Teściowa zatruwająca życie synowej; syn,
który nie potrafi odciąć pępowiny; dzieci, które mają wszystko oprócz
bliskości; rodzice manipulujący dziećmi... No i żony – żony, które z namaszczeniem pielęgnują tę atrapę rodziny. Kogo chcą oszukać...?
Gdzie jest granica tego udawania, zagryzania zębów, wytrzymałości?
Dwie rodziny, dwa domy, dwie
siostry, dwie historie splatające się na końcu. Obie pokazane z perspektywy
kobiet.
W domu Kamili „rodzinne święta”
(tu na przykładzie Wielkanocy) to znaczy siedzenie przy suto zastawionym stole
wraz z mężem, synem i – telewizorem. Nie może być inaczej, TV serwuje wtedy
wiele familijnych filmów, takich „o jasnych stronach życia”[s.17*]. Oczywiście
obowiązkowo pójście do kościoła. Żadnych odwiedzin, żadnych gości, żadnych
telefonów.
„-Mamo, to ja bym poszedł do
Tomka – mówi Aduś, wędrując za nią do kuchni ze swoim talerzem.
- Ach, to dlatego jesteś taki
skory do pomocy. – Kamila odbiera od syna brudne naczynie.
Chłopak wzrusza ramionami.
- Przecież i tak będziecie
oglądać telewizję – bąka niewyraźnie, Kamila jednak nigdy nie miewa problemów
ze zrozumieniem syna.
- Ale będziemy to robić wspólnie,
jak rodzina – odpowiada surowo, lecz natychmiast mięknie. – Skoro jednak tak
bardzo ci zależy...”[s.16].
W domu Leny miarą świąt (tu na
przykładzie Bożego Narodzenia) są niemieszczące się pod choinką prezenty dla
dziewczynek (dwie córki: Ania i Kasia), perfekcyjnie nakryty stół (Lena uwielbia
dekorowanie), cały korowód potraw (to nic, że za dużo i zazwyczaj zostaje).
„Podczas drugiego dania atmosfera
przy stole nieco się rozluźnia. Jest tyle potraw do wyboru, że pytania krążą
nad stołem, komu pieroga, a może jeszcze łyżkę kapusty? Przez kilka minut mają
o czym rozmawiać. Kasia się niecierpliwi, piorunuje wzrokiem dorosłych, ale
tata ofuknął ją, kiedy spróbowała popędzać rodzinę, więc tylko zerka tęsknie w
kierunku choinki.
- No proszę, kupne, a całkiem
przyzwoite te pierogi – stwierdza Bronia [teściowa – dop. A.D.]. (...)
- Nie pal przy dzieciach – odzywa
się Lena, którą mocno irytuje ten nowy, może raczej odnowiony nawyk męża.
- To mój dom i będę palił, gdzie
i kiedy mi się podoba – odpowiada Grzegorz.
- Ależ, Grzesiu – Bronia
pobłażliwie kręci głową.”[s. 88-89].
Koncept książki bardzo dobrze
oddaje jej okładka: czy suche gałązki ozdobione bombkami to jeszcze choinka? Czy
kilkoro osób zamieszkujących pod jednym dachem i spożywających razem posiłki to
nadal rodzina? Bez wzajemnego zrozumienia, bez zaufania, bez szacunku, bez
bliskości? Na przykładach kolejnych świąt autorka ukazuje rozkład relacji,
wysychanie uczuć, osłabianie więzów. Wkrada się w nie chorobliwa
zazdrość, rywalizacja, coraz większy brak zrozumienia, udawanie, fałsz, skrajna
obojętność – aż po nienawiść i lubowanie się w krzywdzeniu bliskiej osoby.
Kolejne igiełki opadają ze świątecznego drzewka, lecz bohaterki – żony, matki,
synowe, bratowe, ciocie – za wszelką cenę będą dostrzegać w nim rozłożyste, pachnące,
żywe świerki i jodły i na siłę tworzyć obraz sielanki.
Mimo swej zwięzłości powieść
ukazuje bardzo obszerną panoramę rodzinnych stosunków. Każde zdanie buduje
kawał świata w najdrobniejszych szczegółach. Może po części dlatego, że narratorka
wykorzystuje dość typowe sytuacje, nigdy jednak nie popada w stereotyp,
przerysowanie ani groteskę. To wielki plus – umieć zachować powagę i oddać realizm w sytuacjach, które się w głowie nie mieszczą. Historia jest do bólu prawdziwa,
nieprzejaskrawiona ani odrobinę.
Autorka nie musi niczego
objaśniać, charakteryzować, silić się na drobiazgowe opisy sytuacji. Wystarczy
przytoczenie kilku myśli bohaterek, by czytelnik dopowiedział sobie resztę,
poczuł atmosferę ich domów i wiedział o poszczególnych członkach rodziny
więcej, niż wiedzą o nich one same. Kilka nut wystarczy, aby wkrótce nucić
całą melodię. Uwielbiam taką prozę. Pani Magdo, chcę więcej!
Magda Parus, „Rodzinnych ciepłych świąt”, wyd. MUZA SA,
Warszawa 2011.
*Cytaty pochodzą z książki
(jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.
wydawnictwo: MUZA SA
okładka: świetna. Zachęciła mnie, żeby kupić. Projekt okładki: PRACOWNIA Agata Muszalska
ilość stron: 181
moja ocena: 5/6
skąd i dlaczego: zasoby domowych półek. Ot tak, spontaniczne zakupy, promocja...
okładka: świetna. Zachęciła mnie, żeby kupić. Projekt okładki: PRACOWNIA Agata Muszalska
ilość stron: 181
moja ocena: 5/6
skąd i dlaczego: zasoby domowych półek. Ot tak, spontaniczne zakupy, promocja...
Piszesz tak Olu, że od razu chciałoby się po książkę sięgnąć.
OdpowiedzUsuńOddaje chyba w pełni to co się teraz dzieje z ludzkimi uczuciami - wysychają w tym konsumpcyjnym świece, w którym za dużo jest rzeczy a za mało szczerych kontaktów.
Dziękuję :**
UsuńPięknie to ujęłaś. Coraz mniej rozumiem ten świat, coraz mniej to jest mój świat... Aż się boję kolejnych świąt... :(