Na początku był obraz. Potem
było słowo. Na końcu - muzyka. A ten koniec to zaledwie początek wędrówki.
Jest wędrowanie, które się nie kończy. Jego początkiem jest
właśnie Golgota.
Na wstępie książeczki z wierszami dołączonej do płyty Ernest Bryll wspomina: „Leżeliśmy w jednym szpitalu, u profesora Bochenka na Ochojcu. Jurek najpierw, potem w 1999 roku ja, ale tak samo każdy z nas po cztery bypassy. Potem Jurek powiedział mi, że maluje Golgotę jako podziękowanie dla Matki Boskiej Częstochowskiej. Obejrzałem obrazy i bardzo, ale to bardzo mnie poruszyły. I nagle Jurek Duda-Gracz zapytał: A wierszy do tego byś nie złożył?”[1].
I poeta ułożył. A Marcin Styczeń napisał do nich muzykę, a potem, wraz z Joanną Lewandowską, zaśpiewał. Tak powstała „Golgota Jasnogórska” – płyta oparta na poemacie pasyjnym, minispektakl poetycki, wyjątkowa droga krzyżowa. Składa się z osiemnastu stacji, obejmuje także zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Chrystusa. Cztery stacje czytane są przez Ernesta Brylla, czternaście śpiewane przy akompaniamencie gitary przez Joannę i Marcina.
Droga krzyżowa inna to niż wszystkie. Szczera do bólu, nie bawiąca się znieczulenia, w ładne słowa. Bardzo współczesna. Ocena ludzkich postaw zawarta w poemacie nie jest już tak łatwa i przejrzysta, by zmieścić ją w kategoriach siedmiu grzechów głównych, by bez trudności rozmieścić ją na biegunach dobra i zła. Wydaje się, że dzisiejsze zło jest sprytniejsze: przybiera pozory dobra, z powodzeniem ukrywa się w jego szatach. A człowiek – zdezorientowany, zagubiony, mały, niepamiętający o swoim człowieczeństwie, łatwo ulegający manipulacji.
Z wierszy poety wielokrotnie wypływa gorzki paradoks: przeszkodą w spotkaniu z Chrystusem bywa najgorliwsza religijność. Religijność skostniała i ślepo zapatrzona w majestatyczne ołtarze, a nie umiejąca już patrzeć w głąb siebie ani też dostrzec człowieka stojącego obok. Trudno nie zacytować Jerzego Dudy-Gracza: „Podczas nabożeństw (...) na Jasnej Górze często stawiałem sobie pytanie: co by było, gdyby wśród pozłacanych biskupów pojawił się Chrystus i przed ołtarzem przedstawił się: Jestem Synem Bożym! Jak byśmy go ukrzyżowali? Jako Żyda? Wroga ludu? Bluźniercę? Bardzo wcześnie doświadczyłem fenomenu polskiego katolicyzmu, którego symbolem jest znak pokoju w niedzielę i wzajemna nienawiść przez pozostałe sześć dni w tygodniu”[2]. Podobny ton pobrzmiewa także tutaj:
„Jest niedziela. My, pięknie odziani
Do kościołów bardzo się spieszymy
Gdzie czcigodnie śpiewając pieśni
Razem z Bogiem bezpieczni jesteśmy
Bo Pan tam jest. Więc, mówiąc szczerze
Na ulicy
Nie może leżeć.”
(Stacja III)
O czym jeszcze opowiada „Golgota Jasnogórska”? O tym, jak lubimy chronić się w tłumie, z którego nie mamy odwagi wystąpić, gdy nadchodzi właściwy moment. Że Wielkanoc jest dla nas jedynie pretekstem do podniosłego, acz chwilowego zrywu, krótkiego rozjaśnienia osobistego nieba, które – jak te okna czyszczone w pośpiechu – potem znów pokryje sadza (por. Stacja VI: Weronika). Że przechodzimy do porządku dziennego nad tym, co powinno nasze życie przewartościować („Bóg upadł. Lecz w ogóle zwyczajnie się dzieje.” – Stacja IX). Że grzęźniemy w doczesności po uszy, choć możemy przemieniać ją w wieczność. Że chcemy ocalić za wszelką cenę to, czego ocalać nie warto[3]. Że oddalamy od siebie świadomość: rozkładu, śmierci, cierpienia, dramatu męki. Że zapominamy o tym, co w chrześcijaństwie największe: o Bogu, który uczestniczy w naszym cierpieniu, zstępuje na dno piekieł, w nasz największy ból, upokorzenie, lęk. Jakże często, miotając się w dylematach teodycei, rzucając oskarżeniami o istnienie zła - zapominamy o Chrystusie, który współcierpi z nami. I w ogóle jakoś nie chcemy takiego Boga, „niepodobnego do Bożego stworzenia”: poranionego, zakrwawionego, upodlonego: „Trzeba go odziać na obrazach naszych/ W srebrne sukienki/ Bo straszy” (Stacja X). Jak bardzo lubimy łagodzić, uwznioślać, podkolorowywać rzeczywistość. Jak silna tkwi w nas pokusa łatwego cudu, jakże pragniemy spektakularnych dowodów na Boską wszechmoc: „My, mali ludzie, cośmy do ostatka/ Stojąc u krzyża na cuda czekali” (Stacja XII). Jakże wygładzone bywa szkiełko naszej wiary.
Gorzkie to obrazy. Wstrząsające i smutne. Ale nie może być inaczej. A jak świetliste jest pośród nich to światło, jak prawdziwa ta radość, jak słuszne jasne nuty wplecione w te mollowe! Bo przecież
„Bóg zmartwychwstał, odwalił groby naszych domów
Gdzie tak już dobrze we śnie dusznym było”
(Stacja XV).
I najważniejsze: Bryll nie uprawia moralizatorstwa. To raczej opinia człowieka zatroskanego i zasmuconego, mającego dar dostrzegania tego i odwagę mówienia o tym, na co inni uparcie zamykają oczy. Poeta wie, że nie ma prawa czuć się kimś lepszym z racji swej przenikliwości. Więc jego głos pojawiający się między słowem śpiewanym jest, przy całej swej pewności i racji, tak niesamowicie ciepły i powściągliwy. Ma świadomość, że on także - jak każdy z nas - jest postacią z obrazów Dudy-Gracza: przewrotnych, bezwstydnych, rozpasanych, rubasznych. Znów nie sposób nie zacytować malarza: „Ludzka głupota, śmieszność i brzydota, złość i wszystkie możliwe grzechy pospolite i główne, to również moje świństwa, słabości i draństwa. Wystarczy spojrzeć, jak maluję obrazy, aby bez trudu dostrzec miłość do ludzi i ich słabości.”[4].
„(...)
Ani Mu było potrzebne gadanie
Gdzie się świniłem, śliniłem, dławiłem
– Obudź się – szepnął. Nagle się zbudziłem.
– Jeśli chcesz, Bryllu, jutro będzie Zmartwychwstanie.”
(Stacja XIV, Jezus do grobu złożony)
Ta płyta jest dla mnie po trzykroć cenna: bo tu i dobra
poezja, i piękna muzyka, i mnóstwo wartościowych przesłań. Sięgnęłam także do
malarstwa Jerzego Dudy-Gracza, choć tego bogactwa nie sposób odkryć i wyczerpać
tak od razu.
Zachwyca mnie duet Marcina Stycznia i Joanny Lewandowskiej. Ich barwy głosów: czerń i srebro, mat i połysk, swego rodzaju szorstkość i aksamit. Powściągliwość i niesamowita ekspresja, spokój i niepokój, opanowanie i szaleństwo, umiar i bezmiar – splatają się w wyrazistą, piękną całość (choć te opozycje to tylko moje nieporadne uogólnienia, których nie należy absolutyzować). Uwielbiam twórczość każdego z nich, dlatego ogromnie mnie cieszy, że spotkali się, by razem śpiewać.
Jasnogórskiemu poematowi towarzyszy tylko gitara - i to wystarcza. Blisko mu do piosenki literackiej, gdzie słowo jest nadrzędne wobec melodii i to jego znaczenie wyznacza jej drogę – nie odwrotnie. Wymaga skupienia i otwartości – w zgiełku słuchać jej nie sposób.
Ernest Bryll, Joanna Lewandowska, Marcin Styczeń, Golgota Jasnogórska [płyta CD], Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2013.
[1] – jw., s. 2.
[2] – Izabella Bondar, Duda-Gracz – Usiłuję idiocieć z godnością [wywiad] [w:] „Przekrój” nr 41 z 12 października 1997 [cytuję za:] Jan Gondowicz, Duda-Gracz, Edipresse Polska S.A., Kolekcja: ludzie, czasy, dzieła, t. 17, Warszawa 2006, s. 24.
[3] – Ks. Leszek Łysień, z Rekolekcji dla twórców i nauczycieli, 4-6 marca 2013, Bielsko-Biała, Parafia Trójcy Przenajświętszej w Bielsku-Białej.
[4] – Jadwiga Polanowska, Pustynia umysłowa. Rozmowa z Jerzym Dudą-Graczem, [wywiad] [w:] „Przegląd Tygodniowy” nr 37 z 16 września 1998 [cytuję za:] Jan Gondowicz, jw., s. 47.
*Ks. Jan Twardowski, Ścieżka (cytuję z pamięci).
A tutaj obrazy ilustrujące kolejne stacje oraz teksty poety.
Zachwyca mnie duet Marcina Stycznia i Joanny Lewandowskiej. Ich barwy głosów: czerń i srebro, mat i połysk, swego rodzaju szorstkość i aksamit. Powściągliwość i niesamowita ekspresja, spokój i niepokój, opanowanie i szaleństwo, umiar i bezmiar – splatają się w wyrazistą, piękną całość (choć te opozycje to tylko moje nieporadne uogólnienia, których nie należy absolutyzować). Uwielbiam twórczość każdego z nich, dlatego ogromnie mnie cieszy, że spotkali się, by razem śpiewać.
Jasnogórskiemu poematowi towarzyszy tylko gitara - i to wystarcza. Blisko mu do piosenki literackiej, gdzie słowo jest nadrzędne wobec melodii i to jego znaczenie wyznacza jej drogę – nie odwrotnie. Wymaga skupienia i otwartości – w zgiełku słuchać jej nie sposób.
Ernest Bryll, Joanna Lewandowska, Marcin Styczeń, Golgota Jasnogórska [płyta CD], Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2013.
[1] – jw., s. 2.
[2] – Izabella Bondar, Duda-Gracz – Usiłuję idiocieć z godnością [wywiad] [w:] „Przekrój” nr 41 z 12 października 1997 [cytuję za:] Jan Gondowicz, Duda-Gracz, Edipresse Polska S.A., Kolekcja: ludzie, czasy, dzieła, t. 17, Warszawa 2006, s. 24.
[3] – Ks. Leszek Łysień, z Rekolekcji dla twórców i nauczycieli, 4-6 marca 2013, Bielsko-Biała, Parafia Trójcy Przenajświętszej w Bielsku-Białej.
[4] – Jadwiga Polanowska, Pustynia umysłowa. Rozmowa z Jerzym Dudą-Graczem, [wywiad] [w:] „Przegląd Tygodniowy” nr 37 z 16 września 1998 [cytuję za:] Jan Gondowicz, jw., s. 47.
*Ks. Jan Twardowski, Ścieżka (cytuję z pamięci).
A tutaj obrazy ilustrujące kolejne stacje oraz teksty poety.
*
[„Słyszalne krajobrazy” – to cykl
przedstawiający moje spotkania z muzyką. Nazwę zaczerpnęłam z wiersza Rainera
Marii Rilkego (Muzyka). Jeden z pierwszych moich tekstów opublikowanych tutaj opowiadał właśnie o wrażeniach z koncertu, ale że wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na
blogach jest coś takiego jak cykle, przeto dziś sięgnęłam wstecz (prawo działa
wstecz, jeżeli jest korzystne dla blogera!) i przeredagowałam nieco tytuł.
Dlatego dziś odcinek drugi, choć właściwie inauguracyjny.]
*
Życzę Wam, Drodzy Czytelnicy,
wartościowego przeżycia zbliżającego się czasu. Niech wiosna zagości za oknami, a także w Waszych sercach.