28 stycznia 2011

Bez rewelacji - Centrum Nauki Kopernik

Uwiedzeni sensacjami medialnymi wokół tej "jednej z najnowocześniejszych europejskich instytucji", będąc w stolicy, postanowiliśmy zajrzeć. Wyszliśmy rozczarowani.

Zniechęciliśmy się jeszcze przed przestąpieniem progów placówki, kiedy ponad godzinę krążyliśmy po okolicy, próbując zlokalizować jej położenie. Patrząc na mapę, droga wydawała się w miarę prosta, w każdym razie liczyliśmy, że do tegoż ósmego cudu świata dadzą jakiś kierunkowskaz. Nie dali, a zawrócić, kiedy się minie ten właściwy zjazd, nie jest tak łatwo... Kiedy dotarliśmy do celu, trzeba było znaleźć parking, gdzie opłata jest w miarę normalna, bo, przepraszam, ale cennik parkingu w CNK normalny dla mnie nie jest.

Gdy przestąpiliśmy progi, szczęki nam opadły po raz drugi, jak zobaczyliśmy to:

Żeby było jasne - kolejka do kasy ma kształt zygzaczka, więc w rzeczywistości jest dużo dłuższa, niż się zdaje. Ot, taki sprytny zabieg, żeby stworzyć pozory. Byłam bliska rezygnacji, ale chłopaki mnie przekonały, żeby jednak się nie poddawać - w końcu tyle trudu kosztowała nas sama jazda... Po jakichś czterdziestu minutach doczekaliśmy się wejścia na ekspozycje. I stopniowo doznawaliśmy zawodów po raz kolejny. Dlaczego...?

Nie powiem, że taki sposób prezentowania, poznawania nauki i obcowania z nią nie jest osobliwy. Fajnie, że można dotknąć, włączyć, wyłączyć, pokręcić korbką, zagrać na laserowej harfie, włożyć łapkę w tornada, spróbować zrobić gigantyczną bańkę mydlaną albo odczuć na własnej skórze trzęsienie ziemi. Problem w tym, że owej interaktywności nie jest tak łatwo doświadczyć, kiedy do każdego eksperymentu trzeba się przedzierać przez dzikie tłumy lub czuć presję dzikich tłumów ciekawskich dzieciaków i ich dezaprobatycznie ziorających na ciebie rodziców. Po przebijaniu się w ten sposób przez jeden poziom, na kolejnym twój zapał naukowo-odkrywczy mija. Średnio co szósty eksponat był nieczynny albo uszkodzony, a to, na co najbardziej liczyliśmy (multimedialne planetarium i ogrody) jest wciąż w przygotowaniu.

Oczywiście CNK to nie tylko stałe ekspozycje, ale także miejsce, gdzie będą się odbywały świetne imprezy, konferencje, warsztaty, festiwale, pikniki naukowe, itp... - i to jest bardzo wartościowy aspekt tego miejsca, którego zresztą już raczej nie doświadczę.

Podsumowując: wizyta w Centrum Nauki Kopernik nie zrobiła na mnie wrażenia. Przypuszczam że większą frajdę sprawia młodszym odbiorcom, że forma "eksponatów" jest skierowana bardziej do nich. A może jestem już  zwyczajnie zbyt skostniała na bodźce naukowe. Jednak przede wszystkim odniosłam to smutne wrażenie, jakiego nie powinnam była odnieść: że chodzi tu o ilość sprzedanych biletów, a nie o jakość zwiedzania dla tych, którzy za nie zapłacili.

Poniżej kilka zdjęć:
Centrum Nauki Kopernik
fot. Dominik (brat), Marek (mąż) lub ja, Oleńka :)

4 komentarze:

  1. O nieczynnych lub popsutych eksponatach faktycznie słyszałem przy jakieś okazji.Z Twojego opisu wynika że to w ogóle jeszcze nie powinno być otwarte skoro ogólnie funkcjonuje na "pół gwizdka" i tyle jest niedociągnięć.Podobno miała to być okazała wizytówka Warszawy a wyszło jak zawsze w naszym kraju,miernie,kiepsko tropem powiedzenia że głupkowi wszystko wciśniesz jak tylko się ładnie uśmiechniesz i zapakujesz w kolorowy papierek.Ech..

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak pomyśleliśmy. A powód, że CNK JUŻ funkcjonuje, jest prosty - JUŻ na siebie ZARABIA.

    To, co oferuje zwiedzającym - jest ciekawe. Ale ilość zwiedzających - odstrasza. Nie wiem, może tak kiedyś jest luźniej i trzeba wiedzieć, kiedy iść, może z czasem tłumy będą mniejsze... W każdym razie, po tej wizycie, nam się już nie chce ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm. Dla mnie największym mankamentem była ilość zwiedzających, ale wydaje mi się, że to tylko taki "efekt świeżości", który za jakiś czas po prostu minie. Sam sposób prezentowania wiedzy uważam za ciekawy (a w każdym razie dużo fajniejszy od tego, czym karmiono mnie swego czasu w szkole). Smarkulce też świetnie się bawiły pomimo tego, że dopchać się do przeznaczonego dla nich pawilonu dla najmłodszych niestety nijak nam się nie udało. Inna sprawa, że, a propos dzieci, dużo tego i ciąganie dzieciaków w wieku przedszkolnym po całym Centrum to byłoby moim zdaniem lekkie przegięcie, tak więc wszystkiego nie widziałam, i może dlatego mój zapał po prostu nie zdążył ostygnąć:)
    To tyle, jeżeli chodzi o moje, jak najbardziej subiektywne odczucia po wizycie w Koperniku.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie udało się do "BZZZZ!" :) No bo tam zaś przedszkola zabijają się o kolejki.
    Że sposób prezentacji jest ciekawszy niż w szkole to się w stu procentach zgodzę.
    Ale mnie to już chyba nie rajcuje.
    Cóż, może masz rację - kiedyś będzie można tam normalnie i spokojnie pozwiedzać. Chociaż już drugi raz mi się nie chce.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdą wypowiedź, za czas poświęcony na lekturę, za nasze wirtualne spotkanie! Komentarze są moderowane - mogą pojawić się z opóźnieniem.
*
Nie publikuję: SPAMU, wypowiedzi obraźliwych, wulgarnych, sprzecznych z zasadami netykiety. Z powodu nadmiaru SPAM-u wyłączam możliwość komentarzy anonimowych.