie jest literaturą.
UsuńJakikolwiek komentarz do Twojej pięknej recenzji jest zbędny. Przeczytałam, wzruszyłam się - i zapamiętam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Isadora :*
UsuńChoć to po prostu Anna Frank mnie prowadziła. To ona wszystko napisała za mnie.
Książka, którą każdy powinien przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńAż mi wstyd, że tak zwlekałam z jej lekturą.
Pozdrowienia! :)
Bardzo ważna dla mnie książka, którą pochłonęłam jednym tchem... Lektura obowiązkowa dla każdego, choć paradoksalnie wiele osób tego nie zna... A szkoda! Często polecam moim maturzystom...
OdpowiedzUsuńDla mnie także to jedna z tych ważnych, wyjątkowych książek. To dobrze, że polecasz ją młodzieży. Też zacznę, jak będę mieć sposobność.
UsuńPozdrawiam ciepło, Danusiu!
Ja niedawno zaplanowałem tę książkę przeczytać, ale jakoś ją odkładałem "na potem". Będę musiał poważniej się zastanowić na jej wyborem kolejnym razem (to znaczy przy kolejnej wizycie w bibliotece)
OdpowiedzUsuńDarku, ja miałam identycznie, dopiero Imani mocno mnie zmobilizowała :)
UsuńPiękna recenzja. Osobę Anny Frank oczywiście kojarzę, niestety nie miałam okazji zapoznać się z jej dziennikiem. Czas nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńNo to tak, jak większość. Warto! Życzę, żeby to Ci się udało.
UsuńDziękuję za miłe słowo! :)
Serdeczne pozdrowienia!
Cudownie to opisałaś!!
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio dużo holocaustu a to mnie przygnębia strasznie. W kolejce mam jeszcze ze dwie ksiażki "Dziennika" nie czytałam, ale przeczytam. Chyba nie można nie-przeczytać
Kaśku drogi - dziękuję!!
UsuńTo prawda, przygnębia w zbyt dużych ilościach. Ja nie daję rady. Chciałabym bardzo "Dziennik Helgi" przeczytać jeszcze. Ale to może kiedyś... Teraz potrzebuję lżejszych książek. A nawet w wydawałoby się, że lekkiej "Cukierni pod Amorem", którą czytam teraz - nadeszły czasy wojny, okupacji, getta... - straszne.
Przeczytaj, kochana - trzeba to znać.
Ściskam! :*
ja właśnie "Dziennik Helgi" przeczytałam. Czytając o holocauście nie mogę przestać bać się o Rodzinę. Aż mnie to dusi...
UsuńA w "Cukierni" wiem o jakich fragmentach mówisz...
ehhh takie życie.
Ściskam również :* trzyma się
No, brnę i brnę przez trzeci tom - smutna historia, choć opowiedziana tak ciekawie, że zamierzam dobrnąć do końca - może jeszcze dziś...?
Usuń:*
Ależ Ci zazdroszczę tej lektury! Sama mam ją w planach już od dawna i wiem, że kiedyś w końcu ją przeczytam. :) Piekna recenzja Olu...
OdpowiedzUsuńTy - obowiązkowo - znając Twoją fascynację tą tematyką.
UsuńZ pewnością znajdziesz dla niej czas i z pewnością napiszesz równie piękną recenzję.
Dziękuję - ona sama mi się pisała... :)
:*
Przepiękny wpis!
OdpowiedzUsuń"Dziennik..." mam od dawna w planach, ale jakoś ciągle się go boję, boję się, że ta lektura będzie dla mnie za trudna...
Dziękuję i witam u mnie :)
UsuńTeż się tego bałam, ale niepotrzebnie. Piękno tej książki jest warte każdego strachu.
Pozdrawiam serdecznie!
"Dziennika" nie czytałam, ale czytałam książkę o Anne Frank i mam nadzieję, że kiedyś sięgnę po jej zapiski :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Naprawdę warto!
UsuńPozdrawiam! :)
Nie miałam okazji czytać "Dziennika", ale Twoja opinia mówi sama za siebie. Warto więc sięgnę, wierzę, że się nie zawiodę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńŻyczę Ci, żebyś się nie zawiodła!!!
Pozdrawiam serdecznie! :)