Długo zabierałam się do napisania tego postu. Im dłużej, tym trudniej. Właściwie nie chciałam się w ogóle tłumaczyć, tylko po prostu powrócić z kolejną recenzją. Recenzją, z której będę dumna, która pozostawi poczucie dobrze spełnionego obowiązku, która godna będzie znakomitej lektury. Niestety mijały kolejne miesiące, a ja nadal nosiłam w sobie wielką pustkę. Na dobre zamknęłam się w sobie.
Przeżyłam coś, przez co straciłam zdolność pisania. Naprawdę można przestać umieć pisać. Co prawda po tym zdarzeniu popełniłam jeszcze trzy recenzje, z których byłam zadowolona, ale, jak się później okazało, był to efekt dopalającej się świecy. Przestałam czytać, pisać, śpiewać, fotografować, piec, rysować, wzruszać się, radować drobiazgami, podziwiać zachody słońca, nawet wierzyć tak mocno jak kiedyś. Wokół mnie rozkwitała wiosna, a ja zapadałam w zimowy sen. Przepraszam za ciszę tutaj - choć może niewiele osób ją zauważyło. Przez ten czas podglądałam zazdrośnie Wasze blogi z nadzieją, że w końcu coś się we mnie przełamie. Nie przełamało się. Od początku roku nie kupiłam żadnej książki. Czytałam naprawdę niewiele.
Od jakiegoś czasu powoli odnajduję i sklejam kawałki siebie. Jest lepiej. Rozsmakowuję się w lekturach. Odnajduję swój nowy rytm. Ból jest częścią życia, z którą
nie można się pogodzić, ale można sobie z nim poradzić. Iść z nim dalej. Więc idę.
W moim życiu wiele zmian. Od jakichś dwóch tygodni mieszkamy z mężem we własnym domu. Uczymy się go, oswajamy nowe ścieżki, poznajemy dźwięki i światłocienie, radzimy sobie z nowymi obowiązkami. Przeprowadzka pochłania wiele mojego czasu i sił, wciąż zagospodarowujemy nowe przestrzenie, w miarę skromnych natenczas możliwości finansowych kupujemy kolejne meble i sprzęty. Plus cały ten pobudowlany bałagan. To wielka radość (...choć jeszcze niedawno wcale nie umiałam się cieszyć tą perspektywą).
Niedługo zamieszkamy tu we trójkę ♥ . Wiem, że przyjście na świat dzieciątka będzie dla nas rewolucją i
przewróci nasze (w miarę) poukładane życie do góry nogami. Na szczęście!
A wobec tego - nie wiem, kiedy powrócę do Was z recenzjami. Może już wcale, kto wie... Chyba jednak nie. Zbyt mocno tęsknię za moim dawnym blogowaniem. Proszę Was o cierpliwość i wyrozumiałość.
Taki stan to być może dłuższy kryzys. Nie umiem pocieszać, nie każdy też chce być pocieszany. Sam miałem coś podobnego na początku wakacji, nie potrafiłem pogodzić wielu spraw, tak wiele chciałem zrobić, a wychodziło z tego niewiele. To trochę frustruje. Widzę, że jesteś osobą renesansu, bardzo dużo robisz i artystycznie i dla siebie. Doba ma tylko 24 godziny, nie na wszystko jesteśmy w stanie znaleźć czas. Też tak miałem, chciałem spędzić trochę czasu rodzinnie, poczytać zaległą prasę, coś poczytać, piszę już którąś z rzędu książkę (raczej do szuflady), zapuściłem bloga. Czułem, że chcę tak wiele, a nie potrafię, najchętniej bym przeleżał dzień przed telewizorem, bo to nie wymaga zaangażowania. Tylko że znalazłem receptę: zacząłem powoli robić jedną rzecz, potem gdy zajmę się czymś przez kilka dni, włączę kolejny element z mojej ,,listy" aktywności. I wiem, że nie mogę zrobić wszystkiego, dlatego robię tylko kilka rzeczy. Spróbuj może najpierw kilka dni całkowicie odpocząć, odciąć się od tych prac artystycznych i po prostu zająć wszystkim innym, tylko nie tym. Może zatęsknisz, nabierzesz ochoty, poczujesz wenę. Czasem działa, nawet jeśli miałabyś przesiedzieć kilka godzin na obserwowaniu chmur, to nie jest to czas stracony, bo poświęcasz go sobie, swojemu wyciszeniu. Potem stopniowo włączaj kolejne zadania. Może u Ciebie nastąpiło przemęczenie, może za dużo sobie nakładasz obowiązków, a może musisz jeszcze przyzwyczaić się do nowego miejsca. A z recenzji nie rezygnuj, nawet jeśli czułabyś, że nie masz weny, to staraj się trochę zmusić (nawet jeśli pisałabyś tylko do Roboczych na blogu, to może z perspektywy kilku dni uznasz, że są jednak warte podzielenia się na blogu). Wierzę, że się uda :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za obszerną wypowiedź. Teraz jest już lepiej, nauczyłam się odpuszczać. Kiedyś stawałam na głowie, żeby wszystkiemu podołać, chciałam być perfekcyjna w pracy i w domu. Paradoksalnie po tym, co mnie spotkało, nauczyłam się właśnie odpuszczać. Pomyślałam, że nie jestem niezastąpiona i są inni, którzy zastąpią mnie. Świat się beze mnie nie zawali, będzie biegł swoim torem. Pomógł mi wówczas cytat z mojego ulubionego księdza: "Uczę się radośnie wypuszczać sprawy z rąk, mając świadomość, że człowiek nie może być wszystkim." (Tomáš Halík) To bardzo wtedy pomogło - wyciszenie i przebywanie wśród bliskich.
UsuńPozdrawiam!
Ja zauważyłam ciszę. Czekam na Twój powrót.
OdpowiedzUsuń;*
UsuńJak wiesz ja zauważyłam, tęskniłam i wspierałam ciepłymi myślami, nawet jeśli niewyczuwalnymi.
OdpowiedzUsuńCieszę się i kibicuję :*
Wiem, Kasiek. Dzięki :*
UsuńWszystko rozumiem. Oleńko, wij lawendowe gniazdo i niech Wam się wszystko układa. Blog blednie wobec tak cudownych chwil w życiu. Szczęść Wam, Boże:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratuluję zamieszkania we własnym domu :) etap urządzania to coś fantastycznego, bo można od podstaw stworzyć coś swojego. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano, więc nie musicie urządzać wszystkiego na raz, ale to ma swoje plusy, bo człowiek cieszy się etapami. Ja np. szafkę na buty kupiłam po prawie 5 latach od zamieszkania itp. Etapami urządzaliśmy się z mężem, radość była rozłożona w czasie, więc nawet lepiej wyszło niż jak byśmy wprowadzili się do perfekcyjnie zrobionego domu. Gratuluję także ciąży i przyszłego macierzyństwa :) To nowy i piękny okres w życiu pary. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńAneto, to prawda! Na początku wszystko mnie przerastało, ale teraz cieszę się z każdej nowej łyżki, garnka, nawet ze szczotki do kibla pod kolor płytek w łazience :D Mamy łazienkę, kuchnię i jeden pokoik, w którym skupia się nasze życie. Reszta przyjdzie z czasem.
UsuńDziękuję! :)
Pozdrawiam również! :)
Rozumiem Cię dobrze, ponieważ przeżywam/przeżywałem coś podobnego, chociaż pewnie z zupełnie innych powodów. Dlatego wiem, że wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się niczym. Ty nie umiesz pisać? Nie żartuj :) Twoje recenzje były zawsze piękne i na wysokim poziomie. Jednak w życiu człowieka są ważniejsze rzeczy niż blog, sam się o tym przekonałem jakiś rok temu. Życzę Ci wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Zbyszku, bardzo ważne jest dla mnie to, że mówisz mi to właśnie Ty.
UsuńUspokoiłeś mnie, naprawdę.
Może źle to ujęłam, może przez ten czas umiałam pisać, ale nie mogłam tego z siebie wydobyć.
Dziękuję! :)
Wracaj, wracaj... Bardzo refleksyjny i intymny post. Cieszę się, że jednak pamiętasz o swoich czytelnikach. Życzę Ci dużo siły i cierpliwości. Czasami wszystko wydaje nam się nieistotne w obliczu trudnych doświadczeń. Oby uśmiech i spokój jak najszybciej powrócił. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńPiegusko, ciągle pamiętałam o swoich czytelnikach, choć na początku nie miałam odwagi się wywnętrzać...
UsuńDziękuję.
Chcę wrócić.
Gratuluję Kochana!!! Ślicznie Ci z tym brzuszkiem :) Trochę tu smutno było bez Ciebie, ale są ważniejsze rzeczy :) Wierzę, że teraz będzie już tylko dobrze :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Bardzo mi miło... :) Także wierzę, że wszystko będzie dobrze.
UsuńOleńko. Przesyłam ciepłe myśli i wiedz, że będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :-)
UsuńCieszę się!