Nienawiść: niszczy więzy z bliskimi. Nas samych - pustoszy. Świat czyni obcym.
Anna dostaje wylewu. Przy szpitalnym łożu nieprzytomnej matki spotykają się trzej bracia: Margido, Erlend i Tor. I jeszcze Torrun, córka Tora. I ojciec – człowiek, który wydaje się nie odgrywać w rodzinie Neshov żadnej roli.
Margido ma zakład pogrzebowy. Odmawia przy chorej modlitwę. „(...) Spełnił swój obowiązek. Nie jako syn, ale jako człowiek zajmujący się na co dzień smutkiem i rozstaniem w profesjonalny sposób. Nic innego nie mógł jej dać, nie chciał. To ona powinna otworzyć oczy i poprosić go o przebaczenie za to, że na długie zmarnowane lata wepchnęła go w stan znieczulenia wiarą, która stanowiła jedyne znane mu wyjście”[s. 159]*.
Tor prowadzi gospodarstwo. Kiedyś hodował krowy, teraz świnie. Wiele dla niego znaczą nieustające obowiązki przy zwierzętach. Mieszka z rodzicami. Do swojego ojca odnosi się z pogardą i chłodem. Po wylewie matki powtarza często: „Ale ona poza tym jest całkiem zdrowa. Gdyby tylko mogła się obudzić”[s. 186].
Erlend mieszka w Kopenhadze wraz z Krumme, swoim partnerem. Pracuje jako dekorator wystaw. Jest szczęśliwy, kochający i kochany, bogaty i zadowolony z życia „Ostatnim widokiem, jaki zapamiętał, były jej plecy. Stała przy blacie kuchennym, zajmując się jakąś zupą, przelewając ją do pustych kartonów po mleku, które miała włożyć do zamrażarki. Nawet się, kurwa, nie odwróciła, gdy powiedział do widzenia. Była zła, że jedzie, byłaby zła, gdyby został. Najmłodszy syn z Neshov, pedzio i cholerna zakała rodziny. Jedyną osobą, która go akceptowała był dziadek”[s. 141].
Torrun, córka Tora, wnuczka umierającej Anny. „Wnuczka. Nagle teraz stała się wnuczką, mając trzydzieści siedem lat”[s. 121]. Babci ze strony ojca nigdy wcześniej nie poznała...
Bezradność. Zagubienie. Obcość. Wrogość. Nieufność. Zobojętnienie...
Co wydarzyło się w tej rodzinie...?
Z każdą stroną coraz głębiej zanurzałam się w wydarzenia tego chłodnego, ciemnego grudnia. W jego nastrój wprowadzali mnie poszczególni bohaterowie. Pozwolili, bym stała się nimi: spojrzała na świat nie tylko ich oczami, ale także z ich sercem. Sercem poranionym i zmarzniętym.
Anne B. Ragde tworzy bardzo sugestywne portrety psychologiczne. Jej bohaterów zastajemy w codzienności, zwyczajnej i błahej, a jednak tak mocno przez nich naznaczonej. Wiele dowiadujemy się z opisu tych zwyczajnych chwil. Narratorka z kilku części kreśli całość. Z kilku kresek – skończony obraz.
Myślę sobie – codzienność czasem nas wybawia. Ta najzwyklejsza: z pracą, obowiązkami, czynnościami banalnymi, najoczywistszymi pod słońcem, jak rozpalenie w piecu, zrobienie śniadania, odśnieżenie ścieżki. Ratuje, trzyma przy życiu, daje złudzenie normalności, możliwość ucieczki od siebie samych.
„(...) Tak się cieszył, że pada śnieg, musiał teraz skupić się na takich rzeczach, że dzisiaj należy odśnieżyć, odśnieżyć długo i dokładnie”[s. 170].
„Potrzebny był mu kubek, którego mógłby się trzymać”[s. 89].
Ale to tylko jeden z jakichś pobocznych, mało znaczących tropów.
Ta książka przeraża, przygnębia i przytłacza.
A jednak – jest piękna. Tak bardzo prawdziwa!
Na szczęście nie muszę czekać na drugi tom.
Anne B. Ragde, Ziemia kłamstw, tłum. Ewa M. Bilińska, t. 1., wyd. Smak Słowa, Sopot 2010.
Anne B. Ragde, Ziemia kłamstw, tłum. Ewa M. Bilińska, t. 1., wyd. Smak Słowa, Sopot 2010.
*cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: Smak Słowa, seria: Kontynenty
tytuł oryginału: Berlinerpoplene
tytuł oryginału: Berlinerpoplene
język oryginału: norweski
okładka: twarda
ilość stron: 288
moja ocena: 6/6
ilość stron: 288
moja ocena: 6/6
skąd: biblioteka.