♪...♫...”Świecie nasz, daj nam cień wysokich traw
Świecie nasz, daj zagubić się wśród drzew poszumu”... ♪...♫...♪*
Świecie nasz, daj zagubić się wśród drzew poszumu”... ♪...♫...♪*
Z ogranych motywów można stworzyć oryginalną książkę. Trzeba tylko namalować jej świat barwami z własnej palety.
Dom rodzinny z ogrodem, wystawiony na sprzedaż. Ukochane miejsce, które trzeba opuścić i odnaleźć się w nowym, obcym. Małżonkowie, którzy zaczynają się rozmijać. Gasnąca miłość, podkopane zaufanie do przyjaciół. Rodzinne kłopoty: niemożność sprostania oczekiwaniom rodziców, niezrozumiałe decyzje dzieci. Uzdrawiająca moc obcowania z przyrodą. Historia jakby znajoma. Wątki, motywy i postaci często spotykane we współczesnej literaturze popularnej. Wyczerpane, ocierające się o banalność.
A jednak „Niebo ma kolor zielony” wymyka się schematom i krzywdzącym kwalifikacjom. To książka bezpretensjonalna, autentyczna do bólu. Osobna.
Dom rodzinny z ogrodem, wystawiony na sprzedaż. Ukochane miejsce, które trzeba opuścić i odnaleźć się w nowym, obcym. Małżonkowie, którzy zaczynają się rozmijać. Gasnąca miłość, podkopane zaufanie do przyjaciół. Rodzinne kłopoty: niemożność sprostania oczekiwaniom rodziców, niezrozumiałe decyzje dzieci. Uzdrawiająca moc obcowania z przyrodą. Historia jakby znajoma. Wątki, motywy i postaci często spotykane we współczesnej literaturze popularnej. Wyczerpane, ocierające się o banalność.
A jednak „Niebo ma kolor zielony” wymyka się schematom i krzywdzącym kwalifikacjom. To książka bezpretensjonalna, autentyczna do bólu. Osobna.
Małgosię, narratorkę powieści, poznajemy na życiowym zakręcie. Jeszcze mieszka z rodzicami na wsi, w domu z wielkim ogrodem, ale już wie, że wkrótce będzie musiała pogodzić się z utratą tego miejsca. Trzeba je zostawić i przeprowadzić się do miasta. W końcu będzie mogła zamieszkać z mężem, dotychczas widzieli się tylko w weekendy – jego dojazd do pracy z wioski nie miałby sensu. Małgosia będzie musiała także zamknąć swoją coraz mniej rentowną prywatną przychodnię stomatologiczną i poszukać etatu oraz przekonać rodziców do mieszkania w bloku, choć sama nie jest do tego przekonana.
„To nieprawda, że będzie mi łatwo rozstać się z ogrodem. Znam tu każdy kawałek ziemi. Wiem, co, gdzie i o jakiej porze roku wzejdzie, co zakwitnie, co dojrzeje. To nieprawda, że mam dość wielkiej zieleni, na którą od kołyski patrzą moje oczy – kocham ją jak nic na tym świecie. To nieprawda, że nie chce mi się pracować. To wszystko nieprawda. Cóż, kiedy oprócz tego, co bym chciała, jest jeszcze to, co muszę.”[s. 46]*
Krystyna Januszewska stworzyła bohaterkę dojrzałą. Obdarzyła ją refleksyjną, melancholijną naturą, wyrozumiałością i umiejętnością wnikliwej obserwacji. Jej spokój i opanowanie udzielają się czytelnikowi. Małgosia potrafi wiele znieść, zatrzymać gorzkie słowa na końcu języka i rzadko działa pod wpływem impulsu. Jej bierność czasami denerwuje, ale chyba podoba mi się bardziej niż szaleństwo, przebojowość i to bezczelne rozpychanie się łokciami, właściwe bohaterom z „ambitnych” komedii.
„To nieprawda, że będzie mi łatwo rozstać się z ogrodem. Znam tu każdy kawałek ziemi. Wiem, co, gdzie i o jakiej porze roku wzejdzie, co zakwitnie, co dojrzeje. To nieprawda, że mam dość wielkiej zieleni, na którą od kołyski patrzą moje oczy – kocham ją jak nic na tym świecie. To nieprawda, że nie chce mi się pracować. To wszystko nieprawda. Cóż, kiedy oprócz tego, co bym chciała, jest jeszcze to, co muszę.”[s. 46]*
Krystyna Januszewska stworzyła bohaterkę dojrzałą. Obdarzyła ją refleksyjną, melancholijną naturą, wyrozumiałością i umiejętnością wnikliwej obserwacji. Jej spokój i opanowanie udzielają się czytelnikowi. Małgosia potrafi wiele znieść, zatrzymać gorzkie słowa na końcu języka i rzadko działa pod wpływem impulsu. Jej bierność czasami denerwuje, ale chyba podoba mi się bardziej niż szaleństwo, przebojowość i to bezczelne rozpychanie się łokciami, właściwe bohaterom z „ambitnych” komedii.
„Muszę pogodzić się z tym, czego nie mogę zmienić, i żyć, akceptując to, na co nie mam wpływu. Każdy człowiek pisze swoją własną książkę. Widocznie w mojej przyszedł czas na nagły zwrot akcji”[s. 65-66]
Kreacja głównej bohaterki idzie w parze ze stylem. Świat powieści jest namalowany. Uważnie i wolno. Starannie. Bez przypadkowych ruchów pędzla. Bez przypadkowych słów. Z namysłem. Narratorka unika przejaskrawień, krzykliwości, połysku, sztuczności. Woli kolory stonowane, zgaszone, głębokie. Łagodne stopniowanie odcieni zamiast kontrastów. Chaos rzeczywistości, przypadkowość i bezsens tego, co ją spotyka stara się zmienić w harmonijną kompozycję. Stara się wyostrzyć to, co ważne, podkreślić kontury sensu, zaś absurd i zło – złagodzić przez delikatne rozmycie. Pragnie wyeksponować wartości, o których przestajemy pamiętać. Podkreślić wagę uczuć i postaw, ważnych. Zatrzymać to, co zbyt szybko przemija.
Refleksyjność Małgosi daje wrażenie przenikania się dwóch perspektyw czasowych: niby zdarzenia dzieją się tu i teraz, a jednocześnie narracyjny dystans sprawia wrażenie oglądania danej chwili z bliższej lub dalszej przyszłości. Podoba mi się to subtelne przenikanie się: dobrej powieści obyczajowej i pamiętnika. Wysublimowanych rozmyślań i prozaicznej codzienności.
Powieść trafnie ukazuje różnice międzypokoleniowe. Różne wartości cenione przez rodziców i dzieci, odmienność wyobrażeń o życiu prowadzą do braku wzajemnego zrozumienia. Inność niesiona przez upływający czas, zmieniające się realia bardziej dzielą, niż łączą rodzinę. Historia Małgorzaty naznaczona jest tragizmem. Ukazuje ograniczenie i bezsilność człowieka skazanego na nierówną walkę z rzeczywistością. Jego kruchość domaga się istnienia oparcia, które złagodzi upadek. Przystani, jaka pozwoli mu pozostać sobą w szalonym wirze cywilizacji. Zakorzenienia.
Dla bohaterki takim miejscem jest właśnie dom rodzinny, a szczególnie ogród wokół niego. Jej niebo ma kolor zielony. Jakie to proste, a jakie urocze.
„Wszystko, co miało znaczenie, dotyczyło tamtego miejsca. Zakotwiczona w nim na wieki, uwiązana, szukałam na siłę alternatywy w nowym otoczeniu”[s. 132]
„W majowe południe fale rozgrzanego powietrza deformują kształty, rozmywają kolory, unoszą się w górę i drżą w ostrym słońcu. Nad tym wszystkim kwitną drzewa: czarny bez, jarzębiny, dęby i spóźnione sosny, stara lipa wabi swoich kochanków , rozłożysta kalina rozsypuje konfetti, raj! To miejsce na ziemi, w którym przyszło mi żyć, jest moim zielonym niebem. Dzięki Ci, Boże, za ten skrawek ziemi, za okruch zawieszony w kosmosie, tak mały i bezbronny, a jednocześnie wielki i wszechmocny, uporządkowany (...)”[s. 77]
Może to oczywiste, ale w czasie lektury przyszło mi na myśl, że pisanie jest jak malowanie. Słowem można tworzyć obrazy. Barwami myśli, uczuć i wyobraźni nadawać codzienności własne proporcje i odcienie, wybierać odpowiednią perspektywę. Wszystko po to, by obcy świat oswoić, uczynić go znośnym, przyjaznym. By w nim zamieszkać.
Kreacja głównej bohaterki idzie w parze ze stylem. Świat powieści jest namalowany. Uważnie i wolno. Starannie. Bez przypadkowych ruchów pędzla. Bez przypadkowych słów. Z namysłem. Narratorka unika przejaskrawień, krzykliwości, połysku, sztuczności. Woli kolory stonowane, zgaszone, głębokie. Łagodne stopniowanie odcieni zamiast kontrastów. Chaos rzeczywistości, przypadkowość i bezsens tego, co ją spotyka stara się zmienić w harmonijną kompozycję. Stara się wyostrzyć to, co ważne, podkreślić kontury sensu, zaś absurd i zło – złagodzić przez delikatne rozmycie. Pragnie wyeksponować wartości, o których przestajemy pamiętać. Podkreślić wagę uczuć i postaw, ważnych. Zatrzymać to, co zbyt szybko przemija.
Refleksyjność Małgosi daje wrażenie przenikania się dwóch perspektyw czasowych: niby zdarzenia dzieją się tu i teraz, a jednocześnie narracyjny dystans sprawia wrażenie oglądania danej chwili z bliższej lub dalszej przyszłości. Podoba mi się to subtelne przenikanie się: dobrej powieści obyczajowej i pamiętnika. Wysublimowanych rozmyślań i prozaicznej codzienności.
Powieść trafnie ukazuje różnice międzypokoleniowe. Różne wartości cenione przez rodziców i dzieci, odmienność wyobrażeń o życiu prowadzą do braku wzajemnego zrozumienia. Inność niesiona przez upływający czas, zmieniające się realia bardziej dzielą, niż łączą rodzinę. Historia Małgorzaty naznaczona jest tragizmem. Ukazuje ograniczenie i bezsilność człowieka skazanego na nierówną walkę z rzeczywistością. Jego kruchość domaga się istnienia oparcia, które złagodzi upadek. Przystani, jaka pozwoli mu pozostać sobą w szalonym wirze cywilizacji. Zakorzenienia.
Dla bohaterki takim miejscem jest właśnie dom rodzinny, a szczególnie ogród wokół niego. Jej niebo ma kolor zielony. Jakie to proste, a jakie urocze.
„Wszystko, co miało znaczenie, dotyczyło tamtego miejsca. Zakotwiczona w nim na wieki, uwiązana, szukałam na siłę alternatywy w nowym otoczeniu”[s. 132]
„W majowe południe fale rozgrzanego powietrza deformują kształty, rozmywają kolory, unoszą się w górę i drżą w ostrym słońcu. Nad tym wszystkim kwitną drzewa: czarny bez, jarzębiny, dęby i spóźnione sosny, stara lipa wabi swoich kochanków , rozłożysta kalina rozsypuje konfetti, raj! To miejsce na ziemi, w którym przyszło mi żyć, jest moim zielonym niebem. Dzięki Ci, Boże, za ten skrawek ziemi, za okruch zawieszony w kosmosie, tak mały i bezbronny, a jednocześnie wielki i wszechmocny, uporządkowany (...)”[s. 77]
Może to oczywiste, ale w czasie lektury przyszło mi na myśl, że pisanie jest jak malowanie. Słowem można tworzyć obrazy. Barwami myśli, uczuć i wyobraźni nadawać codzienności własne proporcje i odcienie, wybierać odpowiednią perspektywę. Wszystko po to, by obcy świat oswoić, uczynić go znośnym, przyjaznym. By w nim zamieszkać.
Usiąść z boku. W cieniu. W ciszy. W zieleni.
W refleksjach narratorki odnalazłam siebie. Z trzech stron świata mojego domu mam pola i łąki, z czwartej las. Wzruszają i radują mnie kształty chmur, zapachy zmierzchów, barwy kwiatów, rozpoznawanie ptasich głosów, mozaiki motylich skrzydeł. Moje niebo także ma kolor zielony.
Krystyna Januszewska, Niebo ma kolor zielony, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2004.
*(Marek Grechuta, Świecie nasz)
**Cytaty pochodzą z książki (Krystyna Januszewska, Niebo ma kolor zielony, jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
W refleksjach narratorki odnalazłam siebie. Z trzech stron świata mojego domu mam pola i łąki, z czwartej las. Wzruszają i radują mnie kształty chmur, zapachy zmierzchów, barwy kwiatów, rozpoznawanie ptasich głosów, mozaiki motylich skrzydeł. Moje niebo także ma kolor zielony.
Krystyna Januszewska, Niebo ma kolor zielony, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2004.
*(Marek Grechuta, Świecie nasz)
**Cytaty pochodzą z książki (Krystyna Januszewska, Niebo ma kolor zielony, jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
Warto odwiedzić stronę autorki: www.januszewska.eu
Zdjęcia opublikowane w poście są mojego autorstwa, a kwiaty wyhodowała mama ;-)
wydawnictwo: Zysk i S-ka
okładka: piękna! – reprodukcja obrazu autorki. Miękka.
ilość stron: 319
moja ocena: 5/6
skąd: kupiłam. Jak dobrze, że kupiłam...!
Recenzja jak zawsze świetna. Muszę rozejrzeć się za tą książkę. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńKasandro, warto się rozejrzeć. Życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo :) Pozdrawiam!
Przepiękna recenzja. Od razu tak zrobiło się kolorowo, kwiatowo i bajecznie wprost. Chętnie poznam tę książkę.
OdpowiedzUsuńMiło mi, Cyrysiu, dziękuję :)
UsuńSama zatęskniłam za zielenią, czytając tę powieść :)
Jak dla mnie brzmi interesująco, chętnie rozejrzę się za tą książką:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadora, rozglądaj się. Życzę, żebyś na nią szybko natrafiła :)
UsuńDziękuję za wizytę :-)
Pozdrawiam!
Cudo! Kwiaty z własnego ogródka cudownie udekorowały tę recenzję. Od razu przyszła mi na myśl książka "sekretny język kwiatów", którą polecam, czytałaś?
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że z ogranych motywów można stworzyć nowatorskie dzieło. Nie trzeba wyważać otwartych drzwi, rzekłabym :)
Danusiu, dziękuję :) Po lekturze nie mogłam się oprzeć, żeby ich nie wstawić. Nie czytałam "Sekretnego języka kwiatów", ale słyszałam o nim wiele dobrego i czytałam recenzję u Ciebie. Mam to na uwadze i jeśli nadarzy się okazja, sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Polecam ci, zdjęcia kwiatów ponownie się przydadzą :)
Usuń:-)
Usuńrecenzja wspaniała, aż chce się znużyć i czytać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Agnieszko :)
UsuńJa także czekam na recenzję "Przytulać kamienie" u Ciebie! :)
Pozdrawiam!
Ach, jak wiosennie, kwieciście i eterycznie...! Czarodziejko, znów kusisz... :)
OdpowiedzUsuńA kuszę, kuszę :-)
UsuńPozdrowienia, Ewo!
Dzięki za odwiedziny! :)
Jeśli chodzi o tę książkę, to na pewno spodobałaby się mojej mamie :) Ona uwielbia takie lektury!
OdpowiedzUsuńP.S. Masz rację, najlepiej mieć ukochane tytuły ze sobą :) Ja się tylko zastanawiam co się stanie z tą wolną przestrzenią, która się pojawi jak się wyprowadzę :D No, ale do tego czasu jeszcze co najmniej 5 lat, myślę :D
Marta, mojej mamie też się bardzo podobała, a mama to wybredna czytelniczka, chyba wybredniejsza ode mnie :)
UsuńZawsze możesz coś zostawić rodzicom po wyprowadzce :-) Pustą przestrzeń zawsze można jakoś wypełnić. :)
Pozdrawiam ciepło!
*jak zwykle z małym poślizgiem ja^^'''*
OdpowiedzUsuńOkładka i kwiaty Twojej mamy są piękne (*______*) aww ;3 Kusisz.
Ciekawe motto - Grechuta.
Pozdrawiam serdecznie^^
Luizo, dziękuję, w imieniu mamy także :)
UsuńAkurat ta piosenka Grechuty przyszła mi na myśl, kiedy rozmyślałam sobie nad recenzją :) Świetnie pasuje do tej książki. A książka - niby taka zwyczajna, a tyle mi dała.
Dziękuję - nie martw się poślizgami. Ja ostatnio ograniczam się tylko do zaglądania.
Pozdrawiam ciepło! ;*
Widzisz, a ja ostatnio myślałam intensywnie o Grechucie, ale o innej jego piosence ; )
UsuńDziękuję i życzę udanego tygodnia! xD
Jestem ciekawa o jakiej ... ;-)
UsuńJego piosenki są genialne. Każda jedna skłania do pochylenia się nad tekstem i nigdy nie wychodzimy z pustymi rękoma.
Dziękuję.
Także najlepsze życzenia na nowy zimowy tydzień! :)
"Nie dokazuj" ; )
UsuńOj, tak, genialne teksty (i wykonanie - ten głos!).
Nie można się nie zgodzić :)
Usuńprzepiękna, wyczerpująca recenzja, książki jeszcze nie czytałam, ale jeśli tylko nadarzy się okazja to chętnie się z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuńMagdo, polecam i życzę możliwości jej lektury. I dziękuję za ciepłe słowa w te minusowe temperatury. Właśnie wróciłam ze szkoły i jestem wykończona, a tu - jaka miła niespodzianka!
OdpowiedzUsuńŚciskam! :-)
Czasem rzeczywiście można zmienić banał w coś naprawdę oryginalnego. Z tego co wiem moja kuzynka ma tę książkę i bardzo ją chwaliła.
OdpowiedzUsuńPS. Od napatrzenia się na kwiaty z postu naszła mnie ochota na wiosnę ;D
Giffin, właśnie :) Zakochałam się w tej książce. Może przesadzam, może jest przeciętna - nie wiem. W każdym razie starałam się uzasadnić swoja opinię.
UsuńTaż już mam dość tego zimna. Chcę kolorów! Miło, że moje zdjęcia wnoszą trochę radości! :)
Pozdrawiam!
witam :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że zostawiłaś u mnie ślad, dzięki temu ja trafiłam do Ciebie. bez książek nie wyobrażam sobie życia choć nie umiem tak ładnie o nich pisać :)
pozdrawiam kolorowo
Witam, witam - dziękuję :-)
UsuńZachęciłaś mnie:-) Czytałam dwie książki Januszewskiej: "Przytulać kamienie" oraz "Dolinę motyli"; ta druga książka, pomimo tego, że dla młodzieży, a ja młodzieżą nie jestem, podobała mi się bardziej od pierwszej.
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję za głos! :-)
UsuńMarzę o tych lekturach, które wymieniłaś. Same tytuły mają w sobie moc przyciągania, a po lekturze "Nieba..." - wiem, jakiego stylu oczekiwać.
Pozdrawiam! :)